
Andrzej Duda w sferze polityki zagranicznej próbuje być bardzo samodzielny. Nie konsultuje planów z rządem i zapowiada nieprzedyskutowane z zagranicznymi partnerami decyzje. W przypadku Ukrainy miał być wielki sukces, a jest wielka potrzeba ciągłego tłumaczenia się. PO sytuacje wykorzystuje i punktuje nowego prezydenta: rządzi się, nie konsultuje, a dyplomację prowadzi poprzez media. Po pierwszym politycznym zamieszaniu w sprawie Ukrainy i na dzień przed wizytą w Berlinie coraz częściej pojawia się też pytanie o jego eksperckie zaplecze.
Zamieszanie po wypowiedzi Andrzeja Dudy w sprawie Ukrainy trwa. Prezydent przekonywał, że Polska powinna uczestniczyć w rozmowach na szczycie – obok Niemiec, Francji, Rosji i samej Ukrainy, lecz ci nie przyjęli z nas otwartymi ramionami. Swój sprzeciw w pierwszej kolejności podniósł prezydent Petro Poroszenko, który – jak informowaliśmy w naTemat – zadeklarował, że aktualny krąg zainteresowanych jest wystarczający.
Nie potrzebuję nowych formatów. Mamy format miński i format normandzki; w ramach tych formatów możemy o wszystkim dyskutować.
Format normandzki – czyli rozmowy na temat Ukrainy w gronie czterech państw: Niemiec, Francji, Rosji i Ukrainy.
Jeszcze przed zaprzysiężeniem Dudy na prezydenta, jego doradca Krzysztof Szczerski zapewniał, że relacje Polski z Berlinem będą dobre, jeżeli Niemcy spełnią nasze cztery warunki. Wśród nich znajdowała się głośna dziś polityka wschodnia i zwiększenie pozycji Polski w tym względzie. Angela Merkel warunkami się raczej nie przejęła, a wzywając Petro Poroszenkę „na dywanik” pokazała Dudzie, że warunki – póki co – wciąż dyktuje ona.
Już w kampanii było widać, że Andrzej Duda przypisuje sobie stricte "premierowskie" kompetencje. Skupiał się głównie na polityce wewnętrznej, choć jako prezydent największy wpływ ma na koordynacje polityki zagranicznej i obronnej – co wynika zarówno z polskiego prawodawstwa, jak i praktyki stosowania. W umowie programowej podpisanej przez Dudę widzimy długą listę zadań w kategoriach: "Rodzina" czy "Praca" i zaledwie kilka ogólnikowych w kategorii „Bezpieczeństwo”:
Być może udałoby się uniknąć niepotrzebnych spięć, a sprawa Ukrainy nie stałaby się przysłowiowym „gorącym kartoflem”. Teraz, po wyraźnym niezadowoleniu Zachodu, politycy PiS próbują bowiem udowadniać, że o zmianie formatu normandzkiego mówił najpierw rząd, więc prezydent Duda jedynie podpiął się pod jego narrację. – To minister Schetyna powiedział o tym, że sprawy Ukrainy, bezpieczeństwo naszego regionu musi być omawiane przy współudziale Polski – zarzucała Beata Szydło. – Tak, ale to było ponad pół roku temu, przed podpisaniem porozumienia w Mińsku – odpowiada minister Schetyna.
Dobrze znany z czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego spór kompetencyjny wraca w pełnym wymiarze. – Według obowiązującej konstytucji politykę zagraniczną prowadzi rząd – przypomina Rafał Trzaskowski i przekonuje, że swoją nazbyt wielką samodzielnością naraził naszą dyplomację na szwank. – Pewne kwestie lepiej uzgodnić najpierw w zaciszu gabinetów – dodaje.
Gdybym miała okazję spotkać się z prezydentem (…) powiedziałabym, że na szczycie Europa-Chiny będą przede wszystkim premierzy. Tam nie będzie ani jednego prezydenta, bo takie były założenia tejże inicjatywy, która funkcjonuje od dłuższego czasu. Czytaj więcej
Napisz do autora: karolina.wisniewska@natemat.pl
