Tarsjusz.pl, serwis, na którym studenci oceniali wykładowców, zamknięty przez "męczące skargi i zastraszenia prawne"
Michał Mańkowski
26 lutego 2013, 13:12·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 lutego 2013, 13:12
Taki serwis to marzenie każdego studenta. Jedno miejsce, w którym można znaleźć dziesiątki opinii na temat wszystkich przedmiotów i wykładowców. Kogo i dlaczego unikać, na co trzeba uważać, gdzie warto się zapisać – wszystko to można było znaleźć na Tarsjusz.pl. Niestety, kilka tygodni temu serwis zamknięto. Powód? Męczące skargi i brak czasu na odpowiadanie na coraz wymyślniejsze formy zastraszeń prawnych. – Problem w tym, że my do samego końca nie wiedzieliśmy, czy robimy coś legalnego, czy nie – mówi naTemat Piotr, jeden z twórców Tarsjusza.
Reklama.
Mechanizm serwisu jest banalnie prosty. Wpisujesz nazwę przedmiotu lub nazwisko wykładowcy. W ciągu kilku chwil trafiasz na konkretny profil, na którym możesz przeczytać opinie innych studentów, którzy mieli okazję spotkać się z danym prowadzącym. Sporo faktów, jeszcze więcej porad. To właśnie Tarsjusz.
Studenci wymieniali się opiniami, żeby w przyszłości uniknąć ciężkiego zaliczenia lub wręcz przeciwnie – trafić na świetnego wykładowcę. Co komentowano? Wszystko. Od sposobu zaliczenia, przez metody prowadzenia zajęć, na podejściu prowadzącego do studentów kończąc. Było tam sporo pozytywów, ale nie brakowało też tych mniej pochlebnych opinii. Trudno się dziwić. Każdy, kto studiował, wie, że wykładowcy potrafią być naprawdę… nietypowi.
Nie baliście się założyć strony, na której można oceniać wykładowców?
Pewnie, że się baliśmy. Widzi pan, wynik jest taki, że serwis został wyłączony. Problem jest w tym, że my do samego końca nie wiedzieliśmy, czy robimy coś legalnego, czy nie. Dowiedzielibyśmy się dopiero w momencie, gdy ktoś by nas pozwał i sprawa skończyłaby się w sądzie. Jeżeli prześledzi się ustawodawstwo, to znajdzie się całkowicie sprzeczne wyroki w sprawach podobnych do naszej działalności. Ustawę można interpretować na naprawdę wiele sposobów.
Mogliście przecież postawić serwer za granicą?
Na początku musieliśmy podjąć decyzję, w jaki sposób chcemy to robić. Pierwszy wariant to "otwarta przyłbica", czyli ruszamy pod własnym nazwiskiem z regulaminem i polityką prywatności z prawdziwego zdarzenia. Z drugiej strony mogliśmy zarejestrować serwer np. w Singapurze i być serwisem kompletnie niezależnym od polskiego systemu. Zdecydowaliśmy się jednak na wyjście pierwsze, co – jak widać – później okazało się kulą u nogi.
Stosunkowo dawno temu, bo w 2010 roku, razem z grupką znajomych byliśmy na końcu studiów. Już wtedy wiedzieliśmy, że istnieje problem z dostępem do rzetelnych opinii na temat przedmiotów i wykładowców, do których można się zapisać. Studiowaliśmy na Uniwersytecie Warszawskim i dzięki systemowi USOS mieliśmy dość dużą dowolność wyboru przedmiotów. Niestety, nie bardzo było wiadomo, na co najlepiej się zapisać. Wiadomo, są różni wykładowcy, różne przedmioty, różne rodzaje zaliczenia.
W USOS-ie, co prawda zamieszczano opisy przedmiotów, ale wtedy były to raczej lakoniczne wyjaśnienia. Oczywiście opinie na ten temat chodzą między studentami, ale brakowało jednego, wspólnego miejsca, gdzie można by zebrać je wszystkie. Takiego stworzonego specjalnie w tym celu, a nie jako podgrupę na Gronie, czy zwykłym forum internetowym. Znalezienie tam konkretnej informacji było bardzo trudne, trzeba było przekopywać się przez dziesiątki stron, na których było pełno spamu i mało wartościowych informacji, których faktycznie potrzebują studenci.
Mówisz o grupce znajomych. Ile dokładnie Was było?
Razem czwórka.
Czemu Tarsjusz? To dość nietypowa nazwa, jak na serwis oceniający wykładowców.
Oj, to długa historia. Kiedyś na wykładzie z ewolucji jeden z profesorów w pewnym momencie pokazał nam na slajdach małe zwierzątko, które nazywa się właśnie tarsjusz. Wyjaśnił, że to brakujące ogniwo w ewolucji, które jest swojego rodzaju łącznikiem między gatunkami. W przypadku naszego serwisu Tarsjusz miał być łącznikiem między tym suchym do bólu USOS-em, gdzie nie ma żadnych opinii studentów, a różnymi ukrytymi forami, do których profesorowie nie mieli dostępu, więc naturalnie nie mogli mieć żadnego feedbacku.
Zaczęło się tylko od Uniwersytetu Warszawskiego, ale potem rozszerzyliście działalność także na inne uczelnie?
Byliśmy studentami UW, więc naturalnie na początku Tarsjusz dotyczył tylko naszej uczelni. Wtedy nie wiedzieliśmy też, jak zostanie przyjęty taki serwis, więc przez dwa lata zawierał tylko informacje o kadrze UW. Potem zaczął się rozrastać i obejmował około dwudziestu różnych uczelni z całej Polski.
Pamiętam, że w bazie danych Tarsjusza było też sporo nazwisk, ale bez żadnej opinii. Skąd braliście tak szczegółowe dane o kadrze uczelni rozsianych po całej Polsce?
Ze względu na Ustawę o Ochronie Danych Osobowych nie mogliśmy bez pozwolenia obracać czyimiś danymi. Wyjątkiem jest sytuacja, w której są one publicznie dostępne. Doszliśmy do wniosku, że jeżeli w spisie pracowników na oficjalnej stronie uczelni jest podane nazwisko wykładowcy, który prowadzi konkretny przedmiot, to możemy wrzucić je do naszej bazy danych.
Jak długo pracowaliście nad Tarsjuszem?
Trudne pytanie. On nie był serwisem w stylu "stawiamy i zapominamy", ten projekt wciąż się rozwijał. Bez przerwy dochodziły nowe opinie i nowe funkcjonalności. Na dobrą sprawę Tarsjusz, który istniał na początku, a Tarsjusz w dniu zamknięcia, to dwa różne serwisy. Myślę, że około miesiąca zajęło samo postawienie serwisu, a kolejne lata to już jego ciągłe dopracowywanie.
Zobacz: Prosto z uczelni – okiem wykładowcy: studenci to roszczeniowi i chamscy ignoranci
Jak dużo osób i opinii było na Tarsjuszu?
To już liczby idące w dziesiątki tysięcy. W grudniu 2012 roku w bazie było ponad 175 tysięcy ocenianych wykładowców oraz przedmiotów, o których napisano blisko 18 tysięcy opinii. Najpopularniejszy był naturalnie Uniwersytet Warszawski, który jako jedyny funkcjonował na Tarsjuszu od samego początku.
Jak radziliście sobie z nieodpowiednimi komentarzami? Koniec końców, właśnie przez nie musieliście zniknąć z sieci
Tak, jak mówiłem, ruszyliśmy z Tarsjuszem z otwartą przyłbicą, mieliśmy dość restrykcyjny regulamin, który pozwalał nam szybko i łatwo usuwać rzeczy, które w jakiś sposób naruszały zasady współżycia społecznego. Stosunkowo rzadko zdarzały się komentarze, które nie niosły za sobą żadnej treści i opinii, a jedynie wulgarnie obrażały konkretne osoby. To był naprawdę promil wszystkich komentarzy, bardzo szybko wyłapywany i zgłaszany przez samych użytkowników.
Mimo wszystko skargi ze strony wykładowców ciągle przychodziły.
Jest różnica między komentarzem beztreściowym a negatywną opinią zgodną z prawdą. Takich komentarzy nie usuwaliśmy, bo wpisywały się w politykę naszego serwisu. Oceniały wykładowcę i niosły za sobą wartościową treść dla innych studentów. Trzeba liczyć się z tym, że sposób prowadzenia zajęć podlega ocenie i nie wszystkim musi się podobać. Praktycznie każdy mail, w którym straszono nas konsekwencjami, dotyczył opinii, które po prostu nie podobały się osobie komentowanej.
Jak dużo takich skarg dostawaliście?
Myślę, że statystycznie przez cały okres istnienia serwisu przychodziła średnio jedna taka wiadomość tygodniowo. Ale na te kilkanaście tysięcy opinii o wykładowcach i przedmiotach to naprawdę niewiele.
Były to raczej grzeczne prośby o usunięcie czy formalne żądania?
Najczęstszy model wyglądał tak: w pierwszym mailu miło i uprzejmie proszono nas o usunięcie konkretnych opinii. Jeśli nie zdążyliśmy odpowiedzieć w ciągu dnia, to przychodził kolejny, już mniej przyjemny. Informowano nas, że skontaktowali się z kancelarią prawną, znają swoje prawa i żądają natychmiastowego usunięcia, bo w innym przypadku zostaną podjęte konkretne kroki prawne. Dodatkowo chciano, żebyśmy podali numer IP autorów negatywnych komentarzy. Na końcu informowano, że jeśli nie odpowiemy w ciągu trzech dni, to będzie koniec świata itd. (śmiech)
Usuwaliście czy odpisywaliście "Sorry, to opinia studentów. Tak widocznie jest"?
Na samym początku ich nie usuwaliśmy, ale z czasem zaczęliśmy śledzić rozporządzenia i wyroki sądowe. Doszliśmy do wniosku, że gdyby sprawa znalazła swój finał w sądzie, a po drugiej stronie stałby np. doktorant z Wydziału Fizyki, to prawdopodobnie udałoby się nam wybronić. Natomiast nie ma sądu, który by nas nie skazał, gdyby postanowił się z nami procesować np. profesor prawa itd. Z czasem zaczęliśmy z bólem serca usuwać takie komentarze. Czemu z bólem serca?
Tarsjusza tworzyli użytkownicy. Prawda jest taka, że każdy z komentarzy odkrywał jakąś patologię. Każdy, kto był studentem, wie na jakich wykładowców można trafić. Trudno się dziwić, że takie opinie – choć prawdziwe – im się nie podobały.
Na szczęście nie. Tylko dwa razy dostaliśmy od kancelarii prawnej całkowicie formalne żądania usunięcia komentarza. Jeżeli takie prośby przychodziły tylko mailem, to nie były jeszcze dla nas prawnie wiążące. Również w tych przypadkach domagano się wydania adresów IP autorów krytycznych komentarzy. My oczywiście je zbieraliśmy, ale nie po to, żeby ci ludzie ponieśli konsekwencje. Udostępnilibyśmy je tylko, gdyby zgłosiła się po nie policja lub prokuratura. Na szczęście ostatecznie wszystko udało załatwić się polubownie. Z ciekawszych sytuacji pamiętam też, że raz dzwoniono do moich rodziców.
Rodziców?!
Dokładnie. Nie mam pojęcia skąd mieli numer, ale ktoś zadzwonił do moich rodziców i wypłakiwał się tam z prośbami i żądaniami usunięcia krytycznego komentarza na swój temat.
Skoro przychodziły żądania usunięcia komentarzy, to wiadomo, że wykładowcy Tarsjusza czytali. Zdarzały się pozytywne opinie z ich strony?
W trakcie działalności serwisu były to raczej sporadyczne sytuacje, ale teraz otrzymujemy zaskakującą liczbę wiadomości od wykładowców, którzy nie tylko dziękują, ale proszą o podesłanie informacji na swój temat, bo chcieliby je poznać. To był dla nich naprawdę dobry feedback, bo opinie były rzeczowe. Zdarzały się typowo praktycznie wskazówki np. mówi za cicho itd.
Skoro opinie anonimowo mogli pisać studenci, to równie dobrze wykładowcy mogli pisać pochlebne komentarze na swój temat?
Jak najbardziej. Nie mogliśmy się przed tym zabezpieczyć, ale myślę, że to mimo wszystko pojedyncze przypadki. Zdarzały się konta, gdzie pod kilkoma wyjątkowo pochlebnymi opiniami pojawiały się wpisy studentów "Panie Krzysiu, czemu pisze Pan sam o sobie?" itp. Na szczęście społeczność sama broni się przed takimi oszustwami. Istnieje jakaś prawda na temat Pana Krzysia i jeśli jest kiepskim wykładowcą, a nagle pojawiają się same pochlebne opinie, to ktoś w końcu podda je w wątpliwość.
Tarsjusz wróci do internetu?
Nie wiem. Każdy dzień, w którym go nie ma, sprawia, że ludzie o nim zapominają. Jeżeli ktoś nas przekona, że nie ma żadnego zagrożenia od strony prawnej, to całkiem możliwe, że wróci. Niestety powód, dla którego Tarsjusz został wyłączony, nadal jest aktualny.
Reklama.
Elżbieta
Straszna szkoda, dzięki tej stronie ominęłam nieprzyjemnych wykładowców i trafiłam do świetnych. Będzie mi jej brakowało, mam tylko nadzieję, że powstanie podobna. CZYTAJ WIĘCEJ
Zuzanna
Nie wiem, komu to przeszkadzało - komentarze były moderowane, chamskie i niemerytoryczne znikały. Szkoda. CZYTAJ WIĘCEJ
Piotr
To jakaś niedorzeczność! Nie możecie się tak zwyczajnie zamknąć i poddać naciskom tych, którym nie podobało się to, że studenci o nich rozmawiają (w tym przypadku piszą). No oczywiście, że rozmawiają, a jakże by inaczej?! Nigdy nie spotkałem komentarza niegodziwego lub w jakiś inny sposób godzącego w dobre imię człowieka. CZYTAJ WIĘCEJ