Nagrali luksusowe auto Rutkowskiego pędzące po A2. Detektyw jechał korytarzem życia?

Antonina Zborowska
10 grudnia 2024, 10:36 • 1 minuta czytania
Internet znowu wrze za sprawą Krzysztofa Rutkowskiego. Tym razem detektyw został uchwycony na nagraniu, które obiegło media społecznościowe. Jego luksusowe BMW serii 7 zostało sfilmowane, jak mknie środkiem autostrady A2 i – według doniesień mediów – tak zwanym korytarzem życia. Detektyw postanowił skomentować całe zajście.
Krzysztof Rutkowski miał pędzić korytarzem życia po A2. Tak to skomentował Fot. zrzut ekranu/Facebook/Stop Cham; Artur Zawadzki/REPORTER/East News

Kontrowersyjne nagranie z pędzącym po autostradzie Krzysztofem Rutkowskim pojawiło się na profilu "Bandyci Drogowi" na portalu X, a w opisie autorzy nie szczędzili gorzkich słów: "Szlachta jedzie, plebs niech stoi w korku". Rzecz działa się w czwartek rano (5 grudnia). Jak czytamy w opisie, kierowcy mieli utworzyć na autostradzie A2 korytarz życia z powodu wypadku.


Rutkowski pędził korytarzem życia? "Nie było żadnego wypadku"

Kamera jednego z samochodów uwieczniła moment, w którym limuzyna Rutkowskiego posiadająca charakterystyczne numery rejestracyjne przejeżdża środkiem drogi, omijając stojące pojazdy. Sytuacja wywołała burzę w sieci, a oburzeni internauci zarzucili detektywowi rażące łamanie przepisów.

Rutkowski zareagował na oskarżenia i w rozmowie z portalem o2.pl przedstawił własną wersję wydarzeń. Twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne, a cała sytuacja została błędnie zinterpretowana.

– Jechaliśmy w czwartek do Warszawy. Ja byłem pasażerem samochodu. Zajmowałem się oczywiście pracą. Kierowca, który jechał, wjechał w tak zwaną lukę. To nie było na zasadzie, że my wjechaliśmy w korytarz życia. Bo tego korytarza życia nikt nie potrzebował – tłumaczył w rozmowie z dziennikarzami o2.pl detektyw.

Zapewniał, że na trasie pomiędzy Łodzią a Warszawą nie doszło do żadnego incydentu drogowego, który uzasadniałby tworzenie korytarza życia. – Takiej sytuacji po prostu nie było – powiedział portalowi o2.pl Rutkowski.

Podkreślał także, że za kierownicą jego BMW siedział doświadczony ratownik medyczny współpracujący z jego biurem. – To był profesjonalista, nie było możliwości, żeby nie znał przepisów. Nie złamaliśmy żadnych zasad – przekonywał detektyw.

Rutkowski przyznał też, że celem ich podróży była pilna sprawa kryminalna związana z porwaniem. – Czekała na nas siostra porwanego w Warszawie mężczyzny. Sytuacja dotyczyła "króla bitcoinów" i była dla nas absolutnie wyjątkowa. Musieliśmy jak najszybciej dotrzeć do stolicy – wyjaśniał.

Wielu internautów wydaje się sceptycznych i nie wierzy w tłumaczenia Rutkowskiego. Jak napisał jeden z komentujących: "Zawsze znajdzie się powód, żeby ominąć korek, ale nie każdy ma odwagę nazwać to wyjątkową sytuacją".

Nagranie krąży w sieci, a społeczność domaga się reakcji odpowiednich służb. Policja na razie nie odniosła się do tej sprawy.