O Żołnierzach Wyklętych mówi się ostatnimi czasy bardzo dużo. Można nawet odnieść wrażenie, że stali się oni elementem walki politycznej. Ciekawe więc, co na temat Żołnierzy Wyklętych wiedzą sami politycy. Postanowiliśmy zapytać.
Kim byli Żołnierze Wyklęci?
Choć pierwsze pytania wydawały nam się proste, to kilku posłów wpadło w panikę. Niektórzy już na samą na samą zapowiedź przeprowadzenia testu. Poseł Pięta (PiS) zaapelował o "trochę powagi w tym dniu”, stwierdził, że „tak nie będziemy rozmawiać" i rozłączył się. Poseł Giżyński też nie zdecydował się na nasz test. Ci, którzy wzięli udział w zabawie, na rozgrzewkę dostali proste pytanie: kim byli „Żołnierze Wyklęci”?
– To wszyscy ci, którzy nie pogodzili się z utratą wolności, którzy bohatersko walczyli dalej – odpowiedział poseł Jerzy Żyżyński (PiS).
– Walczyli z nadzieją, bohaterowie, nie złożyli broni, nie poddali się, bronili wolności – takimi słowami skwitował pytanie Przemysław Czarnecki (PiS).
Władysław Kosiniak-Kamysz nie miał problemu z odpowiedzią na podstawowe pytanie, ale szybko dodał coś jeszcze: – Należy pamiętać, że wielu z Żołnierzy Wyklętych było wcześniej w Batalionach Chłopskich. Mało się o tym mówi, bo później zwykle byli żołnierzami Armii Krajowej, ale to byli synowie chłopscy, którzy walczyli o wolność i demokrację. Nie bez powodu Władysław Kosiniak Kamysz został prezesem PSL, jak widać ani na moment nie zapomina o swoim elektoracie.
Przyznajemy, pierwsze pytanie było proste. Podobny charakter miało następne, prośba o rozwinięcie skrótów WiN i NOW. – WiN to oczywiście Wolność i Niezawisłość, ale z tym drugim, muszę przyznać, mam problem. Narodowa, narodowy… – odpowiedział poseł Andrzej Halicki.
– Narodowa Organizacja Wojskowa – nie ma żadnych wątpliwości Przemysław Wipler (KORWiN). I dalej zaczyna snuć opowieść, jak to podziemie antykomunistyczne organizowało się przejmując lokalne i jeszcze „niespalone” terenowe struktury Armii Krajowej. Pozostali posłowie też nie mieli większych problemów z rozwinięciem skrótów.
Kim była „Inka”?
Przemysław Wipler zapytany o legendarną sanitariuszkę zaczął opowiadać o młodej, siedemnastoletniej dziewczynie, Danucie Siedzikównie, sanitariuszce z oddziału nie mniej legendarnego oddziału majora Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”.
– Skazana na podstawie fałszywych dowodów wystawianych przez funkcjonariuszy milicji, zamordowana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa w 1946 roku – ciągnie opowieść. Podobną wiedzą o "Ince" jak Przemysław Wipler wykazał się również Przemysław Czarnecki (PiS), zaś Krzysztof Łopiński (PiS), wiedział, że za pseudonimem „Inka” ukrywała się młoda sanitariuszka i po chwili zastanowienia podał jej nazwisko.
Posłowie Andrzej Halicki (PO), Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) i Jerzy Żyżyński PiS) także znali tragiczne losy bohaterskiej dziewczyny, choć już raczej bez wchodzenia w szczegóły, nie pamiętali nazwiska. Wszyscy pytanie uznali za dość proste i nic dziwnego, bo w zeszłym roku głośno było o Ince głośno. Cały ten szum medialny podniósł się za sprawą Instytutu Pamięci Narodowej, który ogłosił, iż odnaleziono mogiłę w której została pochowana.
Zdecydowanie mniej znaną jest postać Józefa Franczaka, ps. „Lalek”. A zupełnie niesłusznie, bo to człowiek, którego uznaje się za ostatniego z Żołnierzy Wyklętych, który zginął w walce. Stało się to 21 października 1963 roku, osiemnaście lat po zakończeniu wojny.
Tylko Przemysław Wipler podał imię i nazwisko oraz, bez mała, pół życiorysu. Władysław Kosiniak-Kamysz wiedział, że był jakiś taki, no długo walczył, ale jaki on miał pseudonim? Tego już nie. Andrzej Halicki nie dał rady temu pytaniu, poddał się, nawet dziesięciolecia w którym "Lalek" zginął mu się myliły. Pozostali posłowie mylili się w szczegółach, ich wiedza sprowadzała się raczej do znajomości pseudonimu ostatniego żołnierza.
Niewiele lepiej było przy kolejnym pytaniu o to, z czym kojarzy się politykom termin „stracone posterunki”. Pisał o nich między Kazimierz Krajewski w książce pod tytułem „Stracone posterunki, Armia Krajowa na Kresach Wschodnich”. Znów Przemysław Wipler wybił się ponad przeciętną i zasugerował, że zapewne chodzi o Kresy, nasze ziemie na wschód od linii Curzona, bezpowrotnie stracone na rzecz Związku Radzieckiego w wyniku porozumienia w Jałcie. Pozostali politycy mieli różne pomysły na odpowiedź. Mówili o straconych szansach, o Polsce zdradzonej przez aliantów, o beznadziejnej walce o przegraną sprawę. Ogólniki, z których niewiele wynika.
Dlaczego akurat 1 marca?
Data, kiedy obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, nie została wybrana przypadkowo. W roku 1951 zamordowano siedmiu członków kierownictwa organizacji Wolność i Niezawisłość. Byli to Łukasz Ciepliński, Mieczysław Kawalec, Józef Batory, Adam Lazarowicz, Franciszek Błażej, Karol Chmiel i Józef Rzepka.
To właśnie tę datę zaproponował prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu ówczesny prezes Instytutu Pamięci Narodowej, profesor Janusz Kurtyka. Prezydent Bronisław Komorowski przejął projekt bez zmiany daty.
Pytanie o to, dlaczego Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych obchodzimy akurat 1 marca sprawiło politykom największy problem. Dość powiedzieć, że nie odpowiedział na nie żaden z pytanych.
Mówili o Lechu Kaczyńskim, któremu leżało na sercu upamiętnienie bohaterów, zgadywali, czy może jest to data zawiązania którejś z tajnych organizacji, wymyślali, że pewnie tego dnia była jakaś ważna akcja zbrojnego podziemia. Nikt nie wiedział, choć w tym przypadku fakt historyczny wpłynął na taką a nie inną decyzję polityczną i kto jak kto, ale parlamentarzyści mogliby coś o tym wiedzieć.
Święto ma krótką historię, dzień pamięci obchodzi dopiero od pięciu lat. Przez wiele lat nic nie mówiło się o Żołnierzach Wyklętych lub próbowano zafałszowywać ich legendę. Do dziś nie ma zbyt wielu solidnych opracowań, mówi się o bohaterstwie, ale są też głosy o zbrodniach i aktach zwykłego bandytyzmu. Zawłaszczanie bohaterów to chyba ulubiona gra niektórych polityków, szczególnie z obozu który z dumą podkreśla, że tylko oni są prawdziwymi Polakami. Tym bardziej może dziwić, iż wiedza co poniektórych nie jest pełna.
Pytani przez nas politycy ogólnie coś wiedzieli. Jedni mniej, drudzy trochę więcej, tylko jeden z nich odpowiedział właściwie na każde pytanie. A przecież to tylko ci, którzy zdecydowali się wziąć udział w naszym teście. Otwartym pozostaje pytanie, co o ludziach których tak bardzo chce się wywiesić na sztandarach wiedzą ci, którzy odmówili udziału w sprawdzianie.
To banalne pytanie, każdy wie, kim byli Żołnierze Wyklęci. To oni walczyli z komunizmem, to oni nie złożyli broni, to było podziemie antykomunistyczne.