Sprawa byłego rzecznika Światowych Dni Młodzieży znów rozgrzewa dyskusje o celibacie. Salezjanin spłodził dziecko, przyznał się, właśnie trwa procedura wydalania go z kościelnej służby. W internecie nawet mu przyklaskują, gratulują odwagi. Bo najważniejsze, by dziecko miało ojca. A co, jeśli ksiądz się nie przyzna? W ilu wioskach ludzie plotkują o dzieciach księdza, a on sam nigdy kapłaństwa nie porzucił? Kościół wciąż zamiata problem pod dywan. Żadnych alimentów dla dzieci. Żadnego spadku. Nic.
Wielka instytucja kościelna, celibat święta rzecz. Ale jeśli ksiądz ją złamie i w dodatku pocznie dziecko nigdy się z tym nie afiszując, procedury jako takiej nie ma. A przynajmniej trudno ją na szybko znaleźć, bo i sami księża wpadają w popłoch, gdy ich o to zapytać. ”Nie wiem”, ”Pierwsze słyszę”, ”Nie znam nikogo takiego” – słyszę. Co drugie słowa pada ”chyba”. Trudno trafić na kogoś, kto jest pewien. Zazwyczaj nie chcą rozmawiać.
Trudno się dziwić, ale jeśli wierzyć badaniom słynnego poznańskiego socjologa religii, aż 60 procent księży jest w związkach z kobietami, a około 15 procent z nich ma dziecko. – To zjawisko wciąż się nasila – mówił swego czasu naTemat prof. Józef Baniak. Ilu z tych księży porzuciło kapłaństwo, a ilu z nich tkwi w nim do dziś? Jak traktują swoje dzieci? Czy im pomagają? Czy Kościół jako taki ich wspiera? Ksiądz Wojciech Lemański pisał na blogu w naTemat.pl:
Ksiądz w poznańskiej parafii mieszkał od dawna na plebanii z kobietą oczekująca narodzin ich dziecka. Potrafił sprawować sakramenty i potrafił spłodzić dziecko, na tym kończyły się przejawy dojrzałości tego wikarego-melomana. Za to, jak się zachował i przed, i w trakcie porodu, i po nim, powinien być ukarany zarówno wewnątrz Kościoła jak i poprzez wymiar sprawiedliwości. Jak dział wymiar sprawiedliwości w naszym kraju, wielu zdążyło się już przekonać. Jak dochodzić sprawiedliwości w Kościele? To jeszcze trudniejsze pytanie.Czytaj więcej
I pytał, czy ktoś kiedyś słyszał, jaka jest kościelna ocena takich zachowań i jak wierni powinni w takich przypadkach reagować? Ksiądz z Poznania, o którym pisał, nie wezwał pogotowia, dziecko zmarło.
Duszpasterze pomogą Oto fragment starej audycji w Radiu Maryja. Dzwoni słuchaczka, Anna ze Szczecina. I pada pytanie do księdza biskupa łomżyńskiego, gościa programu: ”Mam dwoje dzieci i samotnie je wychowuję. Mam jedno dziecko z księdzem. Ksiądz wyjechał na Ukrainę, odszedł od nas, znaczy odszedł z Kościoła najpierw, potem wrócił do Kościoła i teraz wyjechał na Ukrainę. I teraz nie wiem, gdzie mam się zgłosić, bo nie chce płacić pieniędzy”.
Biskup odpowiada, że sytuacja rzeczywiście jest niezwykle skomplikowana w sensie prawnym i na antenie w szczegółach nie da się tego omówić. Dlatego odsyła kobietę do diecezjalnych duszpasterzy, m.in. do duszpasterza rodzin: ”Proszę się zgłosić i omówić ten problem i wtedy na pewno księża zastanowią się i podpowiedzą, w jaki sposób pomóc pani w uzyskaniu pomocy alimentacyjnej”.
Kościół jest jak małżeństwo
Dzwonię do biura jednego z takich duszpasterzy. I słyszę, że nikt nic nie wie o żadnym wsparciu finansowym. – Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją, dlatego nie wiem, jaka jest odpowiedzialność w takim przypadku. Czy to Kościół, czy indywidualna decyzja księdza... – zastanawia się pracownik. Po chwili dochodzi do wniosku, że jednak Kościół nic do dziecka mieć nie może: – Związek kapłana z Kościołem jest jak małżeństwo, w którym ślubuje się wierność. Jeśli ktoś ma dziecko pozamałżeńskie, czyli nie dochował wierności, sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy weźmie za nie odpowiedzialność. Tak samo jest z księdzem.
Jeden rzuci kapłaństwo, drugi ucieknie na inną parafię, trzeci nigdy nie dowie się, że został ojcem, czwarty będzie lawirował...Porzucenie kapłaństwa nie jest prostą decyzją. Wielu księży, którzy mają dzieci, nie może się potem odnaleźć, mają problem ze znalezieniem pracy. Oto fragment reportażu pt. ”Mój tata, ksiądz” w portalu kobieta.onet.pl:
Spędzał z nami wszystkie wakacje. Z niedzielami to wiadomo, było gorzej. Ale w środku tygodnia wpadał. A na wakacje jeździliśmy w miejsca nietypowe. Nad Bug albo w Bory Tucholskie, albo na Roztocze, tam gdzie mniej ludzi. Co robiliśmy? Chyba to, co większość rodzin. Kąpaliśmy się w rzece, chodziliśmy na spacery, graliśmy w badmintona. Byliśmy pełną rodziną przez dwa tygodnie. I tata wieczorami dużo mi czytał.Czytaj więcej
A ten z ”Newsweeka”:
Ksiądz Wieńczysław Ł., pulchny 50-latek w drucianych okularach, ma czteroletnią córkę. Z braku właściwej opieki dziewczynka trafiła niedawno do domu dziecka. – Odwiedza ją ksiądz? – Biskup powiedział: nie ma takiej potrzeby. – Wyrzutów sumienia ksiądz nie ma? – Może na początku miałem. Ale skoro wybrałem kapłaństwo, moja droga jest przy Kościele – mówi duchowny. – Jak mi się żyje? Dobrze, dziękuję. No, na początku miałem trochę przykrości.Czytaj więcej
Sprawa prosta, jak człowiek uczciwy
– Problem oczywiście jest. Nieuczciwością byłoby zaprzeczenie temu. Generalnie zasada jest taka, jak pokazuje casus salezjanina. Taki człowiek opuszcza zgromadzenie i przejmuje odpowiedzialność cywilną z tytułu bycia ojcem. Nie ma żadnych racji, żeby instytucja kościelna – diecezja, czy zakon, do którego należał ten człowiek – wspierała materialnie, czy w jakikolwiek inny sposób tę osobę – mówi naTemat ks. prof. Paweł Bortkiewicz, teolog moralista. I sam przyznaje, że sprawa jest prosta, gdy człowiek w sposób uczciwy przyznaje się do poczęcia dziecka i bierze za to odpowiedzialność. – Problemem jest, gdy tej uczciwości brakuje. Wtedy dochodzi do sporów sądowych – mówi.
Pojechaliśmy razem, mama, ja i on, w lipcu do Zakopca. I normalnie był cyrk. No bo on się przecież publicznie z nami nie pokaże, bo a nuż ktoś go rozpozna? To za dnia on chodził w góry z kolegami, bo tam jeszcze inni księża byli, a my we dwie. Raz się spotkaliśmy na szlaku i udawaliśmy, że się nie znamy. Czytaj więcej
Gdy sprawa trafia do sądu
Na razie w Polsce głośno było tylko o jednym takim przypadku. Również księża mówią tylko o nim, ale wyłącznie dlatego, że był bardzo medialny. Trudno ocenić, ile takich spraw, po cichu, trafiło na wokandę.
Tamten ksiądz, słynny w Poznaniu Waldemar Irek, były rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego, już nie żyje. Zostawił syna, kilkuletniego dziś Kubę, którego mama od 2012 roku walczy o spadek po nim. Najpierw jednak trzeba było ustalić, czy Kuba rzeczywiście jest synem księdza. Była ekshumacja i badania DNA. A także potwierdzenie, że dziecka – gdyby żył – na pewno by się nie wyrzekł.
Sprawa jest trudna, gdyż ksiądz zostawił testament, w którym wszystko przepisał Kościołowi. Według matki chłopca najbardziej wartościowy jest dom w Oławie i samochód, ale rektor miał założyć też specjalne konto dla syna. Kobieta walczy, kilka miesięcy temu skarżyła się, że boi się, iż majątek jest rozkradany i jej syn pewnie nic nie dostanie. Zatrudniła nawet detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Sąd doszedł jednak do wniosku, że być może są jeszcze inni spadkobiercy i zaczął szukać kolejnych...dzieci księdza.
Ks. prof. Bortkiewicz tylko raz w życiu osobiście spotkał się z takim przypadkiem. To była jego pierwsza parafia. I miał uczennicę, która w sposób ostentacyjny obwieściła mu przy całej klasie, że jest córką księdza. Jednego z jego poprzedników w parafii, który z powodu dziecka porzucił kapłaństwo...