Przerwali milczenie, bo chcą, by wszyscy dowiedzieli się, jak to jest musieć urodzić dziecko skazane na śmierć i patrzeć na jego bolesną agonię. Kobieta, której Chazan uniemożliwił legalne przerwanie ciąży, oraz jej mąż, podzielili się swoją wstrząsającą historią na antenie TVN24. Sami skontaktowali się z redakcją gdy okazało się, że PiS sugeruje ograniczenie kobietom dostępu do legalnego przerywania ciąży.
To wstrząsnęło całą Polską. Dwa lata temu kraj żył historią pary, której Chazan uniemożliwił dostęp do legalnej aborcji. W "Czarno na Białym" Agnieszka i Jacek po raz pierwszy opowiedzieli przed kamerą o tym, co ich spotkało. Przerwali milczenie, bo chcą powstrzymać posłów przed zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej.
Choć od wydarzeń minęły już dwa lata, Agnieszka i Jacek nadal mówią o tym łamiącym się głosem. – Inni planowali zakup łóżeczka, my planowaliśmy pogrzeb – mówiła kobieta. O tym, że płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony, dowiedziała się w połowie wyczekiwanej ciąży. Razem z mężem sprawdziła diagnozę u kilku lekarzy - niestety następne badania ją potwierdziły. Wtedy podjęli - jak podkreślili - zgodną ze swoim sumieniem decyzję o przerwaniu ciąży.
– Właśnie dlatego, że je kochaliśmy, chcieliśmy oszczędzić mu bólu. Niestety okazało się, że sumienie Chazana jest ważniejsze od tego, do czego ja mam prawo – mówiła kobieta.
Chazan był wtedy dyrektorem państwowego szpitala, w którym leczyła się Agnieszka. Okazało się, nikt w szpitalu nie może jej pomóc.
Jacek podkreśla, że szereg badań jednoznacznie wykazał, że ciąża jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzona. – Chazan dobrze wiedział, że nasze dziecko będzie umierało w cierpieniach, a my będziemy musieli na to patrzeć – mówił.
Agnieszka mówi, że ciąża od momentu strasznej diagnozy był dla niej jednym, wielkim koszmarem. – Miałam wrażenie, że dziecko cierpi jeszcze będąc we mnie – powiedziała. – Gdy obudziłam się na sali porodowej zapytałam czy dziecko żyje. Gdy usłyszałam że tak, to wcale nie poczułam ulgi, tylko przerażenie, że dziecko będzie długo umierać – wspomina Agnieszka.
Kobieta opisała jak wyglądało ciężko chore dziecko. – Zamiast noska był niekształtny fałd skóry, nieprzypominający niczego. Obok miejsca, gdzie powinien być nos, była kilkucentymetrowa szpara. To był rozszczep twarzy. Oczy pozbawione powiek były wytrzeszczone na wierzchu. Brakowało kości czaszki - przez otwór w głowie było widać mózg – mówiła Agnieszka.
Jak wspomina, lekarze i pielęgniarki robili co w ich mocy, by uśmierzyć cierpienia noworodka, ale w przypadku tak ciężkich wad nie było to możliwe. – Dziecko umierało w bólach 10 dni. Dostawało morfinę, ale jego ból i tak było widać. Przychodziliśmy do niego codziennie. Za każdym razem okazywało się, że dawka morfiny była większa".
Jacek podkreśla, że kochali swoje dziecko do samego końca.
– Gdybyśmy nie kochali dziecka, to byłoby nam obojętne kiedy i jak umrze. Każda matka chce oszczędzić dziecku bólu i cierpienia. U mnie rozwiązaniem było przerwanie ciąży – tłumaczy kobieta. Wspomina, że gdy dziecko umarło, poczuli z mężem ulgę, że nic go już nie boli i że nikt nie wyrządzi mu już krzywdy.
Na pytanie dziennikarki, czy wierzy w Boga, Agnieszka odpowiedziała twierdząco. – Tak, wierzę w Boga. Ale [aborcja - red.] to wybór tylko i wyłącznie mój. Dla mnie skazanie go na urodzenie było znęcaniemsię nad nim – powiedziała. – Żałuję, że nie miałam odwagi, by wyjechać za granicę i przerwać ciążę – podsumowuje.
Agnieszka i Jacek nieprzypadkowo przerwali milczenie teraz, gdy Sejm po Czarnym Proteście wyrzucił do kosza projekt o totalnym zakazie aborcji. Posłowie PiS – m.in. Kaczyński czy Żalek – sugerują odebranie kobietom prawa do przerwania ciąży, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony.
– Niech [posłowie] zobaczą jak takie dzieci się męczą. Skoro chcą decydować za nas, co jest lepsze, to niech to zobaczą na własne oczy – mówił Jacek.
–Niektórym rządzącym łatwo mówić o tym, że kobiety powinny rodzić i patrzeć na umieranie swojego dziecka. Tymczasem minęły dwa lata, a nam nadal nie jest łatwo o tym mówić. Może [dzięki naszemu świadectwu] choć jeden poseł zastanowi się nad tym, jaką decyzję chce podjąć za kobiety - podsumowała kobieta.