Myślisz, że biorąc udział w głosowaniu zaplanowanym na 25 października, przyczynisz się do rewolucji, która zmieni na lepsze nie tylko kraj, lecz także twoje życie? Przypominamy więc kilka podstawowych prawd na temat tego, czego zbliżające się wybory parlamentarne na pewno nie zmienią. Niezależnie od tego, czy po ośmiu latach władzę w Polsce odzyska Prawo i Sprawiedliwość, czy utrzyma ją Platforma Obywatelska.
1. Wybory nie sprawią, że będzie wiodło ci się lepiej
Mamy w Polsce dziwne przeświadczenie, że każda kolejna zmiana ekipy rządzącej będzie rewolucją na skalę tej z 1989 roku. Bardzo wielu Polaków wierzy, że jeśli wygrają "nasi", a "tamci" zostaną pokonani, z ich życia znikną przeszkody, które ograniczały w karierze i bogaceniu się.
Prawda jest niestety bolesna. Ani te, ani żadne inne wybory w demokratycznej Polsce nie będą już przypominały tych, które wygrała przed laty "Solidarność", a wraz z nią kapitalizm i wolność. Wraz z upadkiem komunizmu zniknęły ograniczenia, które milionom Polaków nie pozwalały odpowiednio się kształcić, walczyć o wymarzoną pracę, czy realizować swoich pomysłów biznesowych. Nie ma ich od ponad ćwierć wieku. Nie wróciły ani za rządów AWS, ani SLD, a tym bardziej nie w czasach hegemonii Prawa i Sprawiedliwości i Platformy Obywatelskiej.
Mówiąc wprost, na żadną siłę polityczną nie da się dziś zrzucić tego, że w nasze życie nie wygląda tak, jak byśmy tego życzyli. W przeciwieństwie do obywateli starych demokracji wciąż mamy jednak tendencję do tego, by właśnie w ten sposób patrzeć na rolę polityków. W USA raczej żaden demokrata nie powie, że nie awansuje lub nie zdobywa nowych klientów przez republikanów. I żaden wyborca republikanów nie oskarży demokratów, że nie dostał się przez nich na dobre studia.
Wśród "przywar" demokracji jest bowiem i ta, z której wynika, że jeśli nie jesteś dość przedsiębiorczy, to żadna zmiana władzy nie da ci sposobu na bogacenia się. Jeśli nie jesteś zbyt bystry, by kształcić się i piąć się po drabinie kariery, ani trwanie w poparciu dla Platformy, ani oddanie władzy partii Jarosława Kaczyńskiego nie poprawi twoich szans na rynku pracy.
2. Wybory nie zrobią z Polski potęgi
Tegoroczny bój o większość w Sejmie i Senacie pierwszy raz od lat może mocno wpłynąć na status Polski na arenie międzynarodowej. Więcej mamy jednak w tej kwestii do stracenia niż do zyskania. Reguły gry w Unii Europejskiej są ustalone na lata, przez które rozgrywać będzie Angela Merkel i ci, którym pozwoli ona być swoimi bliskimi sojusznikami.
Wygrana ugrupowania konfrontacyjnie nastawionego wobec tego układu europejskich sił jest dla wielu nadzieją na stworzenie wreszcie Polski tak silnej na świecie, o jakiej marzymy od dawna. Potęgi trzymającej w ryzach Europę Środkową i zdolnej konkurować na wszelkich poziomach z Niemcami, czy Francją, a zarazem bez oglądania się na te potęgi bezpieczną od rosyjskiej agresji.
Tylko, że na chwilę obecną to raczej mrzonki a nie marzenia możliwe do zrealizowania. "Kiedy puszczą biurokratyczne więzy, wróci wolność, o którą Europa Środkowa, jak wiadomo, zawsze walczyła najmężniej, wówczas będzie można rozciągnąć powierzchnię kuli ziemskiej i urządzić sobie Wielką Polskę, Wielką Słowację i Wielkie Węgry w jednej Europie Środkowej. A potem niech cały ten bajzel pochłonie Rosja, skądinąd wspólniczka w interesach i będzie można zrobić z siebie ofiarę..." – celnie komentowała je niedawno Kaja Puto na łamach "Krytyki Politycznej".
Był to notabene komentarz nie tyle do idei proponowanych w kampanii przez PiS, a ostatnich realnych działań rządu premier Ewy Kopacz, która w sprawie kryzysu migracyjnego również postanowiła udawać, że Grupa Wyszehradzka (przez minione lata słabo aktywna i skłócona w sprawach podstawowych...) może stanowić głównego rozgrywającego na Starym Kontynencie lub chociażby alternatywę dla Europy Środkowej wobec starej Unii.
W efekcie ekipa rządząca "Wielką Polską" i jej sojusznicy z Budapesztu, Bratysławy i Pragi usłyszeli dotąd jedynie ostrzeżenie przed tym, że ich niechęć do zachowania solidarności unijnej w sprawie uchodźców i imigrantów może zakończyć się identyczną odpowiedzią Zachodu w przypadku kluczowych dla Wschodu spraw w przyszłości.
Jeśli sądzicie, że kontynuowanie takiej polityki, a tym bardziej powrót do PiS-owskiej linii dyplomatycznej nakreślonej niegdyś przez byłą minister spraw zagranicznych Annę Fotygę i ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego mogą zapewnić Polsce pozycję potęgi to... po prostu przeczytajcie ten punkt raz jeszcze i konsekwencje obecnej polityki pomnóżcie dziesięciokrotnie.
3. Wybory nie zatrzymają "obcych"
Boicie się wielokulturowości i napływu "obcych"? Bardzo wątpliwe, by udział w wyborach parlamentarnych pozwolił Wam się przed tymi zjawiskami obronić. Warto tu wrócić do poprzedniego punktu i napisać o "polityce migracyjnej" zarówno PO, jak i PiS dwie prawdy.
Bo nikt nie powinien mieć wątpliwości, że decyzja premier Ewy Kopacz o prezentowaniu obecnej "oświeconej linii antyimigranckiej " i współpraca ramię w ramię z Viktorem Orbanem to najzwyklejsza w świecie kampania wyborcza. Wiatr wieje dziś nad Wisłą z prawej, bardzo skrajnej strony. Platformie taka gra może dać więc więcej tego wiatru w żagle niż flirt z Michałem Kamińskim, Ludwikiem Dornem i Romanem Giertychem. Partnerzy z UE to rozumieją i w Brukseli nie ma większych obaw o to, że jeszcze do końca roku problemy z Polskim "nie" się skończą.
Nawet jeśli wygra PiS? Tak! Bo ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego niejednokrotnie pokazywało, że jego twarda linia wobec Zachodu ma użytek głównie wewnętrzny i wyborczy. Tymczasem na najważniejsze unijne szczyty PiS wysyłał tzw. "hardcore negotiators", którzy ostatecznie przystawali na to, co narzucały unijne potęgi. Tak, jak podczas prowadzonych ze strony polskiej przez Kaczyńskiego i Fotygę negocjacji w sprawie Traktatu Lizbońskiego. Na które ekipa PiS wyjeżdżała chcąc ginąć za kluczowe dla Polski punkty, a dość szybko zrezygnowała z większości z nich. Nie mam większej wątpliwości, że podobnie będzie, jeśli to PiS przyjdzie podejmować ostateczne decyzje w sprawie relokacji uchodźców i imigrantów w UE.
4. Wybory nie pomogą ci się zemścić
"Po wyborach się doigrasz" (i różne mniej cenzuralne wersje tego hasła) to hitowa groźba elektoratu PiS, Pawła Kukiza, oraz Zbigniewa Stonogi nie tylko w internetowym trollingu, lecz także często w zwykłych rozmowach z nielubianymi znajomymi lub szefostwem. Przekonanie, że PiS lub przewodzona przez Jarosława Kaczyńskiego prawicowa koalicja zemszczą się nie tylko na wszystkich, którzy ich nie popierają, lecz także naszych osobistych wrogach jest naprawdę zaskakująco popularna.
I przypomina znowu nastroje z przełomu lat 80-tych i 90-tych, gdy liczono, że Lech Wałęsa i "Solidarność" rozprawi się nie tylko z komunistycznymi zbrodniarzami, ale i każdym kogo choćby z najmniejszego powodu komunistą można nazwać. W rzeczywistości nie udało się za bardzo nawet to pierwsze. Tym bardziej nikt w Belwederze i rządzie nie miał ochoty zajmować się mszczeniem na tych, których nie lubią ich wyborcy.
Podobnie było po każdych kolejnych demokratycznych wyborach. Powody do obaw mają jedynie urzędnicy. Niestety bardzo często ci, którzy w swojej codziennej pracy mają politykę w głębokim poważaniu, ale wylecą w najbliższych miesiącach tylko dlatego, że zostali zatrudnieni lub blisko współpracowali z uwikłanym politycznie szefostwem. Już dzieje się to w Kancelarii Prezydenta. Po wyborach parlamentarnych "miotła kadrowa" będzie jednak działała od ministerstw o urzędy wojewódzkie i spółki skarbu państwa.
Część z nich to media, więc zapewne tutaj również należy spodziewać się ewentualnych czystek. Jeśli jednak sądzicie, że PiS lub Kukiz zemści się na twoim szefie, czy sąsiedzie popierającym lewicę lub Platformę, który pracuje w sektorze prywatnym i nie jest aktywnym działaczem, to jesteś w głębokim błędzie.
5. Wybory nie będą ostatnie
Wszystkie powyższe powody i wiele, wiele innych sprawi, że większość z nas już kilka lub kilkanaście miesięcy po daniu zwycięstwa nowej ekipie po prostu ją znienawidzi. Tak, jak nienawidzi tych, którym właśnie władzę odbiera. Przeświadczenie o tym, że właśnie teraz nastąpi wielka zmiana, która w jakiś bardzo wyraźny sposób wpłynie na nasze życie to więc kolejny błąd, do którego wówczas będziemy musieli się przyznać. Choćby po cichu przed lustrem.