
Obraz może przerażać, zwłaszcza jeśli od miesięcy wygląda dokładnie tak samo. Czy to szkoła podstawowa, czy gimnazjum, uczniowie siedzą pod ścianami, smartfony w dłoniach i wszyscy, niemal jak jeden mąż, gapią się w telefony. I tak przerwa w przerwę. Muzyka, Facebook, Snapchat, gry, a nawet zwykłe SMS-y wysyłane do kolegi, który siedzi obok. O rozmowę trudno, o zabawę jeszcze trudniej. Ile można? Dlatego wiele szkół wreszcie poszło po rozum do głowy i do swoich regulaminów wprowadza zakazy. I jest ich coraz więcej!
Dlatego od lat siedzą z tymi telefonami, grają, piszą, chwalą się najnowszymi markami, często lepszymi od tych, które mają nauczyciele. Ale wpadają też na głupie pomysły. Na przykład, by zrobić komuś zdjęcie, wrzucić do sieci i obśmiać albo nakręcić kompromitujący filmik. O tragedię z tego powodu nie trudno. – Dosłownie nie można ich oderwać od komórek – narzeka od lat znajoma nauczycielka. I teraz to wszystko im zabierają?
Nie ma odgórnych zasad, Ministerstwo Edukacji niczego nie zaleca, niczego w tym zakresie nie zakazuje. Szkoły decydują same. Do tej pory, owszem, bardzo wiele zakazywało używania telefonów, ale podczas lekcji. Od niedawna jednak wyłania się nowy, prospołeczny trend, na który decyduje się coraz więcej placówek – zakazać telefonów komórkowych w ogóle. Również podczas przerw. W razie potrzeby, uczniowie mogą skorzystać z telefonu w sekretariacie.
Teraz tylko czekać na efekty. Nauczyciele narzekają, że przez telefony dzieci i młodzież wcale nie rozmawiają, nie integrują się, nie spędzają ze sobą czasu. Bez telefonów ma być lepiej. I wierzmy, że tak będzie. Bo tak naprawdę same dzieciaki tego chcą, tylko nie wiedzą, że może być inaczej. Czasem tylko zdecydowanie trzeba im to pokazać. Nie ma komórki, jest życie...
Zasadę niekorzystania w szkole z komórek wprowadzono 18 kwietnia. I okazało się, że na przerwach dzieci zaczęły ze sobą rozmawiać, bo jeżeli nie można wysłać do koleżanki wiadomości, to trzeba do niej podejść. Okazało się, że nie kończy się na jednym zdaniu, dzieciaki chcą się nagadać, poplotkować. Zaczęły po tych szkolnych korytarzach spacerować, zwiedzać szkołę, grać w ping-ponga, biegać na sali gimnastycznej. Czytaj więcej
Ale jest druga strona medalu, nikomu się nie dogodzi. "Nie wolno ograniczać praw dzieci, telefony powinny być dostępne, trochę szacunku dla praw ludzi młodszych" – komentują rodzice. Narzekają też, że teraz w ciągu dnia nie mogą skontaktować się z dzieckiem, a zakaz tylko komplikuje im życie. – Ja tam nie mam nic przeciwko. Nie wpadajmy w panikę. Świat idzie do przodu, młodzież musi podążać za nowościami technologicznymi. Niech uczy się wyszukiwania potrzebnych informacji w internecie, również przez telefon. Na przykład, kiedy była Bitwa pod Grunwaldem – mówi jeden z rodziców.
Wystarczy popatrzeć dookoła. Nawet przez przejście dla pieszych przechodzą, nie rozglądając się, jedynie na co patrzą to na telefon. Nie ma co się dziwić dzieciom, przykład niestety idzie z góry. Rodzice zamiast poświęcić trochę czasu by pobyć ze swymi pociechami, wolą siedzieć na "fejsie". Smutne. Nie wiem czy to trochę tak nie działa, że "ja nie miałem to chociaż moje dziecko niech ma". I dalej "twój kolega ma taki to ty nie możesz mieć gorszego". Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
