
Świat coraz śmielej i odważniej mówi o homoseksualizmie, także w reklamie. Spoty, których bohaterami są członkowie społeczności LGBT powstają nie tylko w uznawanych za najmniej konserwatywne w tej kwestii Stanach Zjednoczonych. Podobną reklamę nakręcono niedawno nawet w Indiach, gdzie związki homoseksualne są... karalne. A Polska? Nadal boi się tego, że homoseksualizmem można się „zarazić”.
REKLAMA
Tak, właśnie „zarazić”. Niby jesteśmy otwarci, ale tylko teoretycznie. Akceptujemy odmienność, ale na odległość. Uznajemy, że homoseksualiści są okay, ale pod warunkiem, że siedzą w domu. Publicznie lepiej niech się nie pokazują. Niech też nie próbują wychowywać „naszych” dzieci.
Homo wychowują hetero, hetero wychowują homo
– Homoseksualizm to nie choroba zakaźna – usłyszałam dziś od jednego ze znanych seksuologów. I to właśnie to hasło świetnie nadaje się na początek tego tekstu. A potwierdzają je najlepiej historie dzieci, które w rodzinach homoseksualnych się wychowały.
– Homoseksualizm to nie choroba zakaźna – usłyszałam dziś od jednego ze znanych seksuologów. I to właśnie to hasło świetnie nadaje się na początek tego tekstu. A potwierdzają je najlepiej historie dzieci, które w rodzinach homoseksualnych się wychowały.
Pisaliśmy niedawno o liście otwartym, którego autorką jest Heather Barwick, wychowana przez dwie lesbijki. Dziś to szczęśliwa żona i matka czworga dzieci, która w swoją heteroseksualną orientację nie zwątpiła ani na moment. O dobrych i złych stronach życia z dwiema mamami mówi wiele, w żadnej z jej wypowiedzi nie pojawia się jednak nic, co mogłoby sugerować, że wychowujące ją lesbijki w jakikolwiek sposób wpłynęły na jej seksualność.
Osobiście znam Darka*, którego również wychowywała para lesbijek. Chłopaka, dziś 24-letniego, urodziła jedna z pań. Ojcem dziecka był jeden ze znajomych z firmy, w której pracowała, choć mężczyzna ów nigdy się o tym nie dowiedział.
Cała operacja była z góry zaplanowana. Matka chłopca od dawna pozostawała w związku ze swoją partnerką. Chciały mieć dziecko, obie były zdrowe, wymyśliły więc, że jedna z nich wda się w romans z mężczyzną i – brutalnie mówiąc – pozwoli mu się zapłodnić. I tak też zrobiono. Gdy ciąża była już pewna, wyjechały do Niemiec. Tam wychowały syna.
– Nie lubię o tym mówić, wiesz, bo jak ludzie słyszą, że nie znam ojca, że wychowała mnie mama na spółkę z Klarą, to krzywo na mnie patrzą. To już nawet nie chodzi o tę orientację ich czy moją, ale o to, że chłopak, który nie zaznał twardej ręki ojca musi okazać się maminsynkiem – mówi mi Darek. I zaraz dodaje: – A ja ani nie jestem maminsynkiem ani gejem, po prostu czasem brakowało mi i brakuje do dziś męskiego wzorca. To chyba wspólny mianownik w wypowiedziach dzieci wychowywanych przez lesbijki, ale ja nigdy tego wzorca nie łączyłem z moją seksualnością. Brakowało mi kogoś do pogadania o męskich sprawach, kogoś, kto nauczy mnie funkcji, jakie facet spełnia w związku. I tyle.
– Kto Cię tego w końcu nauczył? - dopytuję jeszcze.
– Moja dziewczyna (śmiech). Mam tę samą od czterech lat.
Dereka, przyjaciela Darka z podwórka, także wychowała para lesbijek. Dzięki pośrednictwu Darka udaje mi się umówić z jego kolegą na rozmowę przez Skype. Jego historia wydaje się jednak nieco bardziej skomplikowana.
– Mniej więcej do 14-15 roku życia szukałem towarzystwa facetów, starszych ode mnie gości. Fascynowali mnie – słyszę w słuchawkach.
– Dlaczego?
– Byli inni. W domu nie miałem kontaktu z facetami, bo matka i jej partnerka za nimi nie przepadały. U nas nie bywali też geje, nawet ich trudno było dziewczynom przełknąć – uśmiecha się. - Może to dlatego tak bardzo interesowali mnie faceci. Wiesz, syndrom zakazanego owocu. Lgnąłem do nich. Przechodziłem też okres seksualnej fascynacji facetami właśnie, dopiero potem dowiedziałem się, że to normalne u nastolatków.
– A dziś jak jest?
– Dziś deklaruję się jako osoba biseksualna, ale w błędzie jest każdy, kto uważa, że ma to związek z rodziną, w której się wychowałem.
Homoseksualizm to nie choroba zakaźna
– Homoseksualizm to nie choroba zakaźna – mówi mi prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog. - Proszę pomyśleć, gdyby faktycznie było tak, że to homoseksualne pary wychowują homoseksualne dzieci, to dziś tych homoseksualistów byłoby o wiele, wiele mniej, albo nie byłoby ich wcale. Przecież jeszcze kilkanaście lat temu par homoseksualnych było o wiele mniej. Zatem homoseksualne dzieci musieli wychowywać przede wszystkim heteroseksualni rodzice.
– Homoseksualizm to nie choroba zakaźna – mówi mi prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog. - Proszę pomyśleć, gdyby faktycznie było tak, że to homoseksualne pary wychowują homoseksualne dzieci, to dziś tych homoseksualistów byłoby o wiele, wiele mniej, albo nie byłoby ich wcale. Przecież jeszcze kilkanaście lat temu par homoseksualnych było o wiele mniej. Zatem homoseksualne dzieci musieli wychowywać przede wszystkim heteroseksualni rodzice.
Ale obawy o to, czy społeczność LGBT może wychowywać dzieci to tylko jeden z lęków tak typowych dla polskiego społeczeństwa. Drugi to obawa przed tym, by o orientacji innej niż heteroseksualna mówić głośno, o to, czy pokazywać ją w filmach, reklamach.
Pierwsza reklama, której bohaterami była para gejów, powstała w 1994 roku. Wyprodukował ją szwedzki gigant – IKEA.
Spot jednak pokazywano tylko w nocy i tylko przez moment. Tylko w nocy, bo bano się fali protestów. Tylko przez moment, bo sieci zaczęto grozić, że – z powodu rzeczonej reklamy – niebawem w powietrze wylecą należące do niej sklepy.
Tymczasem lęk o to, że coś, co widzimy w reklamie wpłynie na naszą orientację jest równie nieuzasadniony jak twierdzenie, że lesbijki wychowają geja. – Orientacja seksualna to coś, z czym się człowiek rodzi – przekonuje prof. Izdebski. – Kwestia ludzkiej seksualności jest w ogóle kwestią złożoną, jednak założenie, że wskutek „zapatrzenia” na reklamę możemy zmienić orientację jest absurdalna. I dalej przekonuje, że pokazywanie – czy to w filmach czy reklamach - tego, że bez względu na naszą seksualność jesteśmy takimi samymi ludźmi może jedynie wpłynąć na poziom społecznej empatii i sprawić, że środowiskom LGBT w konkretnych krajach będzie żyło się lepiej. Tak po ludzku.
USA też się bały...
Próby kierowania reklam do społeczności LGBT po spocie IKEI z 1994 roku. podjęto jeszcze kilka razy. By jednak społeczeństwo taki spot przyjęło jeśli nie z entuzjazmem to przynajmniej ze zrozumieniem, potrzeba było przeszło dwóch dekad. A i to na razie udało się jedynie w co bardziej liberalnych kulturach. I tak na przykład, gdy w początkach 2015 r. Tffany & Co., jedna z amerykańskich firm, wypuściła na rynek reklamę biżuterii, w której pokazano miłość dwóch gejów, nie było już ani ograniczeń związanych z jej publikacją ani gróźb pod adresem twórców.
Próby kierowania reklam do społeczności LGBT po spocie IKEI z 1994 roku. podjęto jeszcze kilka razy. By jednak społeczeństwo taki spot przyjęło jeśli nie z entuzjazmem to przynajmniej ze zrozumieniem, potrzeba było przeszło dwóch dekad. A i to na razie udało się jedynie w co bardziej liberalnych kulturach. I tak na przykład, gdy w początkach 2015 r. Tffany & Co., jedna z amerykańskich firm, wypuściła na rynek reklamę biżuterii, w której pokazano miłość dwóch gejów, nie było już ani ograniczeń związanych z jej publikacją ani gróźb pod adresem twórców.
Kampania okazała się zresztą swoistym preludium dla czerwcowej decyzji amerykańskiego Sądu Najwyższego, który zadecydował, że małżeństwa osób tej samej płci będą legalne na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Tej samej, którą prezydent USA Barack Obama nazwał dużym krokiem w marszu w stronę równouprawnienia.
Decyzja rzeczona wywołała entuzjazm, ale nie tylko w samych USA. Podobną podjęły zresztą w ostatnich miesiącach także inne państwa – m.in. Francja. Wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans uznał, że tzw. homomałżeństwa powinny zalegalizować wszystkie państwa członkowskie Unii Europejskiej. Irlandia przeprowadziła w tej sprawie specjalne referendum (ideę poparło przeszło 62 proc. obywateli). Nieoficjalnie mówi się, że także ponad 60 proc. Niemców podoba się pomysł zalegalizowania małżeństw dla homoseksualistów.
Reklama o gejach? Może kiedyś...
Mimo to jak dotąd bardzo niewiele firm zdecydowało się na to, by skierować reklamę swoich produktów do środowisk LGBT właśnie. Być może spot przygotowany przez Tiffany'ego na Zachodzie zapoczątkował nowy trend. Na razie nie znalazł jednak odzwierciedlenia w Polsce. To dlatego, że – jak przekonują eksperci – u nas z reklamy której bohaterowie nie kryją się ze swoim homoseksualizmem wynikłaby tylko jedna, wielka afera.
Mimo to jak dotąd bardzo niewiele firm zdecydowało się na to, by skierować reklamę swoich produktów do środowisk LGBT właśnie. Być może spot przygotowany przez Tiffany'ego na Zachodzie zapoczątkował nowy trend. Na razie nie znalazł jednak odzwierciedlenia w Polsce. To dlatego, że – jak przekonują eksperci – u nas z reklamy której bohaterowie nie kryją się ze swoim homoseksualizmem wynikłaby tylko jedna, wielka afera.
– Z pewnością lęk marketerów budzą możliwe reakcje środowisk prawicowych, skłonnych do przemocy, organizowania bojkotów konsumenckich czy potencjalnych ataków na sklepy, czy strony internetowe. Wbrew pozorom jednak, niedaleko jest od Parady Równości do marketingu. Moim zdaniem, kto będzie pierwszy, ten będzie lepszy – grupa odbiorców takiej komunikacji jest szeroka, zamożna i dobrze wykształcona. Ale pierwszy krok będzie trudny (…) – mówi cytowany przez serwis WirtualneMedia.pl Mateusz Zmyślony z agencji Eskadra.
napisz do autorki: malgorzata.golota@natemat.pl
