Kontakty międzyludzkie są ważniejsze niż te w mediach społecznościowych. Niektórzy młodzi ludzie ich nie doceniają i siedzą z nosem w internecie
Kontakty międzyludzkie są ważniejsze niż te w mediach społecznościowych. Niektórzy młodzi ludzie ich nie doceniają i siedzą z nosem w internecie Fot. Meral Crifasi / http://bit.ly/1u3yrDF / CC - BY / http://bit.ly/1mhaR6e
Reklama.
New Balance, Ray-Bany i zegarek od Michaela Korsa
To nie żart. Takie dziś potrzeby mają uczennice ostatniej klasy gimnazjum. Być może dlatego, że jest to gimnazjum w Warszawie, a nie w Toruniu, gdzie ja kończyłam szkoły i kiedy jeszcze nie było gimnazjum. A być może dlatego, że biblią współczesnych nastolatek nie jest „My dzieci z dworca Zoo”, „Ten Obcy” czy seria „Ani z Zielonego Wzgórza”, ale Vogue, modowe blogi, Warsaw Shore oraz teledyski Miley Cyrus i Justina Biebera. Wszystkie te „kanały wiedzy” epatują markami, kosztownymi przedmiotami, na każdym klipie czy zdjęciu młody człowiek dzierży iPhone'a i inne zabawki marki Apple. Pusty świat pełen przedmiotów i teledysków.
Kiedy moja siostra dostała pierwszej histerii o to, że jako jedyna w klasie (chodziła wówczas do szkoły prywatnej) nie ma Ray-Banów, myślałam, że to jakiś kiepski żart. Ja nie miałam potrzeby posiadania markowych okularów słonecznych, a 12-latka wówczas - miała?
Ale to nie znaczy, że byłam w jej wieku ideałem, oazą spokoju i wzorem cnót obywatelskich. Każdy człowiek kiedyś dorasta, a w tym czasie ni mniej ni więcej głupieje. Jako nastolatka siedziałam z nosem w książkach Ericha von Danikena i Isabel Allende. Odjechanych, nasyconych zjawiskami paranormalnymi, duchami i kosmitami. Słowem, byłam mocno oderwana od ziemi. Czego nie mogę powiedzieć o mojej siostrze i jej koleżankach, których występy tak słowne, jak i wizualne, śledzę chciał nie chciał codziennie na facebooku (w sumie, dziwię się, że mnie Victoria jeszcze nie zablokowała).
Co w głowie to na wallu
I do napisania tego felietonu nie skłoniło mnie to, że teraz moja siostra marzy o zegarku od Michaela Korsa, który przypomina złoty Rolex (pewnie nosi taki Bieber albo Cyrus), ale właśnie zdjęcie z jej facebooka. Na obrazku tym widać trzy nastolatki. Ale na pierwszym jego planie jedna z nich występuje w dosyć konkretnym negliżu. Staniku typu push-up, koloru białego (kto wie, może to bikini, ale bardzo przypomina biustonosz), biust wypięty, usta czerwone. Lat 15. Pozostałe dwie dziewczynki są kompletnie ubrane. Oczywiście „ukradła” całe zdjęcie i tamte dwie dziewczynki nie zrobiły na nikim wrażenia. Nic dziwnego, że posypały się komentarze od jej rówieśników: „fajny cyc", "niezłe cycki", "ale ty masz cycki”. Dalej nie będę cytować, bo komentarze były dość tendencyjne.
I popadłam w związku z tym w zadumę (gdyby chodziło o moją siostrę z wypiętym biustem na portalu społecznościowym, wydarłabym się przez telefon, żeby to zdjęcie natychmiast zdjęła). Czy taki był cel tej małolaty? Przyciągnąć spojrzenia innych nastolatków na swój biust? Spodobanie się? Kolekcjonowanie tak zwanych lajków?
O co w tym wszystkim chodzi? Z jednej strony mam wrażenie, że dzisiejsze nastolatki, przynajmniej te, które znam przez Victorię, są zdecydowanie bardziej infantylne i mniej samodzielne. Wszędzie podwożą ich rodzice, bez pozwolenia nie mogą wyjść na dwór, cały czas meldują się na komórki od których są nomen omen uzależnione, nie wolno im własnoręcznie nawet odgrzać obiadu, bo się oparzą, czy zrobić sobie kanapki, bo się skaleczą nożem. A z drugiej ubierają się, a raczej stylizują i zachowują, jakby byli już dorośli.
Pokazują biusty, noszą szorty, które ledwo zakrywają lub właśnie celowo odkrywają pośladki. Bawią się? Chyba to jest jednak forma zabawy, albo zbyt szybkiego dojrzewania i braku świadomości z czym takie epatowanie cielesnością się wiąże.
logo
Takie obrazki ja widuję coraz rzadziej. Sama najwięcej czasu spędzałam w szkole podstawowej i liceum właśnie z kumplami na podwórku Fot. Kayamar Adl / http://bit.ly/1s6Z22k / CC - BY / http://bit.ly/1mhaR6e
Rośnie pokolenie starych maleńkich, wystudiowanych od stóp do głowy. Biednych, bo cały czas obserwowanych i krytykowanych przez rówieśników na forach internetowych i w mediach społecznościowych. Biednych też dlatego, że tak bardzo uzależnionych od elektronicznych zabawek i internetu. Skazanych na spotkania w gronie, które więcej ma ze sobą do omówienia w grupie na fejsie niż na żywo nad Wisłą. Pokolenie, które powodzenie w życiu ocenia według lajków. A dla którego sukcesem jest sława, przepraszam, fejm w internecie lub telewizji. Wreszcie, młodzi ludzie, którzy w życiu głównie wyglądają. A ich pierwszym pytaniem na miejscu, jeśli już opuszczą znajomy grunt, jest to: czy mają tutaj WI-FI?
Przepaść międzypokoleniowa
Między mną a Victorią jest 17 lat różnicy. Mogłabym więc równie dobrze być jej mamą. I mogłabym napisać na temat jej dorastania książkę. Ale nie chcę się przypinać tylko do niej. Mam jeszcze jedną siostrę, młodszą o 3 lata. I pamiętam, jak zawsze trzymałyśmy sztamę, ukrywałyśmy przed mamą numery, które mają na sumieniu wszystkie nastolatki. Nie opuszczałyśmy praktycznie podwórka. Chyba, że mróz przekraczał kilkanaście stopni poniżej zera. Ale wtedy szło się całą paczką na zamarznięte bagna, na łyżwy.
Każda z nas nosiła klucz, może nie na szyi, ale w kieszeni i każda wiedziała co jej wolno, a na co sobie pozwolić po prostu nie może. Czy byłyśmy ultra grzeczne? Raczej nie. Czy się buntowałyśmy? Nie bardzo miałyśmy przeciw czemu lub komu. Z łatwością przychodziła nam nauka, więc nie musiałyśmy ślęczeć nad zeszytami po lekcjach, mamy najbardziej wyluzowaną mamę na świecie i kochanych dziadków. Jedynym protestem i znakiem, że jednak jako nastolatki byłyśmy durne, jest fakt, że napisałam dla Natalii pozwolenie „od rodziców” na zrobienie sobie tatuażu w wieku 15 lat. I do dziś lędźwie mojej młodszej siostry zdobi chińska litera, którą pan tatuator niestety narysował odwrotnie niż w oryginale... Ale nigdy nie narobiłyśmy mamie wstydu. Ani w szkole, ani wśród znajomych, ani na podwórku.
Byłyśmy małe i naiwne. Na temat dojrzewania dowiedziałyśmy się z podwórka (a jakże!), lekcji biologii i broszurki uświadamiającej pod tytułem „Czas Przemian”, sponsorowanej przez Always. Pamiętam, że chodziłyśmy wtedy z moją przyjaciółką, Anią, z tymi podpaskami w majtkach. Tak bardzo chciałyśmy zobaczyć czy ten okres się pojawi i czy da się to dojrzewanie jakkolwiek przyspieszyć?
Na pewno każda nastolatka w głębi duszy marzy o dorosłości. Któregoś dnia zauważyłyśmy z Anią, że wyrosły nam włosy pod pachami, a wyczytałyśmy w Bravo lub Dziewczynie, że włosy trzeba golić. Wracając ze szkoły kupiłyśmy w drogerii maszynki jednorazowe i piankę do golenia. I goliłyśmy przed lustrem te trzy włosy. Nasze koleżanki wówczas nosiły już biustonosze, miały pierwszych chłopaków. A my? My byłyśmy dziećmi. A później nastolatkami. Stopniowo i każda w swoim czasie dojrzewałyśmy, dorastałyśmy, zakochiwałyśmy się i poważniałyśmy.
Ale żadna z nas nigdy nie rywalizowała z koleżanką o to, jakiej marki ma buty, czy ma dżinsy markowe czy z bazaru. Ani czy jej makijaż (jaki makijaż?!?) jest zgodny z trendami. Przebierałyśmy się w ciuchy mojej mamy i bawiły w Cristel i Alexis, a codziennie po szkole oglądałyśmy Dirty Dancing. Spacerowałyśmy i dużo marzyłyśmy. Ale na pewno nie o okularach Toma Forda. Bo nawet w liceum nie miałyśmy takich pragnień. Inne czasy? Na pewno. Choć nie można pazerności i materialnego spojrzenia na świat tłumaczyć tylko tym, że są inne czasy i teraz mamy dostęp do wszystkiego, więc mamy łapczywie po to wszystko sięgać.
Właśnie dlatego, że mamy dostęp do wszystkiego, powinniśmy nauczyć się z oceanu niepotrzebnych przedmiotów wybrać te naprawdę wartościowe. Więcej skupiać się na drugim człowieku, a mniej na tym, czy ładnie wygląda dziś na fejsie. Bardziej na tym, czy lubimy z nim przebywać w parku lub na plaży, niż na tym, ile osób polubiło jego wpis lub nową torebkę. Frazesy? Możliwe, ale niestety poparte rzeczywistością.
logo
Dziewczynki szybko dziś dorastają. Może niektóre nieco zbyt szybko Fot. Richard Smith / http://bit.ly/1k9eF9j / CC - BY / http://bit.ly/1mhaR6e
Ostatnio u Victorii na tapecie była to torebka Longchamps, a wcześniej projektu Anii Kuczyńskiej. Kawę pije w Starbucksie, a wolne chwile spędza w Charlotte. Jest małą dorosłą, która już może sobie pozwolić na wszystkie te rzeczy i przyjemności, na które zwykły dorosły musi zapracować. I to psuje. I zabija radość. Bo takich nastolatek już nic nie cieszy. Dziś perfumy Chloe są ich marzeniem, jutro torebka 2.55 Chanel. Dziś Vespa, jutro sportowe Audi. O czym będą marzyć jak dorosną?
Najprawdopodobniej o ucieczce od samotności. Bo przyrośnięci do najnowszych laptopów i telefonów zapominają o istnieniu kontaktów międzyludzkich. Zamiast cieszyć się młodością i bawić, bawią się w małych dorosłych, dla których otaczanie się kosztownymi przedmiotami jest najwyższą wartością. I co gorsza niektórzy z nich nigdy z tego nie wyrastają.
Czy są bardziej dojrzali niż ja i moje koleżanki z podstawówki, bo mają już za sobą pierwszy raz przed pierwszą miesiączką? Nie sądzę. To pogubione młode osoby, którym powinno się jeszcze pozwolić być dziećmi. Beztroskimi dziećmi, których jedyną potrzebą jest dobra zabawa. Niektórym z nich przydałby się tez zimny prysznic. Dla Victorii takim otrzeźwieniem są spotkania z rówieśnikami, którzy mieszkają na wsi, pomagają rodzicom w gospodarce lub pochodzą z mniejszych niż Warszawa miejscowości. Wtedy na chwilę schodzi na ziemię. Niestety nie na długo. Ale ja cały czas mam nadzieję, że kiedyś z tego wyrośnie.