
Prowokacje na granicy z Łotwą, testy szpiegowskich statków na Bałtyku, budowa nowej bazy tuż przy niestrzeżonym fragmencie granicy z Finlandią, wreszcie loty bombowców z głowicami jądrowymi u wybrzeży Wielkiej Brytanii i Francji. To tylko część działań Kremla, które sprawiły, że wiele naszych europejskich sojuszników podwyższa lub planuje podwyższyć gotowość bojową. Finowie wzmacniają granicę, Litwini masowo szkolą się, a Kijów robi przegląd schronów. Dlaczego więc w Polsce jakby na dobre zakończyła się już dyskusja o przygotowaniach na ewentualne zagrożenie?
Nie jest dobrym znakiem, gdy twój sąsiad zaczyna używać siły i przemocy. To dobry czas, żeby podnieść stałą gotowość bojową naszych wojsk przy granicach...
– U nas nie wiadomo nawet, jaka liczba schronów w ogóle do użytku pozostała. Z mojej wiedzy wynika, że jest to liczba bardzo niewielka. Nie wiadomo też, w jakim stanie jest większość z nich – komentuje w rozmowie z naTemat gen. bryg. Marek Dukaczewski, były szef polskiego wywiadu wojskowego. Zwraca jednak uwagę, że Polska jest wciąż w takim położeniu, w którym przede wszystkim trzeba robić wszystko, by po prostu oddalić potencjalne zagrożenie i konieczność użytkowania takiej infrastruktury.
Rosyjskie działania, szczególnie w europejskiej przestrzeni powietrznej mogą jednak budzić uzasadnione obawy. Donoszono przecież już nawet o 150 lotach, do których Rosjanie zaangażowali bombowce strategiczne lub średniego zasięgu. Nie możemy więc zapominać o tym, że od kilkunastu miesięcy Rosjanie ćwiczą swoje wojska w różnych obszarach świata i te działania mają pewne ukierunkowanie, które nie powinno być dla nas bez znaczenia.
Bo po co się tym jeszcze przejmować, skoro chroni nas szpica NATO? Cały problem w tym, że w zasadzie nie istnieje jeszcze żaden jej element. Na jesiennym szczycie w Newsport prezydent Bronisław Komorowski uspokajał, że zacznie ona funkcjonować już w 2015 roku, ale całkiem głośno mówi się dziś o tym, że na zaplanowanym na czwartek spotkaniu ministrów obrony NATO punkt dotyczący szpicy będzie oznaczał raczej potwierdzenie decyzji o konieczności jej przetestowania i rzeczywistym ukształtowaniu dopiero po... szczycie Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie, który ma się odbyć w 2016 roku.
Wielu zbytnim spokojem nie napawa jednak nie tylko tempo powstawania szpicy, ale i szczegóły jej funkcjonowania. Jak zdradził w jednym z ostatnich wywiadów szef Sztabu Generalnego WP gen. Mieczysław Gocuł, w przypadku poważnego zagrożenia ze strony wrogów ze Wschodu naprawdę silne NATO-wskie uderzenie byłoby w stanie nadejść z pomocą niezbyt szybko. – Siły do użycia w dalszej kolejności mają być tworzone przez dwie dodatkowe brygadowe grupy bojowe. Jedna będzie gotowa do przemieszczenia w ciągu 30 dni, a druga – w ciągu 45 – poinformował.
Zdaniem generała, w świetle tego, co aktualnie dzieje się w europejskiej przestrzeni powietrznej i na wschodzie Ukrainy, powstanie szpicy jest realne dość wcześnie. A nawet jeśli się to nie uda, to pozostaje nam program permanentnych ćwiczeń na terenie krajów bałtyckich i Polski. Tymczasowe zabezpieczenie wschodniej granicy NATO w ten właśnie sposób potwierdzają najnowsze doniesienia z Berlina, który zaoferował, że na ćwiczenia nad Wisłę wyśle około 1700 żołnierzy. Tak licznie Bundeswehra nie była obecna nawet na misji w Afganistanie. A mowa przecież o wsparciu zaledwie jednego sojusznika.
