"Imigranci w Niemczech napadli i zgwałcili 16-latkę", "Imigranci popełniają w Bawarii coraz więcej gwałtów. Podane liczby wytrącają z równowagi" - to tylko dwa z wielu podobnych tytułów, które ostatnio przewinęły się przez polskie media. Była też relacja włoskiego korespondenta piszącego o tym, że "codziennie czyta o gwałtach imigrantów i oswaja się z coraz większą agresją". Ona też została skrupulatnie odnotowana w polskich mediach. Tymczasem w Krakowie liczba gwałtów rośnie z roku na rok i nikt nie bije na alarm. W mediach cisza. Bo nie dokonują ich imigranci, a Polacy?
Lokalny krakowski portal jako jedyny właśnie zauważył, że gwałtów w tym mieście jest coraz więcej. Liczba stwierdzonych przypadków rośnie z roku na rok. "W 2016 roku na terenie Krakowa policjanci zanotowali 30 gwałtów. Do końca września 2017 roku stwierdzono już 41 takich przestępstw" – czytamy w LoveKrakow.pl. Można sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby okazało się, że sprawcami krakowskich dramatów najczęściej są imigranci... Wystarczy przypomnieć sobie, jak było, gdy takie przypadki miały miejsce na Zachodzie. A media, jedno po drugim, straszyły Polaków ogromną skalą ich bestialstwa.
Tymczasem z liczby przytoczonych przez LoveKrakow.pl można wnioskować, że u nas sprawcami rosnącej liczby gwałtów są Polacy. Bo przecież, jak powszechnie wiadomo, w Polsce imigrantów nie ma.
"Zawsze bałam się iść ulicami Starego Miasta"
– Jak słyszę, że uchodźcy gwałcą, to aż mi się robi niedobrze. Oczywiście są takie przypadki, ale nie można wszystkich oceniać z jednej perspektywy – reaguje ostro krakowska radna Aniela Pazurkiewicz. Nie zna danych dotyczących skali tego przestępstwa w jej mieście, ale bezbłędnie typuje, że najwięcej jest ich w centrum – na terenie pod okiem I Komisariatu Policji, czyli na Starym Mieście. Tam jest największy ruch, największe tłumy i najwięcej przejezdnych.
– Możesz to śmiało napisać, bo ja zawsze bałam się przechodzić ulicami Starego Miasta obok dużych bram. Zawsze szłam środkiem, bo mówiło się, że wciągają kobiety do tych bram. Jak szedł tłum ludzi, nikt nawet nie zauważył – wspomina koleżanka, która kilka lat temu studiowała w Krakowie. Wtedy imigrantów tym bardziej w Polsce nie było.
Kraków na pewno nie jest odosobniony i nie ma co siać paniki. Jednak nie zmienia to faktu, kto najczęściej w Polsce dokonuje takich czynów. Statystyki ogólnokrajowe dotyczące stwierdzonych przypadków pokazują, że kiedyś było dużo gorzej, ale znów pojawiła się jakby tendencja wzrostowa. "W 2014 było to nieco ponad 1,2 tys., rok później blisko 1,2 tys., a w 2016 roku liczba ta dochodzi do 1,4 tys." – donosi portal LoveKrakow.pl.
"Ta dziewczyna przeżyła prawdziwy dramat" Jeden z tegorocznych przypadków w tym mieście. 19-latek idzie ulicą ze swoją znajomą. Zaczepia ich trzech mężczyzn, proponują zakup narkotyków. Gdy chłopak odmawia, zaczynają go bić. Kradną jego dokumenty, jadą do jego mieszkania, okradają. I zabierają ze sobą dziewczynę, którą w międzyczasie gwałcą. Cała trójka miała od 21 do 25 lat.
Inna historia z lutego. Wydarzyła się w biały dzień, na ulicy w centrum Krakowa. "Ta dziewczyna przeżyła prawdziwy dramat! Podbiegł do niej mężczyzna, zdarł z niej spodnie, rajstopy i bieliznę, a następnie próbował zgwałcić" – donosił portal KRKnews.pl. Informację potwierdziła policja.
Jest jeszcze jedna krakowska historia z tego roku, o gwałcie na Ukraince, którego dokonało dwóch mężczyzn. Oprócz tego przypalali kobietę papierosem. "Bez powodu oblali ją też wodą spod ogórków i otworzyli okno, by jej było zimno. Przy okazji wysypali na głowę popiół z popielniczki, obsypali solą, cukrem, cząstkami chleba i oblali ketchupem" – opisywał krakow.naszemiasto.pl. Kobiecie udało się uciec, wybiegła z krzykiem, ale – to najbardziej poruszające – nikt z mieszkańców nie udzielił jej pomocy.
"Ludzie przechodzili, udawali, że nie widzą"
Aniela Pazurkiewicz właśnie na to zwraca uwagę. Mówi, że nie wie, czy w Krakowie tendencja jest wzrostowa, czy nie, ale ona czuje się tu bezpiecznie. Ważne jest też co innego. – W przejściu na Dworcu Centralnym w Warszawie miesiąc temu byłam świadkiem strasznej sytuacji. Trzech Polaków zaatakowało mężczyznę o śniadej cerze. "Wyp***j z naszego kraju. Po co żeś tu przyjechał" – takie słowa padały. Człowiek był przestraszony, nic nie rozumiał – opowiada. Zatrzymała się, patrzyła co się dzieje.
– A ludzie przechodzili, udawali, że nie widzą. To przeraziło mnie najbardziej – mówi. W pewnym momencie mężczyźni rzucili do niej: "A ty co tam robisz? Pewnie po policję zadzwonisz". Odpowiedziała, że policja już idzie, choć tego nie wiedziała. Ale podziałało, bo mężczyźni puścili tego człowieka. – Ja się naprawdę bałam, dopiero potem uświadomiłam sobie, co zrobiłam. Byłam tam sama, a ludzie przechodzili. Nikt się nie zatrzymał – mówi.
A tak być nie powinno. To samo, jak zaznacza, powinno dotyczyć gwałtów. By głośno reagować, jeśli coś się dzieje. I nie straszyć z tego powodu imigrantami, gdy takie czyny dokonują się u nas pod nosem. I, jak pokazują statystyki, wcale nie jest ich mniej.