
Reklama.
3 października Polki masowo wzięły udział w "Czarnym proteście". Wiele kobiet pojawiło się na potężnych demonstracjach zorganizowanych w całym kraju. Część z nich w ramach protestu wzięła urlopy. Te, które nie mogły sobie na to pozwolić, swój sprzeciw wobec rozpatrywanego w Sejmie projektu ustawy ograniczającej prawa kobiet demonstrowały po prostu ubierając się na czarno.
Tak też uczyniło dziesięć nauczycielek z Zespołu Szkół Specjalnych nr 39 w Zabrzu. Przyszły do pracy w czerni, a podczas jednej z przerw zrobiły sobie jeszcze zdjęcie, które jedna z nich zamieściła na Facebooku. Za to wszystko teraz grozi im kara nagany, zwolnienie z pracy lub nawet całkowite wydalenie z zawodu. Już jutro pierwsze postępowanie w tej sprawie odbędzie się przed działającą przy śląskim wojewodzie komisją dyscyplinarną.
– Dziesięć nauczycielek stanie pod zarzutem "publicznego manifestowania swoich poglądów związanych z poparciem dla zorganizowanego w tym dniu na terenie całego kraju protestu dotyczącego zmian przepisów w zakresie prawa do aborcji" – cytuje Annę Kij z Kuratorium Oświaty w Katowicach "Dziennik Zachodni".
Ta sprawa nijak mają się do zapewnień, które padły z ust samej premier Beaty Szydło podczas jej grudniowego orędzia do Polaków niepopierających Prawa i Sprawiedliwości. – Polska jest wolna i demokratyczna (...) Chcecie maszerować – maszerujcie, chcecie protestować – protestujcie – stwierdziła szefowa rządu.
Przypomnijmy jednak, że niektóre Polki słono musiały zapłacić już za samo zgłoszenie chęci wzięcia udziału w październikowym "Czarnym proteście". "Po godzinie mój pracodawca, w obecności innych pracowników, poinformował mnie, że mam wybór: albo przyjdę w poniedziałek do pracy, albo dziś mogę zostawić klucze i telefon" – wspominała jedna z mieszkanek Warszawy, której historię opisywaliśmy w naTemat.
Jeszcze większe kłopoty spadły na organizatorki "Czarnego protestu", które szybko zaczęły być poszukiwane przez prokuraturę. W odpowiedzi na te działania władzy, na siebie jako organizatorów doniosło do organów ścigania kilka tysięcy osób.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
źródło: "Dziennik Zachodni"