– Jestem przekonany, że notowania Korwin-Mikkego są przeszacowane. Czasem mam wrażenie, jak by były sztucznie pompowane – mówi Jarosław Gowin w "Bez autoryzacji". I dodaje, że nie obawia się pojawienia eurosceptyków w Parlamencie Europejskim. Jego zdaniem nawet jako 1/3 posłów nie będą w stanie paraliżować prac parlamentu.
Słyszał Pan wypowiedź Janusza Korwin-Mikkego o Grzegorzu Przemyku? Zarówno lewa, jak i prawa strona dość zgodnie uznała je za skandaliczne.
Też jestem tą wypowiedzią oburzony. Mamy podobne poglądy gospodarcze, ale takie wypowiedzi nigdy nie powinny padać z ust poważnego polityka. Podobnie jak obrażanie kobiet, sugerowanie im niższej inteligencji czy wspieranie agresji Putina na Ukrainę.
Pytam, bo przecież światopogląd PRJG często porównuje się z KNP, sam Pan zwrócił uwagę, że podobnie patrzycie na gospodarkę. To co Was różni, oprócz oczywistego faktu, że Pan nie wypowiada się jak Korwin-Mikke?
Kultura polityczna to bardzo ważny element uprawiania polityki. Ale obok zbieżności w poglądach gospodarczych mnie i Janusza Korwin-Mikkego dzieli prawie wszystko.
Na przykład?
My w sprawach europejskich jesteśmy partią eurorealistyczną. Chcemy twardej walki o polski interes narodowy, ale w obrębie UE. Uważamy, że trzeba ją głęboko zreformować, odbiurokratyzować, nie snujemy mrzonek o rozwalaniu Unii. Jeszcze bardziej niebezpieczne są postulaty o neutralności Polski, wyjścia z NATO. Tego typu wypowiedzi również nie powinny padać z ust poważnego polityka.
Nie wykluczam, że wejdą do PE, choć w Polsce eurosceptyzm jest zdecydowanie słabszy. Nawet gdyby połączyć najlepsze sondaże Kongresu Nowej Prawicy i Ruchu Narodowego, to to nie zbliża się do 10 proc. A we Francji czy Wielkiej Brytanii eurosceptyczne partie są nawet bliskie zwycięstwa.
Nie obawiam się pojawienia eurosceptyków w Parlamencie Europejskim, nawet jako 1/3 posłów nie będą w stanie paraliżować prac parlamentu. Ale powinniśmy się zastanowić, czemu tak wielu Europejczyków odrzuca proces integracji. To ma związek z tym, o czym wspomniałem: Unia została przekształcona w biurokratycznego molocha, do tego UE zbyt dużo ingeruje w sprawy, które powinny być rozstrzygane suwerennie przez państwa członkowskie – zwłaszcza w sprawach rodziny i moralności.
Największy polski eurosceptyk Korwin-Mikke dostanie się do PE?
Jestem przekonany, że jego notowania są przeszacowane. Czasem mam wrażenie, jakby były sztucznie pompowane. W ogóle nie przywiązuję większej wagi do sondaży, bo jestem w polityce zbyt długo, by nie wiedzieć, jak dużym ryzykiem błędu są one obarczone. Sądzę, że 25 maja wybory przyniosą niespodziankę. Do końca będzie trwała walka o zwycięstwo między PO i PiS, między nimi różnice będą nieznaczne. Co jest dużą porażką Kaczyńskiego, bo z tyloma błędami rządu PiS powinien wygrać ze sporą przewagą. Na trzecim miejscu pewnie pozostanie niezagrożone SLD, a o dalsze pozycje na równych szansach powalczy KNP, Europa+, PSL i Polska Razem.
Przy okazji zapytam więc: czemu spoty niektórych polityków są takie słabe? Zaskakuje, że na przykład byli ministrowie, jak Michał Boni, czy prof. Karol Karski, pozwalają swoim sztabom na wypuszczanie filmików czyniących z nich pośmiewisko.
Też jestem tym zdziwiony, tym bardziej, że wymienił Pan przykłady partii finansowanych grubymi milionami z budżetu, czyli pieniędzmi podatników. Można patrzeć przez palce na kiepskie spoty partii, które same finansują kampanie, ale jeżeli politycy PO czy PiS wpadają w taki kampanijny kicz, to nie da się tego usprawiedliwić.
Jeśli widzę jakieś wyjaśnienie to w tym, że dotacje budżetowe demoralizują partie. Powodują, że politycy, zwłaszcza PO i PiS, mają inne podejście do kampanii, typowe dla budżetówki. Wykładają pieniądze, które nie są ich, ale nie dbają o efekt. Paradoksalnie ugrupowania, które każdą złotówkę na kampanię muszą zdobyć, wyłożyć z własnej kieszeni, prowadzą swoje działanie bardziej profesjonalnie od tych dużych partii finansowanych z budżetu.