Nikt się tego nie spodziewał. Słowacy chcieli zmiany, ale mało kto przypuszczał, że może być aż taka. Bo partia, która pierwszy raz dostała się do parlamentu, nie jest taką sobie zwykłą skrajną prawicą. Francuski Le Penn jawi się przy niej niczym łagodny baranek. „Wybraliśmy faszystę do parlamentu” – skwitował krótko szef słowackiego MSZ. I te słowa najlepiej oddają nastrój, jaki właśnie zapanował u naszych sąsiadów. U jednych radości. U drugich smutku, zaskoczenia i niepokoju. „Quo vadis, Słowacjo?” – pytają ludzie.
"Czas emigrować", "Przerażające", "Jezu Chryste!" – to tylko niektóre komentarze. "Słowacja szokuje Europę i własne społeczeństwo" – pisze znany serwis EUObserver. Partia, która dostała się do parlamentu to drugie dziecko nacjonalisty Mariana Kotleby. Pierwsze – skrajnie prawicowe ugrupowanie – kilka lat temu, decyzją słowackiego MSW, otrzymało zakaz dalszej działalności za podżeganie do nienawiści. Kotleba nie spoczął wtedy. Teraz świętuje swoje duże zwycięstwo.
„Partia Ludowa Nasza Słowacja” zdobyła aż 8 procent głosów i zajęła piąte miejsce. Do parlamentu wprowadza 14 posłów i może – przynajmniej teoretycznie – stać się języczkiem u wagi podczas tworzenia nowego rządu. Głosowało na nią ponad 200 tys. Słowaków. Jak się okazuje, głównie młodych. Takich, którzy pierwszy raz w tym roku poszli do wyborów. I to jest ogromny szok – że tylu młodych ludzi tak mocno w ostatnim czasie zradykalizowało swoje poglądy.
Bo wzrost jest ogromny. Cztery lata temu na neonazistów głosowało 1,58 proc. wyborców, czyli około 40 tys. ludzi. Dziś pięć razy więcej. Czy to początek nowego trendu na Słowacji?
Słowacy i III Rzesza
„Te wybory wprowadziły faszystów do parlamentu. Nagle wszystko stało się drugorzędne” – komentuje w gazecie „Dennik” jeden z najbardziej znanych słowackich dziennikarzy Matusz Kostolny. Jego tekst ilustruje archiwalne zdjęcie z czasów III Rzeszy. Kobiety, mężczyźni w ludowych strojach salutują w hitlerowskim geście. Słowacy z czasów Pierwszej Republiki Słowackiej, marionetkowego państwa proklamowanego przez nazistów w 1939 roku.
UE i NATO to terroryści
Na czele partii stoi Marian Kotleba. Mężczyzna z wąsikiem, co często się podkreśla, choć jest to zupełnie inny typ wąsa niż miał go człowiek, z którym często jest kojarzony. W internecie pod jego adresem można jednak znaleźć nawet określenia mały Führer. Nie chce imigrantów, nienawidzi Romów, Żydów, środowisk LGBT, o UE i NATO mówi, że to terrorystyczne organizacje i najchętniej Słowację by z nich wypisał.
– Jesteśmy w szoku. Nie mogliśmy uwierzyć, że to prawda. To niedowierzanie utrzymuje się cały czas – mówi jeden z dziennikarzy. Dodaje, że Kotleba otwarcie wyraża swoje uznanie dla rządu słowackich kolaborantów z czasów II wojny światowej. – Nie protestuje, gdy nazywa się go neonazistą. Jego ludzie używają gestu „Na straż!”, który podobny jest do hitlerowskiego „Sieg Heil!”. Wzorują się na hasłach z tamtego okresu – tłumaczy.
Grigorij Mesežnikov, szef słowackiego Instytutu Spraw Publicznych, mówi, że często jeździ do Polski i słyszy głosy niepokoju na temat zmian w naszym kraju. – Myślę, że teraz nawet bardziej będę mógł wyrażać nasz niepokój – żartuje. O partii Kotleby mówi wprost, że to partia rewizjonistyczna.
– Zaprzeczają istnienia Holocaustu, stanowią zagrożenie dla wszelkich mniejszości i wszystkich innych, którzy prezentują inną opinię niż oni. Reprezentują typową kombinację cech, które znajdziemy w partii faszystowskiej – mówi naTemat. Za ugrupowaniem stoją środowiska skinheadów. – Młodzi ludzie, głównie mężczyźni, raczej słabo wykształceni – mówi.
Prezydent nie chce z nim rozmawiać
Choć Kotleba ma swoich zwolenników, część narodu nie może zrozumieć, co się stało. – Ludzie są mocno zaniepokojeni. Wszystko zależy od tego, jak teraz neonazistów będą traktować inni politycy. Dobry przykład dał prezydent Kiska, który dzień po wyborach spotkał się z liderami wszystkich partii, ale nie z Kotlebą – mówi Mesežnikov. Jego zdaniem to najlepszy sposób. Izolować. – Albo będziemy tworzyć przeszkody, by nie rośli w siłę albo będą rosnąć i rosnąć i wtedy będzie już za późno – mówi.
Dzień po wyborach sytuacja polityczna na Słowacji wygląda następująco: Kotleba cieszy się z wygranej i wszystkim dziękuje za poparcie. Lewicowy Smer, partia rządząca Roberta Ficy, choć wygrała, nie jest w stanie samodzielnie stworzyć rządu i mówi się, że to ona jest największym przegranym tych wyborów. Ale już zapowiedziała, że nie będzie rozmawiać z Kotlebą. Który – sam pewnie jest tym zdziwiony – z dnia na dzień stał się najsłynniejszą osobą w kraju. Celebrytą, piszą niektórzy. Wszędzie, również w słowackich mediach, pada pytanie: „Kim jest ten człowiek?”.
Najbardziej skorzystał na imigrantach
Polityk, rocznik 1977. Znany m.in. ze starć z policją, o których się mówi, że sam je prowokował, by pokazać się w roli walczącego o sprawiedliwość. Ze złym państwem, oczywiście. Od ponad dwóch lat wojewoda z Bańskiej Bystrzycy. Jego wybór na to stanowisko też był wtedy szokiem. A także niektóre jego działania na tym stanowisku. Na przykład wywieszenie czarnych flag na lokalnym ratuszy w rocznicę słowackiego powstania przeciwko nazistom z 1944 roku. Ale trzeba przyznać, gdy stanął na czele urzędu, zrzucił mundur i od tamtej pory pokazuje się tylko w marynarkach. I, jak widać, zyskuje coraz większe poparcie.
Na Słowacji komentuje się, że teraz dostał się do parlamentu tak naprawdę dzięki Robertowi Ficy. Jak? Dzięki skrajnej retoryce w kwestii imigrantów, którą karmi naród premier. I nic to, że sam reprezentuje lewicę i od Kotleby dzieli go przepaść. Niechęć do imigrantów jest na Słowacji ogromna. Premier ją podsycał, Kotleba skorzystał. – On jest największym benficjentem tej retoryki – przyznaje Grigorij Mesežnikov.
Dostanie 5 mln euro
Deklaracje Kotleby są proste i dotyczą zwłaszcza ogólnie cudzoziemców – większa kontrola tych nielegalnie pracujących, zakaz zakupu ziemi przez obcokrajowców, zakaz preferencyjnego traktowania zagranicznych firm. Słowacja dla Słowaków.
Ale inne hasła też padają na podatny grunt. Na przykład niechęć do Romów. A także choćby do euro. Któż nie słyszał, jak przeciętni Słowacy narzekają na nową walutę? A Kotleba deklaruje wprost, że przywróci dawną słowacką koronę.
Grigorij Mesežnikov przyznaje, że jest duży niepokój w społeczeństwie, ale nie z powodu, że partia neonazistów nagle zacznie niszczyć demokrację. Nie mają takiego potencjału. Niebezpieczeństwo widzi zupełnie, gdzie indziej.
– Obecność tej partii w parlamencie powoduje jednak, że z malutkiej partii stała się średnią. Taką, z którą trzeba się liczyć. Że znacznie poszerza swoje audytorium i jej retoryka będzie trafiać do większego grona odbiorców. Że dostanie ogromne pieniądze od państwa, bo na Słowacji partia polityczna otrzymuje 5 mln euro na cztery lata. Że dzięki nim zaczną budować swoje struktury partyjne i wzmacniać swoją działalność – mówi.
On i jego zwolennicy przejęli zwyczaje, pozdrowienia, symbole i retorykę tamtego państwa. Do niedawna nosił uniform wzorowany na Gwardii Hlinkowej, formacji paramilitarnej Słowackiej Partii Ludowej [nasjonalistycznego ugrupowania ks. Jozefa Tiso, przywódcy faszystowskiej Słowacji- przyp. Red.] O tamtym reżimie Kotleba powiedział, że jest jak życie w niebie. Czytaj więcej