
To już czwarta książka z cyklu rozmów Artura Górskego z Masą. Najsłynniejszy świadek koronny po raz kolejny zdradza kulisy gangsterskiego życia. Tym razem obaj panowie na warsztat wzięli bossów polskiej mafii, choć uważni fani całej serii będą mieli wrażenie, że tak naprawdę za dużo już nie ma co zdradzać. W naTemat publikujemy fragment książki, która właśnie trafiła na półki księgarń.
"nowe życie", znów zaczęło się go cytować, wspominają o nim tabloidy (niedawno wziął kolejny ślub), a on sam... założył konto na Facebooku, na którym nawet dyskutuje z internautami.
Prolog
okupu. Ty nie jedziesz na negocjacje, tylko na akcję zbrojną. I boss wierzy, że wrócisz z tarczą, bo jak z nią nie wrócisz, to wypadasz z obiegu.
Kiedy myślimy „boss mafijny”, przeważnie staje nam przed oczami jedna z postaci wykreowanych przez film. Czy to Vito Corleone, genialnie zagrany przez Marlona Brando, czy znakomity Al Pacino jako Michael Corleone. Ewentualnie, choć już z przymrużeniem oka, James Gandolfini, odtwórca roli Tony’ego w serialu Rodzina Soprano. Przypominamy sobie także filmy Martina Scorsese, który miał wyjątkowy dar fascynującego portretowania szefów wielkich organizacji przestępczych działających w Stanach Zjednoczonych. Od Chłopców z ferajny po tych z Infiltracji.
Sypiał w atłasowej pościeli, ubrany w jedwabną bieliznę, na której widniał wyhaftowany monogram »AC«. Przed Bożym Narodzeniem kupował prezenty za mniej więcej 100 tysięcy dolarów. Ci, którym ufał najbardziej, otrzymywali od niego paski wysadzane diamentami. Rachunki za kolacje i bankiety opiewały na dziesiątki tysięcy dolarów. Capone zachowywał się jak pan feudalny, bo też takim feudałem był. Potrafił zimą otworzyć jakiś sklep spożywczy i zaprosić różnych biedaków na zakupy, potem prosił właściciela sklepu, żeby przysłał mu rachunek.
J.S.: Nie. Bo jednak to, co działo się w latach 90., nie było zabawne.
a pudło doskonale weryfikowało ludzi. Jak ktoś był kozak, dawał sobie radę. Jak był miękkim fiutem robiony – odpadał.
Oczywiście, nie trafił do szpitala, a do izolatki, żeby przemyślał sobie to i owo.
było stracić niezwykle łatwo. Wystarczyło, że jakiś osadzony chlapnął cię po ryju szczotką do mycia kibla i już. Stawałeś się zwykłym frajerem, którego się nie szanowało. Szczególnie cięci na grypsujących byli feści – więzienna subkultura największych mend. Łapali gita w dziesięciu i jeśli ten w porę się nie wyswobodził, gnoili go, przecwelowywali i tak dalej. Grypsujący musieli więc tak sobie radzić, żeby nie doszło do upokorzenia. A to nie
było łatwe.
i intryganctwo. To byli mistrzowie dywersji i knowań, czemu zresztą dali wyraz już w czasach grupy pruszkowskiej. Ich żywiołem było nie budowanie czegoś, a rozpierdalanie.
Napisz do autora: michal.mankowski@natemat.pl
