
Jurek Płonka ma 25 lat i za sobą już 36 europejskich szczytów. Jako pierwszy niewidomy Polak wszedł na Mont Blanc i mówi, że wcale nie było trudno. Do zdobycia Korony brakuje mu jeszcze 10 szczytów, ale on nie bierze pod uwagę, że może się nie udać. Jest wypełniony pozytywną energią, pasją i marzeniami, które chce spełniać za wszelką cenę. Trzy tygodnie temu wrócił ze słowackiego Gerlacha, w niedzielę już leci na Teneryfę, by zdobywać Pico del Teide, najwyższy szczyt Hiszpanii. A w międzyczasie pobiegł jeszcze w maratonie!
REKLAMA
Nie wiem, w co trudniej uwierzyć. Czy w to, że człowiek, z którym rozmawiam naprawdę jest osobą niewidomą zdolną do takich wyczynów, czy raczej w to, że tak bardzo można być ogarniętym jakąś pasją. Nie narzekać, nie marudzić, nie użalać się nad swoim losem. I mieć w nosie to, że się nie widzi. Pokazać innym, że człowiek niepełnosprawny też coś może.
Nie odpuszczę, choćby nie wiem co
Jurek Płonka postawił sobie za cel zdobycie 46 najwyższych szczytów Europy. I bardzo chce tego dokonać. Szaleniec? Bo on nie tylko chodzi po górach. On jeszcze uprawiał wioślarstwo, biegał w najważniejszych maratonach Europy, skoczył ze spadochronem, jeździ na nartach, na snowboardzie, pływa na desce surfingowej...Przeszedł niejeden kurs GOPR. Uczył się obsługiwać liny, szukać ludzi pod lawinami, wspinać po skałkach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Wreszcie założył stowarzyszenie ”Nie widzę przeszkód”. Bo nie widzi ich absolutnie żadnych.
Jurek Płonka postawił sobie za cel zdobycie 46 najwyższych szczytów Europy. I bardzo chce tego dokonać. Szaleniec? Bo on nie tylko chodzi po górach. On jeszcze uprawiał wioślarstwo, biegał w najważniejszych maratonach Europy, skoczył ze spadochronem, jeździ na nartach, na snowboardzie, pływa na desce surfingowej...Przeszedł niejeden kurs GOPR. Uczył się obsługiwać liny, szukać ludzi pod lawinami, wspinać po skałkach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Wreszcie założył stowarzyszenie ”Nie widzę przeszkód”. Bo nie widzi ich absolutnie żadnych.
– Każdy, kto mnie zna, wie, że jak mi powiedzą: ”Nie rób tego”, to ja się tylko zaśmieję w twarz. I tak to zrobię, nie odpuszczę choćby nie wiem, co by się działo. Jak masz ochotę coś robić, to po prostu rób. Wszystko jest bezpieczne, tylko trzeba do tego podejść mądrze – mówi naTemat.
Tym razem zjadą na nartach
Dlatego, jak wróci z Hiszpanii, kolejna wyprawa – na Dufourspitze (4634m n.p.m.) w Szwajcarii – nie będzie już taka prosta. Jurek wymyślił sobie, że pierwszy etap, przez lodowiec, pokonają na nartach turowych. Pod szczytem założą raki, a jak będą schodzić – znowu narty. I zjadą na sam dół. – Co za przyjemność robić proste projekty? – śmieje się.
Dlatego, jak wróci z Hiszpanii, kolejna wyprawa – na Dufourspitze (4634m n.p.m.) w Szwajcarii – nie będzie już taka prosta. Jurek wymyślił sobie, że pierwszy etap, przez lodowiec, pokonają na nartach turowych. Pod szczytem założą raki, a jak będą schodzić – znowu narty. I zjadą na sam dół. – Co za przyjemność robić proste projekty? – śmieje się.
Cztery lata temu miał wypadek na nartach. Na ukraińskiej połoninie wjechał w korzenie i wyleciał w powietrze. Zwichnął lewy bark. Potrzebował czasu, by wrócić do nart. Ale wrócił, bo – jak mówi – nigdy się nie poddaje. Zresztą ma znajomych, którzy mu na to nie pozwalają i nieustannie pchają do przodu.
– Mówią mi: ”No i co, wywaliłeś się? Jesteś taki biedny i nieszczęśliwy? Rusz d... i zapierniczaj”. Żadnej taryfy ulgowej. Dla nich nie istnieje coś takiego. Nawet jak jestem strasznie zmęczony cisną bardzo. Mówią: ”Ogarnij się, weź się w garść, przestań pieprzyć” – mówi. Czasem znajomi zapominają, że on nie widzi. – I wtedy ląduję na jakimś słupku albo wpadam na schody. W górach zdarza się, że wpadnę głową na jakąś skałę. A oni mówią: ”Co, nie widziałeś?”
Na kiju i na linach
Poobijany bywa strasznie. Kilka razy wywalił się na twarz, ale jeszcze niczego nie złamał. Nie przywiązuje do tego wagi. Ma świadomość, że bez kolegów nie udałoby mu się wspinać. Zawsze potrzebuje asysty. Jak wygląda taka wspinaczka? Najczęściej pomagają mu ratownicy GOPR.
Poobijany bywa strasznie. Kilka razy wywalił się na twarz, ale jeszcze niczego nie złamał. Nie przywiązuje do tego wagi. Ma świadomość, że bez kolegów nie udałoby mu się wspinać. Zawsze potrzebuje asysty. Jak wygląda taka wspinaczka? Najczęściej pomagają mu ratownicy GOPR.
– Kolega przede mną trzyma kij w ręce. Ja trzymam go z drugiej strony. Wyczuwam, czy idzie w lewo, czy w prawo. Z tyłu idzie osoba, która ma uprząż, tak, jak ja, a także liny. Cały czas jesteśmy na tzw. asekuracji lotnej.
Wszystko w porządku, ale wejście na sam szczyt? Skały, niemal pionowe, strome wejścia? Jak tu asystować kogoś na kiju?
– Nie boisz się przepaści?
– Pewnie, że się boję, ale co mam zrobić? Usiąść i się popłakać? Czasami siadam i zastanawiam się, co ja tutaj robię. Ale zawsze idę dalej.
– A łańcuchy? Klamry? Tu nikt ci przecież nie pomoże.
– Ja je uwielbiam! Dla mnie to prostsze, bo czasem jak się gdzieś spierniczysz to i tak łańcuch cię przytrzyma. Gorzej w miejscach, gdzie nie ma takiego zabezpieczenia. A skała? To też przyjemne. Wolę się wspinać niż chodzić na kijku.
– Pewnie, że się boję, ale co mam zrobić? Usiąść i się popłakać? Czasami siadam i zastanawiam się, co ja tutaj robię. Ale zawsze idę dalej.
– A łańcuchy? Klamry? Tu nikt ci przecież nie pomoże.
– Ja je uwielbiam! Dla mnie to prostsze, bo czasem jak się gdzieś spierniczysz to i tak łańcuch cię przytrzyma. Gorzej w miejscach, gdzie nie ma takiego zabezpieczenia. A skała? To też przyjemne. Wolę się wspinać niż chodzić na kijku.
Jeszcze gorzej jednak ze schodzeniem. To prawdziwa makabra. Tu koledzy co najwyżej mogą mu tylko mówić, żeby uważał, że gdzieś jest np. dziura. Dalej musi radzić sobie sam. – Pełznę na tyłku, na brzuchu, trzymam się ich plecaka. Ciuchy strasznie niszczę. Jak byliśmy na Gerlachu, spodnie poszły do wyrzucenia – mówi.
Potrzebne wsparcie finansowe
Koronę Europy zdobywa od 2 listopada 2013 roku. Chce skończyć we wrześniu przyszłego roku, ale pojawił się problem z finansami. Do tej pory sam brał kredyty, wspomagał się wśród znajomych. Teraz prosi o pomoc internautów. Tu, na stronie pomagam.pl, znajduje się jego apel. Brakuje ok. 145 tys. zł.
Koronę Europy zdobywa od 2 listopada 2013 roku. Chce skończyć we wrześniu przyszłego roku, ale pojawił się problem z finansami. Do tej pory sam brał kredyty, wspomagał się wśród znajomych. Teraz prosi o pomoc internautów. Tu, na stronie pomagam.pl, znajduje się jego apel. Brakuje ok. 145 tys. zł.
Jest cierpliwy, ma nadzieję, że się uda. Na Maglić (2386m n.p.m.) w Bośni i Hercegowinie próbowali cztery razy. W Anglii, Szkocji, Walii wszedł na trzy szczyty w 23 godziny 47 minut. Zdążył. Limit dla Korony Europy to 24 godziny.
Niektóre szczyty są proste, inne trudniejsze, inne wyjątkowe. Niektóre mają tylko 500 m n.p.m., inne 4000. Jedne można zdobyć niewielkim kosztem, innych tak się nie da. Znajdują się w Szwajcarii, Portugalii, Szwecji, Francji, Włoszech, a także w Lichtensteinie, Danii, Turcji, Rosji, Kazachstanie i Islandii. – Te szczyty, które zostały nam do zdobycia, to taka wisienka na torcie – mówi. Jeśli się uda, będzie pierwszym niewidomym człowiekiem na świecie, który tego dokonał.
W podstawówce grał w piłkę
Jest niewidomy, choć nie od urodzenia. Gdy miał dwa lata lekarze zdiagnozowali zdegenerowanie siatkówki. Wzrok tracił stopniowo. Teraz zostało mu tylko 5 proc. Kątem oka dostrzega tylko jakieś plamy.
Jest niewidomy, choć nie od urodzenia. Gdy miał dwa lata lekarze zdiagnozowali zdegenerowanie siatkówki. Wzrok tracił stopniowo. Teraz zostało mu tylko 5 proc. Kątem oka dostrzega tylko jakieś plamy.
Jeszcze w podstawówce grał z kolegami w piłkę nożną, koszykówkę, siatkówkę. Potem przestał czytać nawet z lupą. Przestał chodzić na WF, zrezygnował z nogi, zajął się wioślarstwem. Sport był z nim od zawsze. Dlatego ma dobrą kondycję. Mówi, że nigdy nie miał żalu do losu, choć fakt, że nie widzi bywa ”upierdliwy”. Zwłaszcza, gdy się jest zależnym od innych. Jak ludzie na szlaku na niego patrzą? – Jeszcze nie spotkałem się z tym, by ktoś powiedział: ”Weź człowieku zawróć. Po co ciągniecie ślepego w góry? Świrami jesteście”.
Nie spieprzyć życia
Po co mu to? Spyta niejeden. Po co się tam pcha? Ryzykuje swoim życiem i innych? Pisaliśmy o tym nie raz w naTemat. On widzi to z innej strony. – Moim osobistym celem jest przywrócenie osobom niepełnosprawnym wiary w siebie i swoje możliwości – mówi.
Po co mu to? Spyta niejeden. Po co się tam pcha? Ryzykuje swoim życiem i innych? Pisaliśmy o tym nie raz w naTemat. On widzi to z innej strony. – Moim osobistym celem jest przywrócenie osobom niepełnosprawnym wiary w siebie i swoje możliwości – mówi.
Przyznaje też, że spotyka ludzi, którzy mówią: ”Tyle robisz! My też byśmy chcieli robić takie fajne rzeczy”. – Wtedy pytam: ”Co za problem? Róbcie”. Też mam czasem chwile, że czegoś mi się nie chce. Ale potem myślę: ”Jezus Maria, życie jest krótkie, trzeba cisnąć. Nie spieprzyć życia. Przecież to sama radość umrzeć jako stary dziadek. Będę miał kapcie, będę siedział przy kominku, opowiadał. I pytał dzieciaki: ”A wy, dlaczego nic nie robicie?”.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
