Światła w studiu gasną. Dorota Wellman mogłaby po prostu wyjść i wrócić do domu. Nie komentować, nie udzielać kontrowersyjnych wywiadów, które przysparzają jej tylu zwolenników, ilu przeciwników. W mediach pracuje od lat, ma wyrobioną pozycję, zaufanie zwierzchników, sympatię widzów. Kilka nagród i książek na koncie. Mogłaby też pozować na okładkach „luksusowych” czasopism dla pań z mężem, synem i psem. Wyginać się na ściankach w nadziei na intratne kontrakty reklamowe, a żeby bardziej dopomóc fortunie – nastrzyknąć usta silikonem. Tyle że nie robi żadnej z tych rzeczy. Robi za to kilka innych.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Nie gwiazdorzy…
…ale i nie jest zapobiegliwie skromna. W każdym niemal wywiadzie zahaczającym o kwestie zawodowe, Dorota Wellman zaznacza, że nie robi nie wiadomo czego, że jest rzetelną dziennikarką skupioną na samorozwoju, ale nie drugim Kapuścińskim. Podkreśla, że nie różni się niczym szczególnym od zwykłego człowieka oprócz tego, że „pokazuje gębę w telewizji”.
– Trzeba mieć po prostu świadomość, w czym się pracuje. Reporterzy najczęściej są na pierwszych liniach walki, uczestniczą w ważnych, niekiedy bardzo skomplikowanych wydarzeniach. Będąc częścią historii naprawdę zmieniają świat. Dużo bardziej niż ja, która raz mówi o tym, jak ugotować kapustę, raz jak zapiąć stanik, a innym razem kto dostanie 500 zł na dziecko. To zupełnie inny rodzaj dziennikarstwa i zdaję sobie z tego sprawę. Znam swoje miejsce – mówiła w jednym z wywiadów.
Zawodowe credo Doroty Wellman może wydawać się banalne, a mimo to zaskakuje mądrością. W mediach warto jest być dzięki dobrze wykonanej pracy, niezależnie od tego czy będą to rzetelne rozmowy z ludźmi, czy wygrywające nagrody reportaże społeczne. Dziennikarka nie ma problemu z przyznaniem, że książki jej autorstwa to rzeczy ulotne, choć potencjalnie użyteczne. Typ lektur które czytamy, czujemy się lepiej, albo myślimy o czymś nowym, a potem zapominamy. To nie żadna literatura i Wellaman nie ma co do tego złudzeń. W przeciwieństwie do wielu innych dziennikarek i dziennikarzy, którym zdarzyło się popełnić kilka zdań z sygnaturą ISBN.
Stoi na straży
Demokracji i zdrowego rozsądku. Podkreśla jak ważne jest chodzenie do urn, przywileju, którego jeszcze nie tak dawno temu nie mieliśmy. Jednocześnie unika waloryzowania wyborów obywateli i kolegów po fachu, co dla tak popularnej i zaangażowanej w sprawy społeczne dziennikarki mogłoby być kuszące. Zabiera głos tylko w sytuacjach skrajnych, jak niedawne prace nad zaostrzeniem ustawy aborcyjnej.
Jej wypowiedzi nie są nigdy ideologiczne, a najzwyczajniej w świecie zdroworozsądkowe. „Przecież to każda z nas przed sumieniem, Bogiem czy jeszcze jakąś inną siłą będzie odpowiadać za to, co robi. Nie rozumiem, dlaczego kobietę ciągle traktuje się jak kulkę, którą dowolnie można przerzucać. Powinnyśmy same decydować, co jest dla nas dobre. Tak, jak wywalczyłyśmy kiedyś prawa wyborcze, tak i dziś przed nami trudne zadanie wywalczenia prawa decydowania o własnym życiu.”
Po pierwsze: tolerancja
Tolerancja jest modna. Bycie otwartym, to znak luzu, światłości i światowości. Tyle że prawdziwa tolerancja objawia się nie w szumnych deklaracjach poparcia dla związków partnerskich czy osób o innym kolorze skóry, które dla większości osób są jednak kwestią dość odległą od ich „tu i teraz”. Trudniej tolerować kogoś, kto jest bliżej, zawodowo czy towarzysko. Dorota Wellman nie piętnuje koleżanek z mediów, ale podkreśla, że jeśli ktoś odnajduje się w świecie ścianek i bankietów, jest to jego niezbywalne prawo korzystania z popularności.
Mówi o sobie, zamiast oceniać innych z pozycji domniemanej wyższości – Dzięki temu, że nie bywam, mam więcej czasu dla siebie. Bywam w domu, gdzie wolę bywać. To mój świat. Szkoda mi wieczoru na oglądanie sukienek. Wolę ten czas spędzić z synem, oglądając film, albo porozmawiać z mężem o tym, co zrobimy jutro. Albo spotkać się z przyjaciółmi. Dla mnie są to ważne rzeczy.
Przeciw materializmowi
–Mam dom, samochód, moje książki, więcej mi nie potrzeba – mówiła w jednym z wywiadów. Nie są to jedynie czcze deklaracje. Dorota Wellman dwa razy przeznaczyła pieniądze z kampanii reklamowych, w których brała udział, na cele charytatywne i nie była to PR-owa darowizna w postaci kilku tysięcy, które zapewniłyby jej rozgłos, ale całość (naprawdę okazałej) gaży.
Cztery lata temu wynagrodzenie za udział w spocie Danone'a przekazała na cele fundacji TVN Nie jesteś sam, podkreślając, że zna jej działania, więc ma do niej zaufanie. Rok temu 300 tysięcy złotych za kampanię reklamową Lidla, rozdzieliła między wyżej wymienioną fundację (100 tysięcy) i mniejsze organizacje charytatywne. Dobry przykład, póki co jakoś bez szeregu naśladowców.
Daje przykład
Że można. Wiele rzeczy. Łączyć karierę z życiem rodzinnym. Nie przejmować się byle czym i przestać mieć do siebie pretensje o kwestie drugorzędne. W książce „Ja nie mogę być modelką?!” stara się pokazać kobietom drogę do akceptacji. Uświadomić, że oponka na brzuchu, albo kilka zmarszczek to sprawy drugorzędne. Można żyć, albo egzystować, to kwestia ustalenia priorytetów. – Nie obchodzi mnie, że dla kogoś przypominam świnię, a dla kogoś baleron, bardziej przejęłabym się słowami, że nie mam nic w głowie.
Do znudzenia katujemy się tanimi coachingowymi frazesami, że wszystkim nie można się podobać. Rzadziej zadajemy sobie pytanie co robimy, żeby być wartościowym człowiekiem. Umieć dać komuś pole do szczerej rozmowy, powiedzieć coś ciekawego czy nowego, wymienić się doświadczeniami. To znacznie atrakcyjniejsze niż wątła kibić. Podsumowując słowami Wellman – Może i ktoś początkowo skusi się na to śliczne ciasteczko. Ale jak ciasteczko jest durne i puste w środku, to dalej nie pociągnie
Jest szczera
Na wielu poziomach i niezależnie od tego, czy szczerość będzie posunięciem opłacalnym wizerunkowo. Zarówno kiedy jest pytana na kogo głosowała w wyborach prezydenckich, jak i wtedy, gdy zagadnięta o milczenie miłościwie panującej Pierwszej Damy, powiedziała, że jej zdaniem to ważna funkcja i pełnienie jej jako uśmiechająca się kukła jest marnowaniem szansy na zrobienie czegoś dobrego. Szczerość dziennikarki to jednak nie tylko śmiało głoszone poglądy około polityczne, ale i umiejętność opowiadania o własnych przeżyciach.
Wellman doskonale zdaje sobie sprawę, że sesja zdjęciowa z rodziną przed kominkiem nie wniesie nic do życia potencjalnych czytelników czy widzów. W przeciwieństwie do dzielenia się ludzkimi emocjami i mądrością życiową w obliczu spraw najtrudniejszych. Bardzo wzruszająco i z prostotą płynącą ze szczerości opowiedziała w programie Pauliny Młynarskiej o odchodzeniu chorej na raka mamy.
Bez podkreślania własnego cierpienia, szukania współczucia. – Mama była ogromnie ważnym człowiekiem w moim życiu. Intelektualnie, duchowo, emocjonalnie. I kiedy zachorowała na raka, nastąpiło wzajemne, powolne, wspólne odchodzenie. Udało mi się jednak pokonać własne tchórzostwo. Nie uciec przed śmiercią, nie odsunąć jej od siebie, nie udawać, że jej nie ma. To, co powiem, może zabrzmieć dziwnie, ale byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam być przy jej śmierci. Mama umierała w domu, nie była sama, do końca do niej mówiłam, choć już mi nie odpowiadała, głaskałam jej dłoń przez kilkanaście godzin.
Rodzina
W ankietach i badaniach dotyczących wyznawanych przez nas wartości na pierwszym miejscu niezmiennie stawiamy więzy krwi. Gwiazdki różnego kalibru, jak gdyby zdając sobie sprawę z tych preferencji, chętnie opowiadają o wartościach rodzinnych. Może zresztą deklarowane przywiązanie do familii jest nie tyle gładkim frazesem pod publiczkę, co brakiem refleksji połączonym z koniecznością odpowiedzi. To tak, jak nieustanne wskazywanie Jana Pawła II jako autorytetu, mimo że nie miało się w rękach ni ćwierci encykliki.
Wellman niejednokrotnie wypowiadała się o silnych relacjach z babcią, z mamą, synem, o głębokiej przyjaźni z mężem, od 25 lat tym samym, co w show biznesie nie należy do częstych. Uważa, że bez związku ze swoimi korzeniami ciężko jest rozwinąć skrzydła. – Dla mnie najważniejsze w życiu jest to, że mam dziecko. To jest moja rola na tym świecie. Innej, ważniejszej, nie mam. O moich programach ludzie szybko zapomną. Nie dokonałam żadnych wielkich odkryć – powiedziała w wywiadzie dla weekendowego magazynu Gazety.pl.
Za cytat o „pindzi przy paprotce”
W 2014 roku na kanapie telewizji śniadaniowej doszło do spięcia między nią, a Tomaszem Adamkiem, kandydującym wówczas do Europarlamentu. Zdenerwowana tyle nienawistną, co pozbawioną związku z rozmową wypowiedzią boksera na temat osób homoseksualnych, przeklęła na wizji. Zapytana potem przez dziennikarkę Gazety.pl o sytuację, powiedziała, że nie jest typem „pindzi przy paprotce”, która będzie się grzecznie uśmiechała, niezależnie od tego, co usłyszy. Wellman nie ma problemu z powiedzeniem tego, co myśli, kiedy styka się z brakiem merytorycznego przygotowania, a przede wszystkim z mową nienawiści.
Wszystkie szlachetne gesty, mądre słowa i sukcesy zawodowe nie przysporzyłyby jednak Wellman popularności, gdyby nie to, że jest spójna. Mówi to co myśli i robi to, co zapowiedziała. W świecie celebrytek, które robią ustawki z paparazzi, żeby potem pozywać za brak poszanowania prywatności i polityków z romansami na boku i predylekcją do mówienia pięknie o wartościach rodzinnych i świętości małżeństwa, spójność w mediach należy do rzadkości. To dziennikarka z zawodu i z powołania, uzależniona od informacji i rozwoju. – Dziennikarz nie może się wyłączyć jak suszarka. Pyk! I teraz świat mnie już nie interesuje.
Dorota Wellman uczy niezależności w normalności, stawiania na pierwszym miejscu wartości i bronienia ich. Nie na miecze i złośliwości, tylko na rzeczowe argumenty i tolerancję dla myślących inaczej. Jest zwykłą kobietą, ale na pewno nie kobietą przeciętną.