Kadr z ostatniego programu "Kuchenne Rewolucji" – z właścicielką "Wyszynku z Szynką".
Kadr z ostatniego programu "Kuchenne Rewolucji" – z właścicielką "Wyszynku z Szynką". Fot. Screen/Kuchenne Rewolucje/TVN
Reklama.
Emisja programu odbyła się w ostatni czwartek i natychmiast odbiła się szerokim echem w lokalnych mediach. Tak dużym, że już od piątku jadłodajnia o nowej nazwie "Wyszynk z Szynką" (dawny "Bartosz") jest zamknięta i nie sposób skontaktować się z właścicielką. Nikt nic nie wie, sąsiedzi z najbliższych lokali pod żadnym pozorem nie chcą się wypowiadać.
– Nie będziemy brać udziału w tej szopce. Wiemy tylko, że dziewczyny mają wolne do przyszłego poniedziałku i w tym czasie lokal będzie zamknięty – rzuca tylko jeden z "bardziej rozmownych" sąsiadów. Odsyła do komentarzy na Facebooku. Ale profil jadłodajni też zniknął. Za to na fanpage'u Magdy Gessler ponad 3 tysiące komentarzy do tej rewolucji. Niestety, praktycznie wszystkie w podobnym stylu:

Z Facebooka Magdy Gessler

• Uważam, że powinniście zgłosić odpowiednim służbom jak ta kobieta traktuje pracowników... Nie dość, że w całej Polsce mnóstwo ludzi pracuje na umowę zlecenie to jeszcze pozwala się na takie oszustwa...

• Oglądałam, buzi nie mogłam zamknąć...dawno mnie tak nikt nie "ZASKOCZYŁ" jak ta Pani!!! Ja na jej miejscu po tym odcinku torby bym miała spakowane. Wstyd!!!

• Jeszcze nigdy nie byłam tak zirytowana po obejrzeniu Kuchennych Rewolucji. Niepojęte, jak można tak traktować ludzi, kłamać, być taką obłudną osobą! Wszystkie swoje beznadziejne działania i decyzje przypisywała swoim pracownicom! Jak tak można?! Czytaj więcej

Będzie kontrola inspektorów pracy
Sprawą na pewno zajmie się Okręgowa Inspekcji Pracy w Kielcach. – Zgadza się. Po obejrzeniu programu zapadła decyzja o kontroli w tym lokalu – mówi naTemat Barbara Kaszycka, nadinspektor pracy.
A być może kontroli będzie jeszcze więcej, gdyż w sprawę zaangażowała się posłanka PiS, Anna Krupka, zwana swego czasu makijażystką Jarosława Kaczyńskiego z racji tego, że kilka lat temu – o czym tutaj pisał Krzysztof Majak – to właśnie ona przygotowywała prezesa do występów przed kamerami. Znana również jako "Aniołek" Prezesa, w ostatnich wyborach dostała od PiS "jedynkę" w Kielcach. Teraz mocno się zbulwersowała emisją programu ze swojego okręgu, choć sama Kuchennych Rewolucji nie oglądała.
logo
Posłanka PiS Anna Krupka. Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta
– Przeczytałam doniesienia prasowe, które pojawiały się w mediach świętokrzyskich i które bardzo mnie zaniepokoiły. Poprosiłam pracownika, by obejrzał program i żeby rozpoznał sytuację. Był zszokowany – mówi naTemat Anna Krupka, posłanka PiS. Na tej podstawia napisała interwencję. Lista instytucji, do których się zgłosiła jest bardzo długa.
– Okręgowy Inspektor Pracy w Kielcach, Świętokrzyski Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Świętokrzyski Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej, p.o. dyrektora Izby Skarbowej. Dokumenty z interwencją wysłaliśmy w sobotę, nie mam pewności, czy już dotarły – wymienia. Co najbardziej ją zbulwersowało? Podejrzenie, że mogą być naruszane prawa pracowników, a także wątpliwości dotyczące przydatności do spożycia potraw serwowanych w lokalu. Również inna gramatura potraw niż podana w menu, co może sugerować, że właściciel celowo chciał wprowadzić konsumentów w błąd.
Jej interwencja bardzo się spodobała. – Nawet ludzie kontaktują się ze mną na Facebooku i dziękują za to. Piszą, że to bardzo ważny problem. Czują, że ktoś staje w ich obronie – mówi posłanka. Choć zaznacza, że nie chce niczego przesądzać. Najważniejsze, by właściwe instytucje się tym zajęły i wyjaśniły to, co można było zobaczyć w programie.
"A ile one zarabiają?"
Kto nie oglądał ostatniego programu Magdy Gessler i nie wie, o co chodzi, należy się wyjaśnienie. Jadłodajnia została pokazana w bardzo złym świetle, jako miejsce, w którym zamiast mięsnego kotleta, podają "coś" z chleba, nie mówiąc o przeterminowanej kiełbasie. Ale najgorsze, co bardzo oburzyło Magdę Gessler, było traktowanie pracownic przez właścicielkę z ogromnym naruszeniem prawa pracy. Zarobki na pełnym etacie na poziomie 800 zł. A jedna z pracownic była na stażu już od 9 lat.
Bardzo znaczący był, między innymi, taki dialog między nią, a właścicielką:
– Po ile one zarabiają? – pyta Magda Gessler. – Chciałam się zgłosić jako kucharz, ale nie wiem, ile mi zapłacicie.
– Nawet 2 tysiące – pada odpowiedź.
– A ile one zarabiają? – wskazuje na kucharki.
– Po 1500.
Tu w tle słychać rozmowy pracownic: "Jezus...Powiedziała szefowa, że zarabiamy po 1500! Mój Boże kochany! Aż mi się płakać chce". A potem jedna z nich mówi, że ostatnią pensję wzięła 700 zł.
logo
Fot. Screen/TVN
Magda Gessler, jak to Magda Gessler. Można ją lubić lub nie, ale jednego odmówić jej nie można – nie toleruje żadnego oszustwa, żadnej patologii i żadnego wyzysku. Również tu mocno się zdenerwowała pokazując wszystkim, gdzie raki zimują. – Pani oszukuje państwo i będzie miała z tego powodu kłopoty. Ja oszustom nie pomagam – rzuciła wściekłym głosem.
"Dziękujemy za publiczny lincz"
Okazuje się, że to jednak właścicielka jadłodajni czuje się oszukana. "Wszystko zostało tak zmontowane, że niektóre wypowiedzi skierowane w rzeczywistości do innej osoby godzą we mnie. Rozumiem, że to jest show, ale nie można tak kogoś sponiewierać. Wiadomo – nikt nie jest idealny, ale jestem zbulwersowana tym, w jaki sposób to wszystko zmontowano" – mówiła cytowana przez "Echo Dnia". Oddział kielecki "Gazety Wyborczej" cytuje z kolei jest wpis na Facebooku:
Z Facebooka właścicielki

Pani Magdo, serdecznie dziękujemy za publiczny lincz, do którego pani doprowadziła. Już nie dziwimy się, dlaczego tyle ludzi po "Kuchennych rewolucjach" podaje panią do sądu. [...] Wszelkie wyzwiska, obrażanie i, dosłownie mówiąc, gnojenie właścicielki będzie udokumentowane, a później będziemy wkraczać na drogę sądową. Czytaj więcej

– Ja nie chcę nic mówić, ale pierwszy lokal, który pani Magda Gessler rewolucjonizowała w Kielcach, stoi dziś pusty i jest do wynajęcia. Przed rewolucją były tam pyszne, duże hamburgery. A po rewolucji były małe, drogie hamburgery. Ja osobiście jestem mocno sceptyczny do tych rewolucji – mówi jeden z mieszkańców Kielc.
logo
Pracownice "Wyszynku z Szynką" opowiadają o zarobkach. Fot. Screen/TVN
Wiele już było historii związanych z tym programem, tak jak wielu zadowolonych z rewolucji albo bardzo niezadowolonych. Dlatego Okręgowa Inspekcja Pracy na razie podchodzi z dystansem. – Nie chciałabym niczego przesądzać, dopóki nie sprawdzimy, jak było naprawdę. Z doświadczenia wiem, że często w audycjach nie wszystko jest pokazywane – mówi Barbara Kaszycka. Ale sama przyznaje, że podczas oglądania programu zaniepokoił ją fakt, że ktoś otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 700 czy 800 zł.
Barbara Kaszycka

Niepłacenie świadczeń pracowniczych w wysokości, jaka należy się pracownikowi, czyli minimalnej stawki, jaka obowiązuje, jest obowiązkiem pracodawcy i pracownik powinien ją otrzymać, jeśli jest zatrudniony w pełnym wymiarze czasu na umowę o pracę. Niewykonanie tego obowiązku jest wykroczeniem przeciwko prawom pracownika.

Dodaje, że inspektorzy zbadają też to, na jakiej podstawie były wykonywane potrącenia na świadczeniach pracowniczych, a także warunki bezpieczeństwa pracy.
Kontrole wykażą, jak było naprawdę. Jednak w tej historii niesamowite jest też to, że ktoś, kto może być podejrzany o takie wykroczenia, w ogóle zgłasza się do programu i sam naraża na kłopoty. A reakcja polityka? Takiego przypadku w Kuchennych Rewolucjach na pewno jeszcze nie było.

napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl