
Reklama.
Równie dobrze słowa wygłoszone przez szefa Ministerstwa Obrony Narodowej słowa można byłoby opisać, jako zwykłą próbę obrażenia narodu amerykańskiego. O tym, że to właśnie do tej zrodzonej "dopiero" w XVIII wieku demokracji były skierowane słowa Antoniego Macierewicza nie ma raczej wątpliwości. Jak pisała w naTemat Anna Dryjańska, już kilka tygodni temu w Waszyngtonie głośno mówiło się, iż Biały Dom bardzo krytycznie patrzy na to, gdzie Polskę prowadzi rząd Prawa i Sprawiedliwości.
Potwierdził to też były ambasador Polski przy NATO Jerzy Maria Nowak. – Jeżeli sytuacja miałaby się dalej pogarszać, Amerykanie mogą zacząć zniechęcać swoje instytucje finansowe i firmy do dalszego inwestowania i oceniania szans na powodzenie inwestycji w Polsce – oceniał dyplomata.
Najpotężniejszą "sankcją" jaką Stany Zjednoczone mogą obłożyć Polskę jest jednak przede wszystkim doprowadzenie do wstrzymania działań na rzecz wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Miało to przybrać formę utworzenia w Polsce stałych baz sojuszu lub przynajmniej zwiększenie rotacyjnej obecności oddziałów sojuszniczych nad Wisłą. Ogłoszenia oficjalnych decyzji w tej sprawie spodziewano się na szczycie NATO, który latem ma się odbyć w Warszawie. Coraz częściej spekuluje się jednak o możliwości odwołania go ze względu na niedemokratyczne działania polskiego rządu.
– Polska jest u progu wielkiej zmiany, jaką jest przejście z uczestnictwa politycznego w NATO do pełnoprawnego członkostwa – zapowiadał jednak Antoni Macierewicz na 17. rocznicy wstąpienia Polski do sojuszu. Czy późniejszym wystąpieniem na temat "młodej" amerykańskiej demokracji próbował przekonać Amerykanów, by szybciej pomogli mu spełnić tę obietnicę...?
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl