Przesłuchanie Donalda Tuska trwało ponad 8 godzin. Tyle czasu zajęło prowadzącym śledztwo ustalenie oraz odręczne zapisanie prostych faktów i pytań. Czy świadek Tusk pytał Tomasza Siemoniaka (szefa MON) o opinię w sprawie zawarcia umowy o współpracy polskiego wywiadu wojskowego z rosyjskimi specsłużbami.
Nie wiemy, co mówił Tusk, ale zdaje się, że prowadzący sprawę pułkownik Jan Zarosa postanowił dotrzeć do sedna materii. Zwłaszcza, że teraz przez to długotrwałe maglowanie Tuska komentatorzy przesądzają o politycznym charakterze całej sprawy sprawy. Wyjaśnianej już niegdyś zarówno przez prokuraturę, jak i sejmową Komisję Służb Specjalnych. W tej sprawie mało kto zwrócił uwagę na jednego z głównych bohaterów.
Kim jest pułkownik, który ściga Tuska?
Ma 46 lat i pochodzi Tarnogrodu koło Lublina. Jeszcze kilka lat temu pracował w Prokuraturze Garnizonowej w Lublinie. Nie trafiały mu się równie głośne sprawy z wyjątkiem jednej – znęcania się nad 75 szeregowcami przed dowódcę kompanii w jednostce wojskowej w Majdanku.
Zarosa doprowadził wówczas do skazania i odejścia z armii kapitana Konrada Ż., dowódcy kompanii. Oficer dręczył podwładnych pompkami i przysiadami za przewinienia. Na przykład, kiedy przyłapał dwóch żołnierzy na paleniu tytoniu w toalecie, kazał im wypalić na raz wszystkie papierosy, jakie im pozostały w paczkach. Z kolei szeregowemu, który przyniósł kapitanowi prowiant na wyjazd na ćwiczenia, kazał zjeść cały bochenek chleba. Bo "pieczywo było czerstwe” – relacjonowała ustalenia Zarosy lokalna prasa.
On sam jeszcze w stopniu kapitana występował jako oskarżyciel. Wykazał się zaangażowaniem, bo ofiar i świadków mobbingu (często już w rezerwie) poszukiwano nawet poprzez ogłoszenia w prasie. Domagał się natychmiastowego odejścia ze służby "dręczyciela". Na jednym z blogów czytamy także, że w 2013 roku Zarosa prowadził sprawę kobiety twierdzącej, że do jej telefonu włamał się żołnierz z Inspektoratu Służby Kontrwywiadu Wojskowego w Lublinie. Wówczas prokurator odesłał skarżącą do innej prokuratury.
Najważniejsza sprawa w karierze
Nietrudno zauważyć, że to sprawy innego kalibru niż z generałami Służby Kontrwywiadu Wojskowego w rolach oskarżonych oraz Donaldem Tuskiem w roli świadka. Tymczasem tygodnik "Polityka" już wcześniej zwrócił uwagę, że prokurator płk Jan Zarosa szybko awansował za czasów "dobrej zmiany". Prosto z garnizonowej w Lublinie na szczyt "krajówki". Pułkownik Jan Zarosa to teraz jeden z najważniejszych śledczych Departamentu do Spraw Wojskowych Prokuratury Krajowej.
Przypomnijmy: to wydział stworzony po decyzji o wcieleniu Prokuratury Wojskowej do struktur Prokuratury Krajowej. A to miało być wynikiem rzekomo słabej pracy wojskowych prokuratorów podczas śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Wraz z prokuraturą skasowano nawet oficjalnie opublikowane przez nich materiały.
To śledztwo jest już tajne i na jego temat wypowiada się zdawkowo rzecznik prokuratury. Co ciekawe, jeszcze niedawno Zarosa angażował się w publiczną działalność. Studenci prawa z Lublina zapamiętali, że wciągająco opowiadał o realiach pracy wojskowego prawnika podczas misji w Afganistanie. A po tym śledztwie to dopiero byłaby fascynująca opowieść.