Kościoły w Niemczech pustoszeją przez podatki, które muszą płacić wszyscy wierni. Jedynym sposobem na oszczędność jest zadeklarowanie utraty wiary...
Kościoły w Niemczech pustoszeją przez podatki, które muszą płacić wszyscy wierni. Jedynym sposobem na oszczędność jest zadeklarowanie utraty wiary... Fot. Shutterstock.com
Reklama.
Za Odrą od przyszłego roku wchodzą bowiem znowelizowane i uszczelniające system podatkowy przepisy. Każdy, kto widnieje w spisie wierzących i zarabia ponad 801 euro rocznie zostanie pozbawiony od 8 do 9 proc. od razu przez bank, w którym ma konto.
To ulepszenie systemu, który w Niemczech panuje od lat. Zakłada on, że państwo finansuje związki wyznaniowe tylko redystrybuując fundusze pochodzące z podatku zwanego " Kirchensteuer". Jest on pobierany od każdego, kto zadeklarował, iż należy do wiernych jednego ze związków i pozwolił na wpisanie się do specjalnego rejestru.
Im coraz trudniej ominąć płacenie "Kirchensteuer", tym rejestr wiernych robi się tylko mniejszy. Z najnowszych danych przedstawionych przez niemieckie władze i Kościoły wynika, że w tym roku liczba podatkowych apostatów wzrosła aż o 50 proc. względem poprzednich lat.
Co ciekawe, nagłą utratę wiary deklarują dziś nie młodzi, a szczególnie emeryci. Na stare lata nie opłaca im się dzielić pieniędzmi, a jednocześnie zwykle nie odstrasza ich już fakt, że po wypisaniu się z Kościoła mieliby trudności ze ślubem, czy chrztem dziecka.
Wielu naszych sąsiadów od finansowania duchowieństwa skutecznie odstraszył też były już metropolita Limburga, bp Franz-Petera Tebartz-van Elst. Okrzyknięto go "luksusowym biskupem". Między innymi z podatków kościelnych wybudował on sobie rezydencję za 31 mln euro, w której tylko wanna warta była aż 15 tys. euro.
Źródło: Interia.pl /