Od wizyty w Madrycie aktywność dr Magdaleny Ogórek w mediach społecznościowych widocznie się poprawia. Wprawdzie kandydatka SLD nadal błędnie traktuje Facebooka czy Twittera jako tablicę informacyjną, ale przynajmniej regularnie ją aktualizuje – to plus. Minusem natomiast jest sposób w jaki to robi. Cała Europa „wspiera” Magdalenę, kandydatka zaczyna się odzywać i wpada w kolejne wizerunkowe tarapaty.
Madrycki przełom
Przed walentynkową konwencją dr Magdalena Ogórek milczała nie tylko wobec wyborców i dziennikarzy, ale także w przestrzeni bardziej „wirtualnej”. Wprawdzie zapewniała, iż jest otwarta i dostępna w mediach społecznościowych, to nie dbała nawet o swój „twitterowy” timeline. Krótkie, zdawkowe informacje wrzucała raz na dwa czy trzy dni, a na bardziej wyszukaną internetową aktywność nie mieliśmy (i niestety nie mamy nadal) co liczyć.
Po spotkaniach w Madrycie nastąpił swojego rodzaju przełom. Kandydatka – jak przekonywał rzecznik kampanii Tomasz Kalita – rozkwitła, nabrała nowej energii i ową energią chętnie na swoim Twitterze i Facebooku się dzieli.
Cała Europa „rozpływa się” nad Magdaleną Ogórek, Rosja podkreśla jej urodę, a wicekanclerz Niemiec po 30-minutowej rozmowie zaprasza ją do Bundestagu. Sukces goni sukces, a w całym tym zachwycie tylko nasi rodowici internauci bezlitośnie z kandydatki drwią.
Ogórek zaczyna przełamywać pierwsze komunikacyjne przeszkody i próbuje pokazać, że jest poważną kandydatką. Z naciskiem na słowo „próbuje”, bowiem enigmatyczne hasła o tym, że „Wspiera mnie premier Francji” czy „Martin Schulz popiera moje pomysły i argumenty” brzmią niepoważnie, kiedy o owych pomysłach i planach nie wiedzą wyborcy w kraju. „Miałam ciekawą rozmowę z komisarzem UE” – donosi dumnie Magdalena Ogórek. O tym, co z niej wynika – informacji brak.
Ogórek vs Nałęcz i Środa
Najwidoczniej Magdalena Ogórek mocno sugeruje się tezą, która mówi, że nowe pokolenia zwracają uwagę tylko na obrazy. Obrazami bowiem bombarduje swych obserwujących. Oprócz wypowiedzi graficznych i sztucznego nabijania aktywności poprzez „podawanie dalej”, pani Ogórek podejmuje również pierwsze próby polemiki. Poddawana krytyce była od początku, odkąd ogłosiła swoją kandydaturę. Początkowo na to nie reagowała, ale dziś coraz częściej do krytykujących się odnosi, ze skutkiem – niestety – nie najlepszym.
W piątek kandydatka SLD „zdobyła” internet wypowiedzią skierowaną do Tomasza Nałęcza, któremu poleciła „pomoc majstra, aby trzymał poziom” . W poniedziałek zaś zasłynęła odpowiedzią na krytykę Magdaleny Środy, która nie pozostawiła na Ogórek suchej nitki. Punktowała ją nie tylko za „nieustawiony głos”, ale przede wszystkim za brak jakiegokolwiek przygotowania i doświadczenia.
Ogórek szybko zareagowała na krytykę (na Twitterze) i odpowiedziała prof. Środzie.
W pierwotnej wersji zamiast „głosu”, Ogórek wypomniała „urodę”, ale tweet szybko został usunięty. Na odpowiedź internautów i tym razem czekać długo nie trzeba było. Nie zdziwiło nikogo, że kandydatka SLD o głosie „rozmawiać nie chce”, bowiem – jak słusznie wypunktowano – rozmawiać nie chce o niczym i z nikim. Sensacji zatem nie ma. W zamian za to jest wpadka wizerunkowa – kolejna i „okraszona” kolejną porcją komentarzy.
Drwiny internautów nie biorą się stąd, że nie dostrzegają potencjału, który rzekomo widzi cała lewicowa Europa. Są odpowiedzią na ignorancję uprawianą przez samą zainteresowaną i jej doradców. „O głosy należy zabiegać w kraju. Bardzo chętnie bym na panią zagłosował, ale muszę słyszeć, a nie tylko widzieć” – czytamy w komentarzach na profilu dr Ogórek. Bingo! Banalnie prostą rzecz potrafi dostrzec niemal każdy wyborca. Nie potrafią (albo nie chcą) doradcy Sojuszu, pozwalając na rozwój teorii spiskowych.
Nie ma żadnego środowiska, wsparcia, żadnych osiągnięć i właściwie jest kompletnie nikim w polityce, no to jest bardzo duże obniżenie rangi tych wyborów i to jest ośmieszenie tej partii Czytaj więcej