Aleksander Łaszek: Proste pomysły na doganianie bogatych Niemców już się skończyły.
Aleksander Łaszek: Proste pomysły na doganianie bogatych Niemców już się skończyły. fot. MarketNews24
Reklama.
Najpierw obniżyli wiek emerytalny. Teraz chcą płacić premię emerytom, którzy zgodzą się pracować choćby dwa lata dłużej. Widzi Pan w tym sens?
Widzę raczej dramat. Zrealizowana obietnica obniżenia wieku emerytalnego oznacza, że z dnia na dzień staliśmy biedniejsi. Będzie mniej osób wypracowujących PKB, a więcej tych, których ta pomniejszająca się grupa pracowników musi utrzymać. Teraz rząd próbuje ratować sytuację, ale robi to jeszcze gorzej. Aby wypłacić te premie, trzeba będzie komuś innemu zabrać w podatkach, albo znowu zadłużyć kraj.
Czy gospodarcze pomysły PiS pomogą nam w upragnionej pogoni za bogatymi Niemcami?
Nie może być mowy o doganianiu bogatych krajów, kiedy jako społeczeństwo wyróżniamy się mniejszą aktywnością zawodową. Wśród Polaków w wieku 20-64 lata pracuje 68 proc. osób, w Szwecji odsetek wynosi 80 proc., a w Niemczech 78 proc.
Powie pan za chwilę, że matki porzucają pracę dla 500+, a to schemat, z którym dyskutuje minister Elżbieta Rafalska?
Widzę fatalną konstrukcję pierwszego progu do programu 500+. Weźmy 4-osobową rodzinę, w której mężczyzna zarabia 3100 netto, a kobieta zajmuje się dziećmi. Ich dochód na osobę wynosi około 770 zł i właśnie załapali się na program 500+. Zapytam tak, czy mamie opłaca się pracować?
Liczymy. Podejmuje pracę na pół etatu, to z minimalnej pensji dostanie 700 zł na rękę. Jednocześnie straci 500 złotych zasiłku, przekraczając kryterium dochodowe na pierwsze dziecko. W związku z dojazdami do pracy poniesie koszty. Więc przy połówce etatu jest do przodu jakieś 100 złotych miesięcznie pracując 20 godzin w tygodniu. Są szacunki, że w ten sposób 240 tys. pracowników zniknie z rynku pracy.

Były jednak wyliczenia, że Polacy są jedną z najciężej pracujących nacji na świecie.
Tak, ale oprócz tego, że pracujemy głową i rękami, liczy się jeszcze, jak dobrze jesteśmy zorganizowani w tej pracy i jakie mamy do dyspozycji maszyny. To ostatnie udało się dokładnie policzyć. Pracownik w Polsce dysponuje sprzętem za 47 tys. euro, zaś Niemiec ma 135 tys. euro. Im droższe stanowisko tworzy pracodawca, tym zazwyczaj większe kompetencje są potrzebne do pracy na nim i tym wyższa płaca pracownika. Nasi przedsiębiorcy boją się jednak inwestować. I to, co teraz bardzo nas rożni od Niemiec, to stopa inwestycji.
Skąd ten strach?
Ponad 50 zmian w ciągu roku w podstawowych ustawach podatkowych. Czyli nikt nie wie na jakich zasadach będzie rozliczał podatek za 2-5 lat. A więc przedsiębiorca nie wie, czy wydane pieniądze przyniosą mu zysk. Po drugie, rząd stworzył groźny precedens podatków sektorowych. Mamy podatek bankowy, a może będzie handlowy, a potem kto to wie. Może Telekomy będą płacić.
Stąd ta odwieczna przepaść?
Wiele barier udało się już pokonać. Na przykład jeszcze 10 lat temu wąskim gardłem rozwoju była infrastruktura: brak autostrad, linii kolejowych, sieci linii energetycznych. Jeszcze wcześniej barierą była korupcja. Czas prostych rozwiązań minął. Teraz, aby skoczyć naprzód, potrzeba będzie coraz więcej dobrych małych pomysłów i udoskonaleń. Importowania najlepszych pomysłów z zagranicy.
Czy są jakieś nowo tworzone bariery?
Upolitycznienie gospodarki. Nie wierzę na przykład w to, że urzędnicy będą w stanie lepiej inwestować pieniądze niż giełda i bankowcy. Tymczasem powstaje Polski Fundusz Rozwoju, który ma być machiną inwestycyjną rządu. Doświadczenia innych krajów pokazują, że urzędnicy decydują o inwestycjach, bo jest moda, polityczne zamówienie albo lobbing.
W ten sposób branża energetyczna zrzuca się na skupowanie kopalni i pompowanie tam pieniędzy. W ten sposób jest spokój z górnikami. A przedsiębiorcy i obywatele nawet nie zauważą, jak coś tam się doliczy do rachunku.
W jakim tempie Polska powinna się rozwijać, aby zacząć gonić te Niemcy?
Szacowałem, że w takim momencie, jak teraz, to powinno być około 4-4,5 proc. PKB.
Mamy 3.
Co nie jest złym wynikiem. Pogoń za bogatszymi krajami zajmie najwyżej 10-15 lat dłużej.
Rok temu przeskoczyliśmy Grecję i to był news.
Niestety to nie był nasz wypracowany sukces. To raczej Grecja się zwijała, a polska lekko truchtała do przodu.
Wierzy pan, że – jak mówili politycy – już w 2025-2030 roku Polska wejdzie do grona 20 najlepszych gospodarek na świecie?
Jeśli spojrzeć na dane Eurostatu, jesteśmy na 7-8 miejscu wśród najbiedniejszych państw w Europie. Jeśli spojrzeć na wiodące rankingi gospodarcze i kraje G20, to musielibyśmy przeskoczyć np. Szwajcarię.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl