Biustonosze push up w dziale dla 7-latek, make up dla najmłodszych, buciki na obcasach, ubranka i gadżety z króliczkiem Playboya dla dzieci, lalki Barbie w miniówkach i dekoltach. Kilkuletnie dziewczynki z pomalowanymi ustami, w szpilkach na okładkach magazynów, w reklamach znanych marek popularyzują seksualizację dzieci. Małe dziewczynki stają się obiektem seksualnym, a to zdaniem ekspertów, wpływa na wzrost zjawiska pedofilii i liczby gwałtów wśród coraz młodszych.
Popularna brytyjska sieć odzieżowa Primark wypuściła sieć biustonoszów, w tym push up, które były sprzedawane w dziale 7-10 latek. To zainspirowało polską europosłankę Joannę Skrzydlewską z PO do rozpoczęcia w Parlamencie Europejskim batalii, która ma zahamować i zapobiegać negatywnym skutkom zjawiska seksualizacji.
- Seksualizacja to narzucanie dzieciom, nastolatkom seksualności dorosłych, na którą nie są psychicznie, fizycznie i emocjonalnie gotowe. Ubieramy je, żeby podkreślić ich seksualność. Uprzedmiotawiamy je - mówi w rozmowie z naTemat Joanna Skrzydlewska - Jeśli ubieramy takie małe dziewczynki w push up i stringi, skazujemy je na bycie obiektem pożądania - dodaje organizatorka debaty i sprawozdawczyni PE ws. seksualizacji dziewczynek.
Stare malutkie
Jeszcze kilkanaście lat temu takiego problemu nie było. Nikt na siłę nie próbował uatrakcyjnić kilkuletnich dziewczynek. Nie musiały mieć kobiecych sukienek, nie kupowało im się butków na obcasach, torebeczek z króliczkiem Playboya. Mało który rodzic pozwalał dziewczynkom się malować, a jeśli już, to tylko w domu. Zupełnie naturalne wydawało się hasło: "Jesteś jeszcze za mała. To dla dorosłych".
Dziś w konkursach piękności w USA najmłodsza grupa jest do lat trzech. Dziewczynki są opalane, malowane, mają doklejane tipsy. Znane gwiazdy, jak chociażby Katie Holmes, ubierają swoje kilkuletnie córki w szpilki, zakładają im biżuterię i stroje od znanych projektantów. Powstają specjalne kolekcje bielizny dla dzieci - włącznie z push upami i stringami. Wszystko po to, żeby dziewczęta wyglądały atrakcyjniej, bardziej kobieco.
Specjaliści alarmują, że to absurd, bo gdzieś zatracono granicę między światem dzieci a dorosłych. Już i tak trudno odróżnić, ile lat ma nastolatka, kiedy ma mocny makijaż i wyzywający strój. Jednak kiedy agresywna i erotyczna reklama dotyczy już najmłodszych, wydaje się to naprawdę skrajne i nieodpowiedzialne. Zdaniem ekspertów, rodzice na własne życzenie narażają swoje kilkuletnie córki na bycie obiektem seksualnym.
Kilkuletnie obiekty seksualne
Według ekspertów, zjawisko seksualizacji szczególnie widoczne jest w USA, Francji i Wielkiej Brytanii. Ich zdaniem, wpływa to na fakt, że gwałcone są coraz młodsze dziewczynki i szerzy się pornografia dziecięca.
- Seksualizacja dzieci jest problemem światowym. To szalenie niepokojące, że media i reklamy wykorzystują wizerunek dziewcząt do celów marketingowych. W ten sposób wypacza się rzeczywistość. Dziewczynka ma być dzieckiem, a nie udawać dorastającą czy dorosłą kobietę - podkreśla seksuolog prof. Zbigniew Izdebski.
Profesor zaznacza, że takie działania producentów i firm marketingowych są nie tylko nieetyczne, ale i niebezpieczne. - Dziewczynki zachowują się nieadekwatnie do swojego psychoseksualnego rozwoju. Udają dorosłe. To wielokrotnie prowadzi do agresji seksualnej. Niektórzy chłopcy nie są w stanie właściwie zinterpretować tej wypaczonej rzeczywistości. Z moich badań wynika, że 12 proc. młodych ludzi było sprawcami agresywnych zachowań seksualnych - dodaje seksuolog.
Dorośli bardzo często nie zdają sobie sprawy, że pozwalając dzieciom na zbyt wczesne wkraczanie w świat dorosłych zaburzają nie tylko ich rozwój psychoseksualny, ale również narażają je na niebezpieczeństwo, np. na ataki pedofilów, którzy mają zaburzony proces samokontroli. - Pedofile często mówią, że dziewczynki były prowokujące. Oczywiście w świetle prawa, nie jest to żadne usprawiedliwienie, ale otoczenie dziecka musi sobie zdawać sprawę, jakich granic nie można przekraczać - zaznacza prof. Izdebski.
Firmy pod kontrolą
Joanna Skrzydlewska przypomina, że przypadek Primark to nie pierwszy raz, kiedy firmy przekroczyły granice. W 2002 roku najpopularniejszą grą wśród nastolatków była GTA, w której trzeba było zabić prostytutkę po odbyciu z nią stosunku seksualnego. Z kolei magazyn "Vogue" opublikował sesję zdjęciową, w której małe dziewczynki były ubrane w stroje dla dorosłych.
Według ekspertów, seksualizacja dzieci doprowadza do sytuacji, w której dziewczynki postrzegają swoją wartość tylko i wyłącznie przez pryzmat atrakcyjności fizycznej. Skutki seksualizacji dzieci w wieku wczesnoszkolnym są odczuwalne w wieku dorosłym. Kobietom zostaje w podświadomości przeświadczenie, że tylko atrakcyjne mają szansę na lepszą pracę.
- Coraz popularniejszy jest również tak zwany seksting. Dzieci robią sobie nagie zdjęcia i je rozsyłają innym. O ile na domowym komputerze możemy założyć filtr rodzinny, o tyle w telefonie niczego takiego nie ma. Dzieci mają dostęp do wszystkiego - podkreśla Skrzydlewska.
Z tego powodu europosłanka, wspólnie z Komisją Praw Kobiet i Równouprawnienia, chce wymóc na firmach konsumenckich, aby unijne przepisy kontrolowały, jakie produkty dla dzieci i młodzieży firmy wypuszczają na rynek. Skrzydlewskiej zależy szczególnie na ograniczeniach dla producentów gier komputerowych i telefonów komórkowych, które w tej chwili są poza kontrolą. Chce, aby gry i komórki były opatrzone filtrem rodzinnym.
- Firmy są świadome, że sprzedają coś, czego nie powinny. Reklamy robione przez producentów kierowane są do rodziców nie dzieci. To zatacza koło. Skąd u małej dziewczynki bierze się świadomość, że nie może założyć jakieś koszulki czy sukienki, bo wygląda w niej nieatrakcyjnie? To my to nakręcamy. Spotkałam już dzieci, które odchudzają się w przedszkolu. Nie chodzi o zakazanie reklam, ale muszą one być pod większą kontrolą - dodaje Skrzydlewska.
Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czy bezpośrednie skutki seksualizacji, takie jak wzrost wykorzystywania seksualnego dzieci, nasilenie zjawiska pornografii dziecięcej czy wzrost przemocy na podłożu seksualnym wobec dziewczynek i kobiet, to cena, którą musimy ponosić w związku z wszechogarniającą nas komercjalizacją życia i stosunków międzyludzkich.