Szymon Hołownia został wypchnięty z Wprost. Ale najwyraźniej chce stamtąd odejść ze sztandarem wdziewając szaty wypychanego przez mainstream na margines niepokornego. Za łatwo, zbyt prosto.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Opisując swoje heroiczne boje z ostatnich miesięcy Szymon wraca do rozstania z Newsweekiem. Niestety dla siebie, a wzmocniłoby to znacząco wizerunek prześladowanego niepokornego, nie może napisać, że ktoś go z Newsweeka wypchnął. Prawda jest bowiem taka, że z Newsweeka wyszedł sam. Odszedł do Wprost. Mógłbym teraz złośliwie powiedzieć, że widziały gały co brały. Nie napiszę, bo najwyraźniej nie widziały.
Wtedy rozstanie Szymona z Newsweekiem odbyło się w atmosferze pewnego skandaliku. Nie napiszę tu nic ponad to, co już mówiłem samemu Szymonowi. Uważam, że zachował się wtedy wobec naszego tygodnika bardzo nie fair. Dwie dziennikarki tygodnika napisały tekst o księżach. Będę się upierał, że doskonale udokumentowany. Ale rozumiem, to prawo Szymona, że jego zdaniem było inaczej. Szymon był wtedy jednak felietonistą Newsweeka. Miał święte prawo zadzwonić do mnie albo do autorek tekstu i powiedzieć co myśli o tekście. Miał święte prawo zaprotestować. Ale uczynił inaczej.
Oświadczył urbi et orbi, że artykuł to manipulacja. Przykro mi to mówić, ale takie zachowanie nie mieści się w żadnych standardach redakcyjnych nigdzie na świecie. Szymon Hołownia był jako felietonista Newsweeka częścią zespołu. Ale nagle postanowił być recenzentem zewnętrznym. Uznałem to za skrajną nielojalność, więcej, za nieprzyzwoitość i odpowiedziałem. Ostro, z perspektywy czasu przyznaję, że może za ostro. Ale instynkt, tamtem instynkt nie był fałszywy. Jesteś w stopce redakcji, nie podoba ci się coś na łamach pisma, skocz nam do oczu, protestuj, ale nie rozgrywaj tego publicznie robiąc sobie publicity.
Teraz Szymon napisał po wyrugowaniu go z Wprost kolejny tekst. I bardzo przepraszam, znowu mam dojmujące przekonanie, że złamał podstawowe reguły etyczne. Szymon Hołownia nie ma najmniejszych oporów, by cytować w swym tekście tekst naszej prywatnej rozmowy telefonicznej. Dotychczas relacje z prywatnych rozmów składał w swej książce Janusz Palikot. Teraz jego tropem idzie Szymon.
Abstrahuję od tego, że relacja Szymona, delikatnie rzecz ujmując, nie wydaje mi się precyzyjna. Ale niech tam, załóżmy nawet, że jest w miarę precyzyjna. Cóż takiego Szymonowi powiedziałem? Ano to, że dobrze iż dzwoni, bo i ja chciałem z nim o jego tekstach porozmawiać. Niestety Szymonie, nie zrobię Ci tej grzeczności i nie powiem, że chciałem Ci powiedzieć, że Twoje teksty znikają z Newsweeka. Chciałem Szymona wyłącznie zapytać czy nie czuje odrobiny dyskomfortu pisząc w Newsweeku krytyczne opinie o Newsweeku. Szymon najwyraźniej ten dyskomfort czuł i zrezygnował. Jego prawo.
Szymon niestety nie wspomina cytując naszą prywatną rozmowę o tym co jeszcze mu wtedy powiedziałem. A powiedziałem mu, że pisał w Newsweeku co chciał, że nikt w jego teksty nigdy nie ingerował i że mógłby ot mój mały masochizm - dalej polemizować z Newsweekiem w Newsweeku. Nie mów jednak Szymonie, że ktoś Cię z mainstreamowego Newsweeka wypychał. Sam odszedłeś. I nie buduj fałszywej symetrii.
Nikt nigdy w Newsweeku Twojego tekstu nie zdejmował. A już tym bardziej nie doświadczyłeś u nas czegoś, czego doświadczyłeś ostatnio - Twój tekst zdjęto publikując za to ostrą polemikę z nieopublikowanym tekstem. Kończąc wątek Newsweeka. Szymon powiedział, że kończy pisanie do Newsweka, jeśli Newsweek da okładkę, którą chciał dać. Z całym szacunkiem, nigdy żadnemu felietoniście nie zmieniałem przecinka w tekście, ale felietonista mając prawo do pisania co chce, które to prawo szanuję, nie będzie mi dyktował tego co się ukazuje w tygodniku, którym kieruję. Upraszczając do bólu, nikt nigdy w programach informacyjnych, w programach publicystycznych i w gazetach, którymi kierowałem i kieruję nieł dykotwał i nie będzie mi dyktował tego co ma się pojawić a co nie. Kropka.
Szymon Hołownia rozpędza się jednak i na fałszywych przesłankach buduje całą teorię wypychania go i katolików w ogóle z mainstreamu. Prawdę mówią nie bardzo wiem o czym Szymon mówi. Dziennikarzy i felietonistów nie dzielę bowiem na katolików i niekatolików, ten podział jest dla mnie totalnie kuriozalny. Dzielę ludzi jedynie na zdolnych i niezdolnych, takich, którzy piszą dobrze i gorzej, takich, którzy mają coś do powiedzenia i nie. Żeby była pełna jasność, Szymona Hołownię zaliczam do ludzi, którzy coś ciekawego do powiedzenia mają, nawet jeśli to "coś" jest całkowicie niezgodne z tym co myślę ja. Nie wiem jak to jest w Newsweku, bo nie przeprowadzam w nim światopoglądowo - ideologiczno polityczno - pochodzeniowej lustracji. Guzik mnie więc obchodzi czy ktoś jest katolikiem, protestantem, Żydem, agnostykiem, albo jakimś połączeniem powyższych. To nie moja sprawa.
Czy, jeśli akurat spadnie z numeru tekst dziennikarza protestanta, to znaczy że prześladowani są protestanci? A jeśli spadnie tekst Żyda, to znaczy że jest antysemityzm. A jeśli spadnie tekst katolika - Żyda, to jest antykatolicyzm antysemityzm. Przecież to jest kuriozalne!
Szymon został wypchnięty z mainstreamu. I zepchnięty na peryferia mainstreamu, wprost do portalu, który - jak słyszę - pomogło mu założyć "podziemne" wydawnictwo Znak, wprost do podziemnego programu "Mam Talent" w podziemnej telewizji rozrywkowej TVN. Szymonie, nie czujesz tej groteskowej, absurdalnej roli, w której się obsadziłeś?
Chwilę o tym zabawnym słówku "mainstream", z którego to mainstreamu prześladowany katolik Szymon Hołownia jest rugowany. Skąd ta selektywna definicja mainstreamu? Czyli "Newsweek" jest mainstreamowy, tak? "Polityka" jest mainstreamowa, tak" Ale "Do rzeczy", wydawane przez spółkę, w której lwie udziały ma właściciel "Wprost" już nie jest mainstreamowe? A to dlaczego? Bo skrajne? Bo smoleńskie? Bo też kochające wdziewać fałszywe szaty niepokornych i prześladowanych?
Tomasz Machała zaproponował Szymonowi Hołowni współpracę z NaTemat. Miał rację. Nawiasem mówiąc, redaktor Machała wykazał wielką niesubordynację. Nie zapytał bowiem właścicieli portalu NaTemat czy może to zrobić. Dlaczego? Bo Tomasz Machała, jako szef portalu, wie, że - ja rozumiem jak trudno niektórym się z tym pogodzić - portal ten żadnej linii redakcyjnej nie ma. No może poza przeciwstawianiem się nietolerancji i skrajnym objawom populizmu czy radykalizmu. Machała świadkiem, że gdy czasem zgłaszam swój sprzeciw (nie veto - tego prawa nie mam, tego prawa sam sobie odmawiam), to wyłącznie wtedy, gdy któryś z członków redakcji zbyt brutalnie zaatakuje jakąś publiczną osobę. Nie dlatego, że uważam, iż nie podlegają one krytyce, ale dlatego, że uważam, iż - tak, tak uważam że trzeba w życiu coś pokazać i coś udowodnić, by mieć prawo brania pod obcasy innych.
Tomasz Machała zaproponował Szymonowi Hołowni współpracę w totalnie mainstreamowym portalu NaTemat. Zgaduję, że Szymon odmówi. Ale niech odmowa nazywa się odmową. Bo propozycja jest poważna i na serio. Jeśli więc Szymon Hołownia za chwilę nie będzie w czymś, co sam nazywa mainstreamem, to nie dlatego, że ktoś go z mainstreamu wypycha, ale dlatego, że on sam uznał, iż woli status wypychanego, prześladowanego niepokornego. Wielu robi z tego statusu naprawdę fajny użytek. Cały problem Szymona polega na tym, że widzi on cały cynizm tej postawy i absolutny cynizm ludzi, którzy tak czynią.
Szymonie, przykro mi obalić z dość dużą łatwością tezę o prześladowanych katolikach. Ale cóż poradzić na to, że to takie proste. Ta teza kupy się po prostu nie trzyma. Katolika Machały znikąd nie wyrzucają, a Ciebie tak? Więc jest jakiś wzór postępowania czy nie?
Portal NaTemat czeka na Ciebie Szymonie. To mainstream. Kazimierz Sowa to wie. Jest w tym portalu dla Ciebie miejsce. Nie chcesz? Twoje święte prawo. Tylko nie opowiadaj głupstw o prześladowanych w Polsce katolikach. Ludzie naprawdę żyją w tym kraju i nie specjalnie są skłonni do kupowania każdego bałamuctwa.