Od lat było ich dwóch: Tomasz Mackiewicz i Marek Klonowski. Dwóch pasjonatów, którzy bez jakiegokolwiek wsparcia ruszyli w najwyższe góry. Żadni alpiniści, żadni członkowie klubów wysokogórskich, żadni profesjonalni wspinacze. Zwyczajni, młodzi ludzie, których przygotowanie do wypraw przyprawiało wytrawnych himalaistów niemal o palpitacje serca. „Szaleńcy” – mówiono o nich, gdy w ostatnich latach kilka razy próbowali zdobyć zimą Nanga Parbat. Obaj próbują również teraz. Tyle, że już osobno. Zobaczcie, jak Polacy walczą w Himalajach.
REKLAMA
To już szóste podejście Mackiewicza

/ Fot. Screen/YouTube/mrufkaz2007
– Trzymam kciuki za Mackiewicza. Twardy jest, konsekwentnie chce zdobyć ten szczyt – mówi w rozmowie z naTemat były himalaista Ryszard Gajewski. Sam wiele razy wspinał się zimą, teraz z pasją śledzi doniesienia z Nanga Parbat (8126 m.n.p.m). A Mackiewicz, zwany „Czapkins”, próbował z tą górą już pięć razy. Ten jest szósty, bo jak mówi – jak coś zaczął, musi skończyć. Idzie w dwuosobowej drużynie, z Francuzką Elizabeth Revol. Już drugi rok z rzędu. Ale pierwsze cztery wspinał się z Klonowskim. – Coś musiało pójść nie tak, że się rozdzielili. Może zmęczyli się sobą i uznali, że każdy pójdzie swoją drogą? – zastanawia się Gajewski.
Najbardziej oblegany szczyt

/ Fot. Shutterstock
Co? Nie wiemy. Nie chcemy oceniać. Trudno jednak spytać obu himalaistów, gdy przebywają pod Nanga Parbat. Klonowski od strony Doliny Rupal, na wysokości 6200 m.n.p.m, Mackiewicz od strony północno-zachodniej flanki Diamir, na wysokości 6600 m.n.p.m. To najbardziej dziś oblegany ośmiotysięcznik, jeden z dwóch niezdobytych dotąd zimą. Aż pięć międzynarodowych ekip właśnie próbuje na niego wejść. Wśród nich rzesza Polaków w rywalizujących ze sobą trzech drużynach. W listopadzie, gdy wyprawy szykowały się do wyjazdu, Tomasz Molga pisał, że szykuje się morderczy wyścig, a o współpracy pewnie będzie można tylko pomarzyć. Splendor dla zdobywcy z pewnością będzie ogromny.
Wybrali Nanga Parbat, bo najtaniej

/ Fot. Shutterstock
A jeszcze niedawno Mackiewicz-Klonowski byli dobrze znanym teamem, choć do profesjonalistów było im bardzo daleko. – To był horror. Nie mieli o niczym pojęcia, używali niemal sprzętu harcerskiego – wspomina Ryszard Gajewski. Pewnego dnia w 2008 roku dwóch młodych Polaków po prostu weszło na najwyższy szczyt Kanady, potem zaczęli wyjeżdżać w Himalaje. Nie mieli pieniędzy, nie mieli sprzętu. Zamiast profesjonalnych lin kupowali rolnicze, 60 gr za metr. Mackiewicz opowiadał w wywiadach, jak wypatrzył promocję i kupił całe dwa kilometry. Nie mieli porterów, czyli tragarzy. Zabrali ze sobą tylko mały namiot.
Dostaliśmy ostre bęcki

/ Fot. Screen/YouTube/mrufkaz2007
Wybrali Nanga Parbat, bo najłatwiej było się dostać w pobliże góry. I najtaniej jednocześnie. Gdzie tu mówić o miesiącach przygotowań, jakie za każdym razem czynią wytrawni himalaiści? Szaleństwo? Czemu nie. Oni się nie bali. „Już za pierwszym razem byliśmy pewni, że złoimy tę górę. A potem dostrzegliśmy spojrzenia lokalnych ludzi, którzy patrzyli na nas, jak na totalnych amatorów. Dostaliśmy wtedy ostre bęcki. Naga Góra nie ustąpiła” – mówił Mackiewicz. Albo inna wypowiedź, która pokazuje, że woda sodowa nie uderzyła im do głowy. Wręcz przeciwnie, pojawiła się pokora. Wobec siebie i wobec góry: „Czuliśmy się jak dzieci. Przyszliśmy, dostaliśmy pstryczka w nos”.
Przecierali oczy ze zdumienia

/ Fot. Screen/YouTube/Elizabeth Revol
Od początku byli razem, mówili o sobie „przyjaciele”. „Pamiętam, że kiedy ogłosiliśmy z Markiem, że wybieramy się na Nangę, spotkaliśmy się ze ścianą. Środowisko wspinaczy było oburzone. „Goście nie wiadomo skąd, bez doświadczenia – słyszeliśmy o sobie. O naszych wyprawach na Logana czy Chan Tengri nikt oczywiście wtedy nie wspominał” – mówił podczas spotkania z miłośnikami gór w Opolu. A w 2013 roku Mackiewicz wszedł na Naga Parbat na taką wysokość, że himalaiści przecierali oczy ze zdumienia. Od 17 lat nikt nie wszedł na taką wysokość. A tu amator? W zeszłym roku zabrakło mu już niewiele. Doszedł do wysokości 7800 m. Razem z Elizabeth Revol.
Na odwyku w Monarze

/ Fot. Screen/YouTube/Elizabeth Revol
Obaj opowiadali w wywiadach, że razem uczyli się gór. Mackiewicz – uzależniony kiedyś od heroiny. Człowiek, który dwa lata spędził w ośrodku Monaru, wiele lat mieszkał na Mazurach, stopem pojechał do Indii i pomagał trędowatym. I Klonowski, absolwent Akademii Morskiej w Gdyni. Człowiek, który samotnie pojechał rowerem na Kaukaz i przy okazji zdobył Elbrus. Obaj pasjonaci z marzeniami zdobywania szczytów. Gdzie się nie pojawiali, zaraz przykuwali wzrok. „Ludzie zakochali się w nich, bo są normalni. Tacy sami jak ci, którzy wpłacają im pieniądze. Na festiwalach wchodzą między tłum, piją razem piwo. Nie sposób ich nie lubić” – mówił o nich włoski wspinacz Simon Moro, którego ekipa jest też teraz pod Nanga Parbat.
Gołąb wycofał się z powodu rywalizacji

/ Fot. Screen/YouTube/mrufkaz2007
Teraz idą oddzielnie. Mackiewicz z Francuzką. Klonowski w większym gronie (m.in. idzie z nim Paweł Dunaj, Paweł Witkowski, Michał Dzikowski, Tomasz Kuczyński, Tomasz Dziobkowski, Piotr Tomza). Każdy wspina się z innej strony. Każdy też samodzielnie zbierał pieniądze na wyprawę. Każdy zresztą na innym serwisie w internecie. Mackiewicz na zrzutka.pl zebrał ponad 31 tys. zł, Klonowski na pomagam.pl niecałe 8 tys. zł. Są na szlaku oprócz takich polskich sław jak Adam Bielecki i Jacek Czech. Miał być jeszcze Janusz Gołąb – w jeszcze innej ekipie – ale w ostatniej chwili zrezygnował. Właśnie z powodu tej, wydawałoby się, przedziwnej rywalizacji. Bo, jak powiedział TVP Sport, nie wyobrażał sobie, że miałby konkurować z innymi uczestnikami. Za to swojego wysłannika wysłał TVN24. Można uznać, to dowód na to, jak ważny jest to wyścig.
Zobaczyli, że sami nie dadzą rady

/ Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta
Kto ma największe szanse na zdobycie szczytu? Nie można ocenić. Nie wiadomo, czy i tym razem Nanga Parbat nie powie himalaistom: „Nie”. Na pewno Bielecki i Czech właśnie dołączyli do innej ekipy. – To oznacza, że spadli psychicznie niżej. Zobaczyli, że sami nie dadzą rady – ocenia Ryszard Gajewski. Może zatem tym razem będzie więcej współpracy? Pamiętamy przecież wiele przypadków, gdy rywalizacja wysoko w górach prowadziła potem do wzajemnych oskarżeń. Wystarczy przypomnieć polską wyprawę na Broad Peak. – Kiedyś było oczywiste, że w trudnych sytuacjach inni pomagają. Teraz zakłada się, że może ktoś pomoże. Ale w przypadku Mackiewicza nie przewiduję, by zostawił kogoś bez pomocy – mówi himalaista.

/ Fot. Screen/YouTube/Elizabeth Revol
