Donald Tusk znowu stał się najważniejszym celem Prawa i Sprawiedliwości. Choć wciąż sprawuje funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej, w ostatnim czasie to na nim skupia się największa uwaga partii rządzącej i jej sympatyków. Motywuje to momentami wręcz paniczny strach przed choćby symbolicznym powrotem Tuska do polskiej polityki. Dlaczego mający wysokie poparcie i wszechwładzę PiS tak bardzo obawia się 59-latka z Gdańska?
Atakować Donalda Tuska próbują dziś na prawicy prawie wszyscy. I nie chodzi tylko o czcze gadanie na temat postawienia go przed Trybunałem Stanu i powieszenie dzięki przywróconej specjalnie dla niego karze śmierci. Im częściej przewodniczący Rady Europejskiej – choćby między słowami – komentuje ostatnio sytuację w Polsce, tym silniej przeciwko niemu Prawo i Sprawiedliwość uruchamia swoją najskuteczniejszą broń, czyli propagandę.
Kiedy Donald Tusk wyjeżdżał do Brukseli, nawet w Platformie Obywatelskiej nie brakowało kpin z tego, że zrezygnował z prawdziwej władzy w Polsce na rzecz prestiżu w Brukseli. W pamięci wszyscy mieliśmy bowiem dwie kadencje jego poprzednika i pierwszego w historii przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana van Rompuya. Cichego negocjatora i polityka raczej technicznego niż lidera.
Przez pierwsze miesiące w Brukseli Donald Tusk wszedł w jego buty, ale wkrótce skończyły się w Europie czasy, gdy najważniejsza osoba w unijnych strukturach mogła ograniczać się jedynie do moderowania polityki. Kryzys migracyjny, widmo Brexitu i wybuch autorytarnej wiosny na Starym Kontynencie sprawiają, że funkcję przewodniczącego RE trzeba zdefiniować na nowo.
I Donald Tusk z powodzeniem to czyni. Od jesieni Polak wyraźnie wybija się na pozycję lidera unijnej polityki, udowadniając, że przewodniczący RE to nie musi być funkcja przede wszystkim reprezentacyjna i ograniczająca się do zarządzania pracami na szczytach w Brukseli. Wysiłki Tuska paradoksalnie widać lepiej w zachodnich mediach, gdzie o jego działaniach nie donosi się przez pryzmat faktu, iż jest byłym premierem Polski, a jego obecnej funkcji nie nazywa się "brukselską fuchą", czy "ucieczką".
Przejmując odpowiedzialność za wypracowanie globalnego porozumienia w sprawie kryzysu migracyjnego i powstrzymanie rozpadu Unii Europejskiej Donald Tuska poszerza w Europie i na świecie wpływy, które wypracował już jako szef polskiego rządu. I w odpowiedniej chwili może je wykorzystać tak, by obecne kłopoty z UE i Zachodem Jarosław Kaczyński i spółka wspominali jako niewinną zabawę. Bo może i prezes PiS ma dziś w Polsce władzę, jakiej Tuskowi nie udało się zdobyć, ale zarazem długo żaden Polak nie będzie miał wpływów na takim poziomie, jak obecnie założyciel Platformy Obywatelskiej.
2. Wpływ na KOD
Gdyby walcząca z wewnętrznym kryzysem i problemami wizerunkowymi PO była jedyną siłą, na którą wpływ ma z Brukseli Donald Tusk, nerwy Jarosław Kaczyńskiego z pewnością byłyby mniej nadszarpnięte. Ewidentna panika opanowała jednak środowisko Prawa i Sprawiedliwości, gdy kilkanaście dni temu przewodniczący RE gościł u siebie Mateusza Kijowskiego i innych przedstawicieli Komitetu Obrony Demokracji.
Ten obrazek to zmiksowanie najgorszych koszmarów prezesa Kaczyńskiego. A jak zauważył w naTemat Kamil Sikora, Tusk na współpracę z KOD jest wręcz skazany, bo po zakończeniu misji w Brukseli to właśnie organizacja kierowana Mateusza Kijowskiego może być dla niego ważniejszym wsparciem niż PO Grzegorza Schetyny. – Za te kilka lat scena polityczna będzie tak przebudowana, że Donaldowi Tuskowi trudno będzie się na niej odnaleźć – mówił nam Radomir Szumełda, jeden z najważniejszych po Mateuszu Kijowskim ludzi w KOD, który był członkiem delegacji w Brukseli.
Takie komentarze zdają się jednak jedynie zasłoną dymną, za którą kryje się prawda łatwa do dostrzeżenia dla każdego, kto poświęci nieco uwagi trójmiejskiej scenie politycznej. Radomir Szumełda to bowiem nie tylko były działacz Platformy, ale i właściciel prestiżowego sopockiego klubu, w którym przez lata w luźniej i nieformalnej atmosferze zapadały kluczowe decyzje w PO. Szczególnie tej części partii, która była najbliższa Donaldowi Tuskowi, z którego bliskimi i przyjaciółmi Szumełda miał nader dobre relacje. To ważny człowiek z najbliższego środowiska Tuska, który od samego początku był ważnym ogniwem napędzającym KOD.
3. Popularność i zaufanie
Nie tylko w PiS, lecz także w Platformie jesienią 2014 roku cieszono się, że wyprowadzka Donalda Tuska do Brukseli skończy się spadkiem jego popularności nad Wisłą. Jak to zwykle bywa, rzeczywistość nie chciała jednak przystawać do oczekiwań. W ubiegłorocznym maratonie kampanii wyborczych rządzący Polską przez 7-lat Donald Tusk był świetnym chłopcem do bicia dla prawie wszystkich. Krytykowali go nawet w Platformie, która w ten sposób chciała odzyskać "świeżość" w oczach wyborców. Dla PO skończyło się to bardzo źle, ale sam Tusk nie tylko przetrwał ataki nawet ze strony przyjaciół, ale i zaczął odzyskiwać w oczach Polaków.
Z majowego sondażu Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych wynika, że Donald Tusk znowu jest wśród polityków, którzy cieszą się największym zaufaniem i popularnością wśród Polaków. Traci już nieznacznie do szefa .Nowoczesnej Ryszarda Petru, wyprzedził sprawującego władzę niespełna rok prezydenta Andrzeja Dudę I znacznie wyprzedza pod tym względem wszystkich innych liderów polskiej polityki. Jarosław Kaczyński i zastępująca go w roli premiera Beata Szydło cieszą się o wiele mniejszym zaufaniem Polaków.
Najnowsze badania pokazują, że Donald Tusk ma też ogromny elektorat negatywny, ale jednocześnie zdaje się on idealnie pokrywać z odsetkiem wyborców deklarujących poparcie dla PiS. Na rząd dusz wśród nich przewodniczący RE raczej nie liczy. Pozostałe ponad 40 proc. polskiego społeczeństwa, które wypowiada się o nim pozytywnie to jednak świetna baza do tego, by sprawić PiS powtórkę z 2007 roku.
4. To wciąż jedyny prawdziwy lider
Ryszard Petru szybko zyskał zaufanie Polaków, ale po gwałtownym wzroście po jesiennych wyborach notowania .Nowoczesnej utknęły na poziomie, który nie pozwala na marzenia o samodzielnym przejęciu władzy. Być może to efekt szeregu wizerunkowych i merytorycznych wpadek Petru, które sprawiły, że wielu Polaków ma do niego spory dystans.
W jeszcze gorszym położeniu jest Grzegorz Schetyna. Od czasu, gdy przejął kontrolę nad PO jej notowania mocno się pogorszyły. Nie jest obecny w świadomości społecznej jako lider. Tę pozycję skutecznie traci na rzecz Sławomira Neumanna, Agnieszki Pomaski, czy Borysa Budki.
Największe szanse na porwanie prawdziwych tłumów ma dziś Mateusz Kijowski, ale jednocześnie jego popularność bazuje jedynie na zasługach w stworzeniu KOD. Innymi budzącymi podziw dokonaniami politycznymi, czy społecznymi Kijowski pochwalić się nie może.
A Donald Tusk? Na fotelu przewodniczącego RE nie zatracił wiele ze swojego słynnego "chłopięcego uroku". Wciąż ma wizerunek fajnego gościa, który zna normalne życie, a zarazem robi wrażenie, gdy co rusz obraca się wśród najważniejszych ludzi na świecie. Oczywiście po 8 latach rządów jego Platformy ciąży na nim odpowiedzialność za wszystkie narastające przez ten czas grzechy i zaniechania. Jednocześnie dla całej rzeszy Polaków to ojciec sukcesów i rozwoju, jakich ich kraj nigdy wcześniej nie widział.