– Jestem zwolennikiem rozsądnych kompromisów w sprawie aborcji, a nawet zliberalizowania obecnych przepisów. Mam poczucie, że w moim programie wydarzyło się coś, co takim poglądom zaszkodziło – mówi Andrzej Morozowski, który musiał zakończyć prowadzony przez siebie program przed czasem. Wszystko przez zachowanie feministki Anny Zawadzkiej, która nie dawała nikomu dojść do głosu.
Andrzej Morozowski: Z mojej perspektywy doszło do do sytuacji, do której nie mogłem dopuścić. Jestem oczywiście przyzwyczajony do tego, że osoby, które zapraszam, czasem ulegają emocjom. Ale zawsze jest tak, że ja mam nad tym jakąś kontrolę i jestem w stanie przywołać gości do porządku.
Poza tym przypadkiem.
Tak, tym razem miałem do czynienia z sytuacją, że ta pani mówiła cały czas i nie dawała sobie przerwać. Nie reagowała na żadne uwagi, że trzeba dopuścić do głosu również drugą stronę, bo na tym ten program polega. W ogóle dyskusja polega na tym, że się rozmawia. A ponieważ dwie próby przywołania tej pani do prządku nie dały rezultatów, zdecydowałem się na coś, czego nie robiłem do tej pory.
Przerwał Pan program.
Przerwałem, bo dalsze prowadzenie go wydało mi się bez sensu. Ta pani, ni z gruszki z pietruszki zaczęła opowiadać – nomen omen – o palmie. A co palma ma wspólnego z aborcją? No chyba, że są to jakieś freudowskie skojarzenia, ale tu niech każdy sam się domyśla. Ja nie mogę sobie pozwolić, aby mój widz miał poczucie, że kompletnie nie panuję nad tym, co się dzieje w programie, że można do mnie przyjść i powiedzieć wszystko. To zaszło za daleko, mimo że to program na żywo, a ja się liczę z tym, że są różne przypadki.
Czy to, w jaki sposób Anna Zawadzka zachowała się u Pana w programie zmieniło pańską ocenę ostatnich wydarzeń w kościele z jej udziałem?
Nie zmieniło. Czytałem wywiad z nią i widać było, że jest radykalna, ale wypowiadała się dosyć rozsądnie. Emocjonalnie, ale w granicach przyzwoitości i dlatego ją zaprosiłem. To nie jest tak, że zapraszamy ludzi, o których nic nie wiemy. Zawsze może się zdarzyć ktoś niezrównoważony. Wybieramy więc osoby, które już zabierały głos w danej sprawie, na przykład w innych mediach.
Po przeczytaniu tego wywiadu wydawało mi się, że zachowa się w miarę "normalnie", czyli konwencjonalnie i zgodnie z zasadami obowiązującymi w takich programach. Po tym programie zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę ta pani zepsuła cały zamysł całego tego przedsięwzięcia. Mam na myśli kobiety, które wciąż uważają się za katoliczki idą do kościoła i w czasie czytania listu biskupów wychodzą, a przed Kościołem tłumaczą, dlaczego to zrobiły. Bardzo mi się ta idea spodobała. A ta pani zaczęła wykrzykiwać swoje hasła w kościele.
Sporo zepsuł też wczorajszy program, który był na rękę przeciwnikom kompromisu aborcyjnego i feministek. Prawica będzie starała się ukazywać protest kobiet przez pryzmat jednej osoby.
Już wczoraj dostałem SMS-a od pewnego polityka partii "dobrej zmiany" o treści "Bohater dnia – Andrzej Morozowski". Odpisałem, że jeśli zostałem uznany po prawej stronie za pogromcę lewactwa i zwolennika dobrej zmiany, to przedwcześnie.
Dostałem też telefon od innego zaprzyjaźnionego polityka, z zupełnie innej strony sceny politycznej. Łapał się za głowę, że ta pani straszliwie zaszkodziła ludziom, którzy w rozsądny sposób chcieliby się przeciwstawić się zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej.
A żałuje Pan, że Anna Zawadzka wzięła udział w programie "Tak jest"?
Trochę żałuję, bo zawsze postrzegam coś takiego jako swoją porażkę, jakby tego inni nie widzieli. To porażka polegająca na tym, że nie dość wnikliwie zweryfikowałem zaproszonego gościa. Ale jest to również porażka dlatego, że jestem zwolennikiem rozsądnych kompromisów w sprawie aborcji, a nawet zliberalizowania obecnych przepisów. Mam poczucie, że w moim programie wydarzyło się coś, co takim poglądom zaszkodziło.
Jest Pan za liberalizacją, czyli?
Uważam na przykład, że do pewnego momentu to kobieta powinna sama zdecydować. Nie wiem, czy do 12, czy do 6 tygodnia. Można tą granicę obniżyć. Ale osobiście uważam, że dopóki płód jest zbiorem komórek, tak do tego momentu kobieta powinna mieć prawo do własnej decyzji, jak się zachować i czy przeprowadzić aborcję. Natomiast od pewnego momentu możemy dyskutować. Ale nie z filozofami, ideologami, tylko z lekarzami. Ich należy zapytać, od którego momentu należy uważać, że jajko i plemnik połączone razem mają jakąś szczątkową świadomość. Od tego momentu zgadzam się, że powinien być – choć też rozsądny – zakaz. Dodam, że wycofanie pigułki "dzień po" ze sprzedaży bez recepty to zbrodnia i skandal.
Wróćmy do pańskiego programu. Anna Zawadzka jest teraz ofiarą ogromnego hejtu. Być może przerosły ją ostatnie wydarzenia i stąd jej zachowanie?
Nie mam pojęcia, ale tak pani jest działaczką ruchów kobiecych i to bodaj od lat 90. To nie jest osoba, która nagle pojawiła się w życiu publicznym. Ona mniej lub bardziej w tym życiu uczestniczy. Nie mam poczucia, że jest nowicjuszką. Żeby była jasność – ja nawet miałem maturzystów w programie i coś takiego się nie wydarzyło.
Wie pan, są kobiety, które uważają się za katoliczki, albo chcą wejść do kościoła i coś w nim zademonstrować. Wydawało mi się, że najlepszym przedstawicielem drugiej strony będzie ksiądz. Nie oszukujmy się – ksiądz Sowa pracuje w TVN24 Biznes i Świat. Znam go od lat 90., z czasów gdy był młodym klerykiem i dziennikarzem. To jeden z bardziej liberalnych księży. Ba, prawicowe media odmawiają mu w ogóle prawa do używania określenia "ksiądz". Uważam, że stanął na wysokości zadania. Gdyby to był jakiś inny ksiądz, to po prostu by wcześniej wyszedł przy czymś takim. Dlatego chapeau bas przed księdzem Sową, że wytrzymał do końca, nie unosił się i próbował w jakiś racjonalny sposób dyskutować, co oczywiście się nie udało.
A czy czeka Pan również na to, co powie Agata Duda? Wiele osób czeka na ten głos.
Boje się tego, co ona powie. Feministki nawołują, aby pani Agata Kornhauser-Duda wypowiedziała się w tej sprawie, a ja się po prostu boję, że ku ich zaskoczeniu pani Agata Kornhauser-Duda wypowie się tak, jak Jarosław Kaczyński i Pani Szydło. Rozumiem, że nadzieje pań, które piszą do pani Kornhauser-Dudy są takie, że zachowa się jak prezydentowa Maria Kaczyńska. A ja się obawiam, że mamy do czynienia nie tylko z mężem, który jest całkowicie podporządkowany linii partyjnej, lecz także z całą rodziną całkowicie podporządkowaną linii partyjnej. Nie mam tu specjalnych nadziei na to, że będzie to głos którego spodziewają się kobiety liberalne.