Gen. Roman Polko nie pozostawia suchej nitki na sprawcach zamieszania wokół ćwiczeń rezerwy i plotek na temat "cichej mobilizacji", którą coraz mocniej żyją Polacy. W najnowszym wywiadzie były dowódca jednostki GROM ocenia, że wzywanie rezerwistów do jednostek nie ma żadnego sensu poza tym, by... wykazać mogły się lokalne struktury.
O "cichej mobilizacji" Polacy zaczęli mówić już wczesną wiosną, gdy coraz bardziej nerwowo zaczęło robić się na Ukrainie. Nieco później obawy dodatkowo wzbudziły doniesienia o tym, iż część obywateli otrzymuje karty mobilizacyjne. Wszystko przez to, że ze względu na wojnę na Ukrainie Ministerstwo Obrony Narodowej i Wojsko Polskie nie miało ochoty rezygnować z zaplanowanego od lat powrotu do szkolenia rezerwistów, który był dotąd zawieszony.
- Mam przeświadczenie, graniczące niemal z pewnością, że lokalne struktury, ogniwa chcą coś po prostu zrobić, wykazać się aktywnością, przydatnością... Chcą udowodnić, że sytuacja za naszą wschodnią granicą nie pozostaje bez odzewu. Ta aktywność jest niby mobilizująca, ale kompletnie pozbawiona sensu i logiki - taką ocenę w wywiadzie udzielonym Fronda.pl stawia tymczasem gen. Roman Polko.
- Tak naprawdę, taka cicha mobilizacja przynosi więcej szkody, niż pożytku. Lokalni urzędnicy pod presją z góry, by coś robić, rzeczywiście coś robią, ale ogranicza się do robienia zamieszania - dodaje doświadczony komandos. Gen. Polko zwraca uwagę na to, iż efektem tego zamieszania jest realny strach w społeczeństwie, a nie zwiększenie poczucia bezpieczeństwa.
Wojsko wzywa nie tych, co na wezwanie czekają?
Były dowódca GROM-u sugeruje również swoim kolegom z dowództwa Wojska Polskiego, że zamiast ćwiczenia osób, które stawiają się do jednostek pod groźbą kary, armia powinna wyciągnąć rękę do tych, którzy sami chcieliby poszerzać swoje umiejętności. Gen. Roman Polko wskazuje tu przede wszystkim na harcerzy, czy też osoby uprawiające strzelectwo i angażujące się w grupy paramilitarne.
Generał zwraca też uwagę, że są w Polsce biznesmeni, którzy chcieliby w takie szkolenia inwestować, ale prawo nie daje im możliwości zrobienia tego dobrowolnie. -Jeśli czytamy, że odbywa się teraz ściąganie ludzi do koszar, to trzeba zapytać po co, skoro tam na nich nic nie czeka, nie ma sprzętu... Idą tam i wracają z poczuciem zmarnowanego czasu, chętnie braliby udział w ćwiczeniach rezerwy, które mają jakikolwiek sens. Zamiast tego jest tylko bicie, picie i marnowanie czasu - stwierdza gen. Polko.
Więcej szkoleń pewne, powrót poboru bardzo możliwy
Przypomnijmy, że w planach MON jest, by już w przyszłym roku wezwania na ćwiczenia rezerwy trafi do 11 tys. Polaków, a w roku kolejnym do jednostek skierowanych zostanie aż 18 tys. rezerwistów. Większość z nich trafi prawdopodobnie na kilkudniowe szkolenia podobne do tych, które przed dwoma tygodniami zorganizowano w Słupsku.