
Reklama.
To nie jest tak, że mam coś do Kościoła, jako wspólnoty wiernych. Należą do niego osoby, które kocham, z którymi się przyjaźnię, koleguję lub choćby wymieniam pozdrowienia. To nie jest też tak, że mam coś do Jezusa - mam dużą sympatię dla tego ponoć długowłosego lewaka, którego dziś biskupi oskarżyliby pewnie o gender i inne herezje. Po prostu w pewnym momencie, kończą się wymówki i trzeba coś zrobić. Dla mnie ten moment nadszedł wtedy, gdy biskupi rozpoczęli agitację polityczną na rzecz zmuszenia do rodzenia kobiet umierających i ciężko chorych, zgwałconych i tych, których ciąża jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzona.
Wcześniej tłumaczyłam sobie, że nie muszę się wypisywać, bo przecież się tam nie zapisywałam. Zostałam włączona do Kościoła rzymskokatolickiego jak większość z nas - jako nieświadome dziecko, bez wiedzy, a tym bardziej zgody. Procedura równie sensowna, jak chrzczenie zmarłych przez Mormonów. Całe to wypisywanie się, jeżdżenie po akt chrztu, a potem do świątyni, wydawało mi się sztuką dla sztuki. Co to za różnica, skoro i tak nie uczestniczę w obrzędach, oprócz tego, że stracę czas na kościelne formalności?
Znajomi przekonywali, że to i tak nie ma sensu, bo kto już raz zostanie polany w kościele wodą, ten już nie może opuścić Kościoła rzymskokatolickiego. Pokazywali doniesienia prasowe, o abdykacji państwa polskiego przed watykańskim w dziedzinie ochrony danych osobowych - apostazja może skutkować co najwyżej adnotacją w akcie chrztu, ale biskupi nadal mogą przechowywać i przetwarzać dane osoby, która nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Po co więc się trudzić?
Dlatego, że symboliczne gesty mają znaczenie. By wyrazić swój sprzeciw wobec mizoginicznej polityce mężczyzn z episkopatu. Dlatego wreszcie, że Bóg, gdyby istniał, miałby w głębokim poważaniu buchalterię starszych panów zafiksowanych na tym, co między kobiecymi nogami. Nie chciałabym nawet czysto formalnie należeć do organizacji, która dyskryminuje ludzi ze względu na kolor skóry, dlaczego więc miałabym machnąć ręką na to, że należę do organizacji, która ma w pogardzie życie i zdrowie kobiety? Na marginesie, biskupom trudniej byłoby funkcjonować jako ginekologiczna inkwizycja, gdyby połowę ich składu stanowiły kobiety. Antykobieca ideologia biskupów napędza apartheid płciowy w kościele, a kościelny apartheid płci wzmacnia antykobiecą ideologię biskupów.
Samo to, jak panowie biskupi gardzą kobietami byłoby dla mnie wystarczającym powodem do apostazji. Ale są przecież dziesiątki innych rzeczy, setki, jeśli nie tysiące, plugawych działań i wypowiedzi biskupów - wobec osób chorych na niepłodność, wobec dzieci, wobec ludzi wierzących w inne bóstwo, wobec ateistów... Wymienianie ich wszystkich zajęłoby dziesiątki doktoratów.
Po owocach ich poznacie. Ja poznałam. I wypisuję się z tej zgniłej organizacji.
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl