Manuela Gretkowska: Staliśmy się nagrobną potęgą. Na czym polega ten sukces?

Manuela Gretkowska
01 listopada 2024, 11:40 • 1 minuta czytania
Maria Janion, tytułując swoje eseje o polskim duchu narodowym: "Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi" nie doszacowała polskiego ducha przedsiębiorczości.
Manuela Gretkowska Fot. archiwum prywatne

Staliśmy się nagrobną potęgą, eksportując do Europy znicze. Pokonaliśmy chińską konkurencję. Wydajemy nawet własne czasopismo branżowe "Dekoracje nagrobne". Nic dziwnego, Chopin był Polakiem. Nasze plastikowe znicze mają organiczną melancholię wierzb, zadumę ściernisk i nutę chopinowskiego Marsza Żałobnego, w rytm którego chwieje się płomień. Tego nie da się podrobić chińszczyzną. 


Na czym polega sukces naszych zniczy? Polskie znicze łączą uniwersalne z lokalnym. Odwołując się do ognia jednoczącego ludzkość wokół ujarzmionej potęgi, przemycają też naszą tragiczną historię. "Chrystusa narodów" od pokoleń opłakującego swoich tragicznie zmarłych. W plastikowej komercji nagrobnej daje to poczucie autentyczności, której nie zapewni żadna podróbka. Dlatego Polska jest w stanie podbić rynki cmentarne i podpalić świat, może nie ideami, ale chociaż świeczkami na groby. 

Meksykańska groteska kontra nasze słowiańskie dziady

Meksyk w Święto Zmarłych ze swoimi odpustowymi szkieletami do jedzenia i tańczenia nie jest dla nas zagrożeniem. Ich dość nowa, żeby nie powiedzieć nowoczesna, święta Santa Muerte przypomina "Gnijącą pannę młodą" wydaną w Halloween za Disneya. Jest zbyt makabryczna na globalny produkt a w dodatku kojarzy się z patronką narcos i uzależnionych od cracku. 

Bezapelacyjnie wygrywamy w konkurencji: meksykańska groteska kontra nasze słowiańskie dziady, czy wręcz dziaderstwo, traktowane śmiertelnie poważnie.

Słowo "znicz" weszło do polszczyzny w XIX wieku razem z "Dziadami" Mickiewicza. Pochodzi z litewskiego, gdzie oznaczało mędrca, czarownika składającego ofiary z ognia na ołtarzu. W bliższym nam językowo białoruskim to dosłownie "święty ogień" wskazujący drogę zmarłym do zaświatów. 

Świętej pamięci Mariusz Walter, współtwórca TVN, tłumaczył mi sukces amerykańskich seriali i filmów połączeniem najnowszych osiągnięć techniki z najwybitniejszymi talentami. My mamy wybitną technikę wyrabiania grobowych świeczek i unikatową tradycję łączącą rodzinne święta ze świętem zmarłych. Nie tylko przez liczbę śmiertelnych wypadków 1 listopada, w dzień największego ruchu na polskich drogach.

Wyprzedzając Chiny w dziedzinie zniczy, wchodzimy na rynki dalekowschodnie. Nie mamy co marzyć o byciu drugą Japonią. Lepiej być drugą Koreą Południową, która ją wyprzedziła gospodarczo. 80 proc. koreańskiego PKB tworzy Samsung. Może kiedyś przebojowa polska galanteria cmentarna też tak znacząco wzbogaci nasze PKB. Ale jakim kosztem? Ekonomiczny wyścig zostawił ofiary.

7 na 10 Koreańczyków ma problemy psychiczne. U nas póki co 4 osoby na 10. Samsung, żeby pobudzić produkcyjność, wysyła swoich pracowników na terapię do trumny. Kwadrans zamknięcia w niej daje podobno świetne efekty, przywracając radość życia i zwiększa wydajność w pracy. U nas by to raczej nie przeszło.

Nikt w Polsce nie traktuje trumny jak kapsuły spa. Owszem zdarzały się oryginalne przebrania zmarłych. Iwaszkiewicza, wybitnego pisarza, pochowano na jego życzenie w galowym stroju górniczym, z pióropuszem. Maklakiewicza przebrano za wielbionego przez niego za życia Charlie Chaplina. Najlepszy przyjaciel – Himilschbach włożył mu na drogę, nie jak by się spodziewać po upodobaniach obydwu aktorów – flaszkę wódki, a czekoladki. 

Żadne sukcesy gospodarcze ani turbokapitalizmu nie przekonają Polaków, by, zamiast iść tradycyjnie na groby, położyć się w nim, albo w trumnie. Aż tak nieprzedsiębiorczy na szczęście nie jesteśmy. Wolimy patrzeć w zadumie na płonące znicze niż płonąć chciwością. 

Czytaj także: https://natemat.pl/565088,gretkowska-koncze-60-lat-i-w-polsce-nie-przysluguje-mi-nic