Pojechałem w trasę elektrycznym BMW. Jego zasięg zweryfikował... mały przymrozek

Łukasz Grzegorczyk
02 grudnia 2024, 12:07 • 1 minuta czytania
Tak się złożyło, że test elektrycznego BMW wypadł mi w momencie, gdy pogoda w Polsce oszalała. Przejechałem 300 km przy ujemnej temperaturze na zewnątrz, a kilka dni później wróciłem tą samą trasą, tyle że termometry pokazywały już jedenaście stopni na plusie. Jak wypadło zużycie energii? To był pouczający sprawdzian.
BMW i4 M50 Fot. naTemat

Tak naprawdę to miał być przewidywalny test. Odbierałem auto w momencie, gdy w Warszawie spadł śnieg i złapał przymrozek, więc liczyłem się z tym, że wyniki mogą być gorsze. Zima nie sprzyja podróżowaniu elektrykiem, co pokazał mi już kiedyś test Volkswagena ID. Buzza. Wtedy nie było jakoś tragicznie, oczywiście to też zupełnie inne auto, jednak przekonałem się, że na mrozie realny zasięg trzeba przeliczać inaczej.


Dlatego BMW i4 M50 dostało zadanie specjalne. Ale zanim o wrażeniach z jazdy, zobaczcie jak to auto wygląda. To był mój pierwszy raz z tym modelem, chociaż stylistykę poznałem już dobrze wcześniej. W naTemat możecie znaleźć moje testy BMW i5 w wersjach sedan oraz touring.

BMW i4 w tym zestawieniu wygląda nieco skromniej, no bo rzeczywiście jest nieco mniejsze. Ma niecałe 4,8 m długości, niecałe 1,9 m szerokości, a wysokość to prawie 1,5 metra. Ale na pewno nie brakuje mu tego "pazura", którego można szybko zauważyć choćby w większym i5.

Nadwozie jest przepełnione wyrazistymi akcentami. To choćby lampy M Shadowline, pakiet karbonowych elementów czy efektowne obręcze kół. Trzeba przyznać, że w takim wydaniu elektryczna "czwórka" po prostu robi wrażenie.

A jak jest w środku? Przede wszystkim bardzo kompaktowo, ale też przewidywalnie. Jeśli mieliście do czynienia z nowymi modelami BMW, tak naprawdę mamy powtórzony schemat, który na szczęście wciąż wygląda dobrze. Co prawda nie pasuje mi ta zbyt gruba obręcz kierownicy, ale z czasem łatwo się do niej przyzwyczaić.

System multimedialny w BMW to gąszcz "kafelkowych" aplikacji na ekranie w centralnej części. Na pierwszy rzut oka obsługa wydaje się skomplikowana, ale po zapamiętaniu układu to oprogramowanie działa perfekcyjnie. Łączenie smartfona poprzez Apple CarPlay też nie przyniosło żadnej niemiłej niespodzianki.

W miejscu obok przełącznika skrzyni biegów mamy zestaw klasycznych przycisków z pokrętłem, którego w zasadzie... mogłoby nie być. A to dlatego, że dotykowo na ekranie można bawić się skuteczniej. To trochę zaskakujące, bo czasami narzekam na brak prawdziwych przełączników, a tutaj było odwrotnie.

Jakość wykonania wnętrza można określić dwoma słowami: solidna i premium. Gdyby było inaczej, przeżyłbym duży szok, bo od dłuższego czasu w BMW doceniam właśnie dbałość o detale w środku.

W BMW i4 trudno też narzekać na brak miejsca. Z przodu i z tyłu można podróżować komfortowo, nawet przy wzroście powyżej 1,85 m. Zabrzmi to trochę jak z broszurki producenta, ale samochód dba o naszą wygodę. Dosłownie, bo gdy wysiadłem po przejechaniu kilkuset kilometrów, czułem się, jakbym wstał z wygodnej kanapy. Sprawdzone i potwierdzone także przez moich pasażerów. W bagażniku znajdziecie 470 litrów na walizki i inne skarby. W mojej testówce leżał już pokrowiec z kablami do ładowania, ale i tak miałem jeszcze sporo miejsca.

BMW i4 aż zachęca, by wyjechać nim w trasę. To po prostu wygodne i całkiem pojemne auto, ale do tego dochodzą też absurdalne osiągi. Mamy tu 544 KM i przyspieszenie do 100 km/h w 3,9 s. Do tego 795 Nm momentu obrotowego. To już ten pułap mocy, że kiedy mocniej wciskacie gaz, pojawia się uczucie... uderzenia kijem po plecach.

Na pewno nie ma wrażenia, że moc ucieka gdzieś "przez palce". Napęd na cztery koła robi wszystko, żeby przenieść ją na asfalt. Szybko doceniłem też świetny układ kierowniczy i zawieszenie, którego na koniec testu w sumie nie potrafię precyzyjnie opisać. Da się wyczuć, że na dziurawych drogach jest nastawione na komfort, ale kiedy wciśniecie gaz do podłogi, poczujecie jego sprężystość. Balans możliwości okazał się naprawdę imponujący.

BMW i4 M50. Test zasięgu pokazał ważną różnicę

I dochodzimy do kluczowego punktu. Pojemność akumulatora w tym BMW i4 wynosi 81,1 kWh, co według danych z katalogu przekłada się na zasięg w granicach 416–515 według WLTP.

Mój pierwszy sprawdzian odbył się w warunkach około -2 st. C. Naładowałem auto do pełna i system pokazał mi, że przejadę 325 km bez ładowania (auto miało wyzerowane zużycie, a wcześniejszy styl jazdy i tak był bardzo "normalny").

Wyjechałem w trasę, przejechałem około 175 km i zatrzymałem się na ładowanie, mimo że miałem jeszcze 142 km zapasu. W skrócie: komputer nie kłamał i dobrze to obliczył. Jadąc głównie ekspresówką, zużycie wahało mi się w granicach 26-26,5 kWh. Momentami 27 kWh, przy przepisowej prędkości. Korzystałem z ogrzewania, czasami podgrzewałem też fotel i kierownicę. Ale byłem pewny, że nawet jadąc do 120 km/h zasięg na 400 km będzie formalnością.

Kilka dni później zrobiła się... wiosna. Prawie 11 stopni na plusie, a ja w drodze powrotnej tą samą drogą od razu zobaczyłem różnicę. Mój styl jazdy nie zmienił się, za to zużycie spadło do 21 kWh. Znowu podłączyłem się na chwilę do kabla w połowie trasy, ale gdy ruszyłem dalej, przez kilkadziesiąt kilometrów zasięg, zamiast maleć... jeszcze urósł. Przy takich liczbach dane producenta były już osiągalne.

Wniosek jest prosty – ten test ustawiła pogoda. Nie ma innego wytłumaczenia, bo przejechałem jedną trasę na zasadzie kopiuj-wklej. Oczywiście nie odkryłem Ameryki, pokazując, że zimowe warunki ucinają możliwości elektryka, jednak warto znać skalę tej utraty wydajności.

W teorii nie musiałem się doładowywać podczas tej pierwszej, zimowej próby. W praktyce dojechałbym na miejsce cały w nerwach, że zostanie mi zapas tylko na dojazd do ładowarki. Nie takich emocji szukam w elektrykach, więc szczególnie zimą lepiej ostrożniej planować dłuższe wypady samochodami na prąd.

Ale BMW i tak pozwoliło mi pojeździć bez większego stresu, a na ładowanie straciłem niewiele czasu. Zresztą przyjemnie było nie tylko na ekspresówce, bo dużo przemieszczałem się też w miejskim ruchu. "Czwórka" okazała się bardzo uniwersalna.

Ceny testowanej wersji startują od 350 tys. zł, ale granicę 400 tys. zł można łatwo złamać, wybierając dodatkowe wyposażenie. Dla porównania, BMW i4 eDrive35 Gran Coupe kosztuje od 248 tys. zł, ale tam macie akumulator o pojemności 67,1 kWh i 258 KM mniej. Różnica jest więc spora i warto mieć ją z tyłu głowy, jeśli ktoś na poważnie będzie rozważał postawienie BMW i4 w garażu.

Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku, Instagramie oraz TikToku.