Choć może się wydawać, że to Wanda Nowicka rozdawała dziś karty w Sejmie, ostatni i tak śmiał się będzie Janusz Palikot. Nowicka odegrała bowiem w jego partii rolę "listka figowego". Dołączyła do grona kobiet, które miały zrewolucjonizować polską politykę, a ostatecznie okazały się tylko pionkami w politycznej grze.
"Myślałam, że jest centralną postacią Ruchu Palikota. Nie zdawałam sobie sprawy z jej osamotnienia. Z tego, że stała się listkiem figowym" – tak o Wandzie Nowickiej mówiła w rozmowie z naTemat pisarka Agnieszka Graff. Dzisiejsze wydarzenia w Sejmie tylko potwierdzają te słowa. Ruch Palikota chciał odwołać Nowicką z funkcji wicemarszałka Sejmu za to, że wzięła kilkadziesiąt tysięcy złotych premii. Jednak ani parlamentarzyści nie przegłosowali jej dymisji, ani ona sama, mimo wcześniejszych sugestii ze strony Palikota, nie zdecydowała się na rezygnację.
– Palikot dostał po nosie, bo trafił na kobietę z mocnym charakterem. To zdarzyło się po raz pierwszy w tej formacji. Żaden członek Ruchu do tej pory tak ostro nie sprzeciwił się swojemu liderowi – komentuje w rozmowie z naTemat dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, specjalistka ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego. – Wzięła premię, bo wszyscy brali. Tyle że w innych przypadkach nie skutkowało to wezwaniem do dymisji – podkreśla.
Sęk w tym, że dzisiejsza wolta Nowickiej tak naprawdę nie zmienia oceny roli, jaką posłanka pełniła w swojej partii. Roli "listka figowego" właśnie. Jak mówi naTemat Kazimiera Szczuka, Nowicka swoją postawą nie zawiodła kobiet, które nie chcą, by wykorzystywać je instrumentalnie w polityce. – Kobiety zawiódł Palikot, który tak właśnie, czyli instrumentalnie, wykorzystał Wandę – zaznacza Szczuka.
Przedwyborcza empatia, powyborcze rozczarowanie
Z wypowiedzi Szczuki i Graff przebija rozczarowanie: kobiety miały być przecież w polityce traktowane inaczej, a nie są. To jednak nie jedyny powód rozgoryczenia rolą przedstawicielek płci pięknej, m.in. Nowickiej, w polskim parlamencie. Ewa Milewicz, publicystka "Gazety Wyborczej", zwróciła dziś uwagę, że "polityczki" często okazują się po prostu takie same jak mężczyźni. A to zupełnie nie przystaje do argumentów, jakie przed każdymi wyborami słychać z ust zwolenników większego udziału kobiet w polityce.
Przekonują na przykład, że panowie potrafią tylko bić polityczną pianę, a panie dyskutują o konkretnych problemach i sposobach ich rozwiązania. Że to oni są leniwi i stale się awanturują, a one pracowite i łagodzą obyczaje. Milewicz przeanalizowała, jak te szumnie zapowiadane korzyści działają w praktyce. I wyszło jej, że cała ta gadanina o zbawiennym wpływie kobiet na politykę nie ma pokrycia w rzeczywistości.
Weźmy choćby przykład Wandy Nowickiej i marszałek Sejmu Ewy Kopacz. Te "empatyczne marszałkinie", jak nazywa je Milewicz, podobnie jak koledzy, skasowały 250 tys. złotych nagrody wypłaconej przez państwo w czasie kryzysu. Gdzie tu więc empatia i wrażliwość, której spodziewano się po kobietach w Sejmie?
– Byłem zaskoczony sprawą tych premii. Za marszałka Schetyny takie rzeczy się nie działy, a tutaj kobiety… podzieliły się kasą po równo. Widać wyraźnie, że ten wizerunek empatii, jaką kobiety niby mają wnosić do polityki, jest nieprawdziwy. Pieniądze smakują niezależnie od płci – odpowiada Jerzy Borowczak, poseł Platformy Obywatelskiej.
Kobieta niczym taran
Agnieszka Rothert, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w październiku 2011 roku tak mówiła o udziale kobiet w polityce: "W badaniach większość Polaków deklaruje, że chce, by miały więcej władzy. Kiedy pytamy, po co, słyszymy, że dzięki paniom polityka staje się lepsza, zmienia się styl jej uprawiania".
Trudno jednak nie ulec wrażeniu, że kwestia stylu też jest dyskusyjna. W ostatnich tygodniach parlamentarzystki stawały się bowiem ideologicznymi taranami, maczugami na politycznych przeciwników.
Prof. Krystyna Pawłowicz, anonsowana przed wyborami jako "ekspercka twarz PiS-u", dzierżyła i wciąż dzierży palmę pierwszeństwa w ostrej, agresywnej, niekiedy obraźliwej retoryce przy okazji sprawy związków partnerskich. Rzeczony "styl" najlepiej podkreśla tutaj słowo "spier*****" rzucone przez nią w kierunku posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
– Twierdzenie, że płeć piękna sprowadza się do rozsądku i łagodności, to jest wyłącznie zabieg marketingowy. Ja przynajmniej nigdy tego nie odnotowałam. Wręcz przeciwnie, widzę, że kobiety potrafią być nawet bardziej agresywne i drapieżne w walce o władzę. Przykłady? Kempa, Pawłowicz, Wróbel, Senszyn – mówi dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz.
"Jak piłki na boisku"
Polityczne losy Wandy Nowickiej utwierdzają w przekonaniu, że teoria o wyjątkowych predyspozycjach kobiet do pełnienia politycznych funkcji jest bardzo wątpliwa. Tym bardziej, że - jak pisze Milewicz - parlamentarzystki wyjątkowo łatwo dają się rozgrywać w imię partyjnych interesów. Stają się przedmiotami, a nie podmiotami gry politycznej, dowodząc tym samym, że to nie płeć decyduje o przydatności w parlamencie.
"Palikot stosuje wszystkie możliwe triki. Napuszcza Grodzką na Nowicką. A ta się daje napuszczać. Prawi i Nowickiej, i Grodzkiej miłe słówka. Oświadcza, że Nowicką kocha. Cóż, kobiety takie słówka lubią. Nowicka z Grodzką, wykorzystywane niczym piłki na boisku, nie umieją się porozumieć i dają sobą grać" – konstatuje publicystka "GW".
[Palikot] z Nowickiej wycisnął wszystkie pożytki. Przydatna była na początku kadencji, kiedy Sejm nie kwapił się do wybrania jej na wicemarszałka. Teraz kalkuluje się inna rozgrywka. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Gazeta Wyborcza"
Ewa Milewicz
dziennikarka "Gazety Wyborczej"
Kobiety w Sejmie to miał być cud. Uzdrowienie polityki. Powiew łagodności, empatii. Umiejętność dorzecznej współpracy, no i kompetencje. Jak to wychodzi każdy może zobaczyć. Posłanki w wyżej wymienionych dyscyplinach nie są lepsze od mężczyzn, są takie same. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: "Gazeta Wyborcza"
Jerzy Borowczak
poseł PO
Hasło, że kobiety łagodzą obyczaje, są łagodniejsze i bardziej empatyczne, jest już po prostu nieaktualne. To taki stereotyp, niestety stworzony także przez nie same na potrzeby walki o parytet
Agnieszka Pomaska
posłanka PO
Nie uważam, by kobiety w polityce szczególnie różniły się od mężczyzn. Nie doszukiwałabym się w nas jakichś szczególnych właściwości. Jeśli mówimy o ocenie działalności i piastowaniu konkretnej funkcji to trzeba patrzeć na polityka jako na człowieka, a nie przez pryzmat płci.