Przedsiębiorcy, szeroko pojęta klasa średnia, tak zwane "lemingi" nie interesują dzisiaj polityków, chociaż to oni tworzą dobrobyt gospodarczy
Przedsiębiorcy, szeroko pojęta klasa średnia, tak zwane "lemingi" nie interesują dzisiaj polityków, chociaż to oni tworzą dobrobyt gospodarczy Fot. dorzeczy.pl

Donald Tusk na kilka miesięcy przed wyborami wyciągnął pomocną dłoń do emerytów i rodziców. Eksperci komentują to krótko: populizm. Nie wiadomo nawet jeszcze, skąd Polska weźmie dodatkowe 5 mld złotych na spełnienie wyborczych obietnic premiera. Ale już wiadomo co innego: że przez najbliższy rok politycy swoją uwagę znowu poświęcą wyłącznie grupom, które albo liczbą głosów mogą zmienić wynik wyborów albo głośno krzyczą. Ci, którzy produkują większość polskiego PKB, czyli przedsiębiorcy, jakby dla polityków nie istnieli.

REKLAMA
Grać na emocjach
Tylko w tym roku rząd: odroczył płatność ZUS Kompanii Węglowej, po raz kolejny nie spróbował nawet włączyć rolników w powszechny system emerytalny, na koniec dał podwyżki emerytom i ulgi rodzicom. Gdy wśród znajomych skomentowałem ostatnio, że to skrajny populizm, ktoś zapytał mnie: a dlaczego Tusk, skoro popada w ton socjalny i populistyczny, nie dał miliarda na rodziców niepełnosprawnych dzieci?
Odpowiedź była prosta: bo o proteście tych rodziców w Sejmie już nikt nie pamięta, było za dużo czasu do wyborów, zresztą opiekunowie i rodzice niepełnosprawnych są bardzo małą grupą społeczną. Ich głosy poparcia raczej nie sprawią, że PO znowu sięgnie po władzę.
PO coraz bliżej PiS
Mogą to zrobić za to górnicy, rolnicy i emeryci. To o nich i o armię urzędników politycy dbają najbardziej. Donald Tusk potwierdził to swoim ostatnim wystąpieniem. Platforma tym samym niebezpiecznie zbliża się w swoich zamysłach do PiS, który od dawna – i przynajmniej jest w tym wiarygodny – uderza właśnie w socjalne tony i zwraca się ku najbiedniejszym. Opozycji stosować taką retorykę jest o tyle łatwiej, że nie decyduje ona faktycznie o wydawaniu pieniędzy, więc może obiecywać, co chce i nikt jej z tego nie rozliczy.
Tymczasem przedsiębiorcy oczekują, że władza zrobi coś konkretnego, zamiast rozdawać na lewo i prawo pieniądze podatników. Uproszczenie podatków, gruntowna reforma systemu emerytalnego, ograniczenie biurokracji i administracji, włączenie rolników i górników w powszechny system emerytalny – tego oczekują tysiące ludzi, którzy uczciwie i ciężko pracują i chcieliby po prostu żyć w normalnym kraju. Nie tylko przedsiębiorcy.
Kto nie protestuje, ten nie dostaje
Spełnienie chociaż jednego, najważniejszego z tych postulatów, czyli uproszczenia podatków, wymagałoby jednak bardzo dużego wysiłku ze strony polityków. Wysiłek taki, nawet gdyby miał przynieść korzyści całej Polsce za 10 lat, dla polityków jest nieopłacalny: grozi bowiem perturbacjami w społeczeństwie i w efekcie znacznym spadkiem poparcia. Dzieje się tak, bo w wielu Polakach wciąż tkwi PRL-owska mentalność, zgodnie z którą państwo ma zadbać o dobrobyt obywatela, a prywaciarz utożsamiany jest ze złodziejem.
logo
Górnicy mają skuteczny sposób na egzekwowanie swoich żądań: ich protesty wyglądają jak pochody kiboli Fot. Dawid Chalimoniuk / AG
Lepiej więc nie robić wielkich reform, bo można skończyć jak znienawidzony po transformacji, za to dzisiaj doceniany właśnie przez „lemingi” prof. Leszek Balcerowicz czy krytykowany za premierostwo Jerzy Buzek, który chciał gruntownie zmieniać Polskę.
Takie podejście do sprawy oburza przedsiębiorców i dużą część klasy średniej, ludzi pracujących, ale nieuprzywilejowanych. Politycy jednak nie muszą się tym przejmować - przedsiębiorca nie pójdzie przecież protestować. Nie może sobie na to pozwolić, skoro nie ma czasu nawet na chorowanie. W tym czasie rolnik i górnik po prostu rzucą pracę, złapią za sztachetę i pójdą pod KPRM. Nie stracą na tym, bo przecież państwo i tak im w końcu, w taki czy inny sposób, zapłaci. Muszą tylko spalić kilka opon.
Tusk: od liberała do socjalisty
Dlatego też premier w 2014 roku zamiast zwracać się – tak jak to robił w 2006, a nawet jeszcze w 2009 roku – do przedsiębiorców czy szeroko pojętej klasy średniej, wyciąga rękę do emerytów i górników. Zamiast liberalizacji gospodarki, popada w coraz większy socjal, to bowiem gwarantuje liczne głosy.
Nie wiem, czy Donald Tusk chce iść po władzę po raz trzeci, ale tak wynikałoby z jego wystąpienia. Nawet jeśli osobiście nie ma takich ambicji, bo może zostanie szefem Rady Europejskiej, to zapewne partia oczekuje trwania przy władzy i przywilejach. Już wiadomo, że w drodze po tę władzę Platforma Obywatelska na dobre odeszła od tego, co ujęło w 2007 roku elektorat wielkomiejski, „lemingów” - czyli liberalne spojrzenie na gospodarkę.
logo
Donald Tusk A.D. 2014. Od Tuska z 2007 roku różni się tym, że zamienił liberalizm gospodarczy na populizm Fot. Sławomir Kamiński / AG
Przedsiębiorcy polityków nie obchodzą
Na zainteresowanie tą grupą ze strony innych partii nie ma co liczyć. PiS od dawna jasno określił się w tej kwestii po stronie socjalu, SLD podobnie. W Twoim Ruchu nie brakuje polityków postulujących proprzedsiębiorcze zmiany, ale jako partia TR jest w tej dziedzinie kompletnie niewiarygodny – raz chce żeby państwo budowało fabryki, innym razem liberalizacji przepisów. PSL-u w tym kontekście nawet nie warto wymieniać.
Teoretycznie Kongres Nowej Prawicy pozycjonuje się jako ratunek dla ludu pracującego i biznesu. Jak jednak dowiódł nasz bloger Tomasz Urbaś, Korwin-Mikke tak naprawdę nie za bardzo zna się na gospodarce, a pomysły KNP nie są zbyt dobrze umocowane w rzeczywistości. Innych partii brak.
Lemingi muszą wyjść na ulice
Dla polityków po prostu „lemingi”, czyli klasa średnia i przedsiębiorcy, już się nie liczą. Głos przedsiębiorców jest słyszalny w przestrzeni publicznej, chociażby dzięki ZPP, Lewiatanowi czy Pracodawcom RP. Problem polega na tym, że politycy ten głos ignorują. Taki stan rzeczy będzie trwał, dopóki cała ta grupa nie zmobilizuje się i nie zacznie na ulicach walczyć o swoje.
Tylko jak to zrobić, kiedy trzeba zbierać złotówkę do złotówki, by zapłacić w terminie VAT – bo inaczej przyjdzie fiskus i zabierze nam wszystko? Tego nie wie nikt. I dlatego przedsiębiorcy są i będą jednocześnie jedną z najważniejszych i najbardziej ignorowanych grup zawodowych. Tracimy na tym wszyscy.