Początek kampanii w wykonaniu Bronisław Komorowskiego to masa problemów nie tylko wizerunkowych, ale również organizacyjnych. Brakuje zaangażowania nawet w zbieranie podpisów. Obecny prezydent – zmuszony przez swoich konkurentów – musi przyspieszyć ze swoją kampanią, a w istocie w ogóle ją rozpocząć.
Wizyta prezydenta w Japonii i spotkanie z premierem Shinzo Abe mogło być dobrze wykorzystane przez Prezydenta RP również w kampanijnych rozgrywkach. Mogło, gdyby nie seria wpadek popełnionych przez Bronisława Komorowskiego. Najpierw nieoczekiwanie wszedł na fotel spikera, potem mianował gen. Kozieja „szogunem”. – Tylko mieczy samurajskich zabrakło – komentują internauci i nie stronią od złośliwych opinii.
Intensywny weekend
Sztab Bronisława Komorowskiego „przespał” moment, w którym pozostali kandydaci ruszyli z kampanią, a kiedy próbował nadrobić straty, zaliczał kolejne wizerunkowe wpadki. Oprócz piątkowego „szoguna” w Japonii warto wspomnieć chociażby serie niefartownych komentarzy na Twitterze podczas wystąpienia Andrzeja Dudy w Instytucie Wolności. Czas nadrobić straty. W sobotę, po powrocie z Japonii, prezydent organizuje spotkanie w Białymstoku. W niedzielę zaś otrzyma wsparcie 54 sportowców, w tym m.in. Ireny Szewińskiej, Pawła Fajdka, Krzysztofa Hołowczyca czy Otylii Jędrzejczak.
Obecny prezydent miał rozpocząć kampanię dopiero w marcu, ale ze względu na aktywne działania swoich konkurentów, nie może pozostać w tyle. Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, współpracownicy Komorowskiego przyznają się do serii popełnionych wpadek. – Popełniliśmy błąd, przyjęcie poparcia PO mogło się odbyć dzień po konwencji PiS-u i nie musiało być transmitowane – czytamy. Wówczas nie byłoby porównania średnio porywającej Rady Krajowej do widowiskowej inauguracji kampanii Dudy.
Demobilizacja w kancelarii
Przed kampanią w otoczeniu Komorowskiego panowało przekonanie, że nic nie jest w stanie zaszkodzić wysokiemu poparciu, jakim cieszy się urzędujący prezydent. Liczono, że wystarczą spoty, plakaty, kilka spotkań i reelekcja „wygra się sama”. Nikt nie czuł się w obowiązku, aby zająć się organizacją przedwyborczych wydarzeń na serio.
„Wyborcza” zestawia niezorganizowaną Kancelarię Komorowskiego do otoczenia Aleksandra Kwaśniewskiego kiedy to właśnie on ubiegał się o reelekcję. Wówczas najbliższym otoczeniem prezydenta kierował Ryszard Kalisz, który wraz z zespołem zaczął przygotowywać strategię kilka miesięcy przed głosowaniem. W otoczeniu Bronisława Komorowskiego nie ma nikogo takiego.
W samej Platformie z jednej strony istnieje nadzieja, że wygrana Komorowskiego podniesie szansę na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Z drugiej jednak, entuzjazmu nie wywołuje pomysł na kampanię „obywatelską”. Inicjatywa ta wyszła ze strony prof. Nałęcza i nie znalazła poparcia wśród członków partii, od której Komorowski próbuje się odciąć. - Nie może się ostentacyjnie odcinać. To my wykładamy od 10 do 15 mln zł na jego kampanię – komentuje polityk z zarządu PO. Z tego powodu zbieranie podpisów idzie dość opornie, plan jest ambitny. Komorowski planuje bowiem zdobyć ich aż milion.
Czas na plan awaryjny
Spośród członków Kancelarii kampanią kierują Sławomir Rybicki, Tomasz Nałęcz oraz Jerzy Smoliński. Najmocniejszą pozycję z tej trójki ma prof. Nałęcz, który przyjął rolę człowieka od „czarnej roboty” i w programach publicystycznych nie pozostawia na konkurentach swego przełożonego suchej nitki. Nikt jednak nie ma w sobie tyle odwagi, aby przejąć inicjatywę i nadać tempo kampanii. Tym bardziej, że sam prezydent to zawodnik nie łatwy. Nie lubi wielkich konwencji, konfetii i innych PR-sztuczek. W jednym z programów u Moniki Olejnik przekonywał, że nie ma zamiaru mieć politycznego ADHD i mocno się tego trzyma.
Sztabowcy z Robertem Tyszkiewiczem na czele nie mają łatwiej. Prezydent średnio entuzjastycznie angażuje się w kampanię choć teraz – ze względu na presję mediów i konkurencji – musi. 7 marca ma odbyć się wielka konwencja, na której zaprezentowane zostanie hasło i pomysły na drugą kadencję.
Komorowski, podobnie jak Andrzej Duda ponownie wsiądzie w autobus i objedzie kraj. Oprócz „Bronkobusa”, w Polskę wyjedzie 16 innych autokarów, z ulotkami i materiałami podsumowującymi pierwszą kadencję. – To będzie restart kampanii prezydenta – przekonują sztabowcy. Restart, który potrzebny jest natychmiastowo.