
Do rozmów w sprawie nowego porozumienia na lewicy zasiadają m.in. Socjaldemokracja Polska, ruch Wolność i Równość z Janem Hartmanem na czele, Polska Partia Pracy, Ruch Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza, Polska Lewica, Partia Regionów, a także Biało-Czerwoni, czyli najnowszy projekt Napieralskiego i Rozenka. Wszystko pod przewodnictwem przewodniczącego OPZZ R.I. Sławomira Izdebskiego, którego pamiętamy chociażby z głośnych rolniczych protestów.
– Lewica musi się jednoczyć, ale chyba nie aż tak szeroko – komentuje ruchy buntowników jeden z działaczy partii Zieloni. Dziś czas debaty już dobiega końca, a jednoczenie lewicy powoli się finalizuje. Liderzy poszczególnych ugrupowań informują w mediach społecznościowych: „Za nami kolejna runda rozmów”, „nowy krok do przodu”, a pierwsze sondaże dają upragnione minimum, tj. 8 proc. potrzebne na wejście do Sejmu komitetom koalicyjnym.
Zgrane na zewnątrz porozumienie lewicy do ostatnich godzin pozostaje jednak pod dużym znakiem zapytania. Problemów jest kilka, a podstawowy to oczywiście wyborcze „jedynki” i walka o to, kto i gdzie się na nich znajdzie. – Wczoraj debatowaliśmy na ten temat przez ponad siedem godzin – mówi nam przewodniczący Zielonych Adam Ostolski. – Wszystko jest dopięte na przedostatni guzik. Ostateczne przypieczętowanie porozumienia to kwestia godzin – dodaje Krzysztof Gawkowski z SLD.
– Tym razem naprawdę chodzi już tylko o zwykłe biurowe formalności – przekonuje w rozmowie z naTemat Dariusz Joński. – W naszym porozumieniu znajduje się osiem ugrupowań. Oprócz SLD i Twojego Ruchu są to m.in. Zieloni, Unia Pracy, PPS czy Krajowa Partia Emerytów i Rencistów – wymienia i tym samym zaprzecza zarzutom, że koalicja to tylko polityczny mariaż TR i SLD. – Zbudowaliśmy silne porozumienie wokół partii parlamentarnych, ale są w nim także przedstawiciele innych ugrupowań, w tym działacze OPZZ, np. Artur Ostrowski – dodaje.
Stanowisko Biało-Czerwonych jest nieco rozbieżne i przekonują, że to Zieloni przyszli do nich – głównie po to, aby wywrzeć presję na SLD-TR i pokazując, że mają alternatywę wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną. Tak czy inaczej, Zieloni osiągnęli to, co chcieli, a nowe wynegocjowane warunki są – jak przekonuje Adam Ostolski – dla członków jego partii satysfakcjonujące. W odpowiedzi na pytanie, co z rejestracją komitetu, zamiast hurraoptymistycznych zapewnień, że to „już” (widocznych wśród SLD-owców), słyszymy ostrożne „wszystko jest na dobrej drodze”.
Dla Zielonych najważniejsze w tej chwili jest znalezienie szerokiego poparcia dla naszych pomysłów i planów dotyczących m.in. równości czy sprawiedliwości społecznej. Z SLD i Twoim Ruchem, przy wszystkich ich wadach, których jesteśmy świadomi, jest to wciąż najbardziej możliwe.
Dziś Biało-Czerwoni spotykają się już z innymi partiami, które mają na celu stworzenie alternatywy dla ZL, złożonej z – jak sami twierdzą – prawdziwej lewicy. Wśród nich m.in. Izdebski, Ikonowicz, Hartman, Polska Lewica czy głośno mówiąca o swoim rozczarowaniu Socjaldemokracja Polska. Po co całe spotkania? Zgodnie z zapowiedzią, wszystko po to, aby sprzeciwić się nadużyciom poczynionym przez SLD i TR, sprzecznych z założeniami uczestników obrad „okrągłego stołu lewicy".
Brak poszanowania dla innych partnerów i dotychczasowych ustaleń, próba zjednoczenia lewicy metodą szantażu i ogłaszania nieustalonych i nieznanych innym partnerom wymysłów własnej fantazji w mediach zakończyły się wczoraj rozłamem na lewicy. Apelujemy do SLD o powrót do zasad partnerstwa i poszanowania dla wszystkich uczestników zaproszonych przez OPZZ do rozmów mających na celu zjednoczenie lewicy i odrzucenie metod, które stały się powodem obecnego rozłamu... Czytaj więcej
Mimo wszystko, w Zjednoczonej Lewicy na nowe porozumienie z niepokojem raczej nikt nie patrzy, choć i tu w opiniach widzimy pewien dwugłos. Zieloni uważają, że aż tak szerokie porozumienie jest niepotrzebne, a udział populistycznych postaci typu Sławomir Izdebski może być bardziej ryzykowny, niż opłacalny. Krzysztof Gawkowski z kolei zapewnia, że na lewicy drzwi były szeroko otwarte dla wszystkich. – Dziś nie zabraniamy tworzyć własnych list. Zapraszaliśmy do nas wszystkich, czasem jednak ktoś miał zbyt duże oczekiwania – komentuje.
Tworzenie szerokiego frontu na lewicy zapowiadało się obiecująco. Kilkanaście ugrupowań, jeden bezstronny „patron” Jan Guz i wspólny konkretny cel – zbudować prawdziwie lewicowy program i zatrzymać prawicę na drodze po władzę absolutną. Wraz z kolejnymi tygodniami komplikacji pojawiało się coraz więcej, a kolejne formacje odklejały się od porozumienia.
Napisz do autora: karolina.wisniewska@natemat.pl