To absolutny rekord. W pierwszym półroczu tego roku w warszawskich szpitalach przyszło na świat więcej dzieci, niż w ciągu niejednego roku w poprzednich latach. Prawicowi komentatorzy już obwieszczają sukces 500+. Ale zaraz... Ciąża u samic lemingów trwałaby bardzo krótko. To rządowi Beaty Szydło wieści rychłą zgubę. Co naprawdę leży u podstaw warszawskiego "babyboomu"?
W pierwszym półroczu 2016 r. w warszawskich porodówkach przyszło na świat blisko 18 tys. dzieci. Od lat nie notowano takiej liczby! Dla niektórych ocena zjawiska jest jednoznaczna.
– "Tymczasem pozytywne efekty rządowego programu widać już po pół roku od jego uruchomienia. W Warszawie urodziło się niespodziewanie dużo dzieci" – czytamy wPolityce.pl.
W podobnym duchu wypowiedział się poseł PiS, Dariusz Tarczyński. Zbawienny wpływ "Dobrej Zmiany" rozszerzył nie tylko o wzrost urodzeń. Pochwalił ją za zwiększenie liczby ślubów i spadek rozwodów. Powołał się na dane GUS. Prof. Ireneusz Krzemiński w rozmowie z „Faktem” do parteru sprowadził optymizm posła: – Takie tezy to przejaw kompletnej ignorancji.
I o zgroza dodał, że wszystkie dane, wbrew ideologii PiS, wskazują, że to w ciągu lat, czyli jeszcze za rządów PO i PSL, Polakom zaczęło się żyć lepiej. A wiadomo, że lemingi to elektorat poprzedniej ekipy.
Prawicowi komentatorzy i hejterzy drwili, że standardem lemingów oprócz mieszkania na kredyt, był brak dzieci. A jak już, to jedno, bo inaczej zabraknie kasy na wyjazdy do Laosu, ośmiorniczki i kota persa. Dlaczego teraz lemingi postanowiły się rozmnażać?
Oni pomagają pracującym rodzicom
– Efekt 500+? Zwykle ciąża trwa 9 miesięcy z tego co pamiętam – żartuje Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent Warszawy, ale też pedagog, instruktor harcerski i były wiceminister edukacji i sportu. – Z całym szacunkiem dla programu 500+, ale my zapewniliśmy rodzicom poczucie bezpieczeństwa. Chociażby konsekwentnie zwiększamy miejsca w żłobkach, aby rodzice nie musieli wydawać 2 tysięcy złotych miesięcznie na opiekunki. Sądzę, że dzięki konsekwentnej polityce doprowadziliśmy do zmiany niekorzystnego trendu, czyli niewielkiej liczby urodzeń. Od 2010 roku przychodzi na świat coraz więcej dzieci, aż do obecnie wysokiego poziomu. I chcemy tę tendencję utrzymać.
W 2010 r. władze stolicy przyjęły program „Rodzina” na lata 2010-2020. W ciągu 10 lat miasto rozbudowało sieć żłobków, przedszkoli. Pojawiły się też inne formy, pomocy. Urzędnicy mogą jednym tchem wyliczać całą listę. Chociażby, opiekę nad dziećmi w czasie wakacji. W ratuszu chwalą się, że Warszawa jest jedynym w Polsce miastem, w którym są dzienni opiekunowie. Władze zapewniają ponad 6,2 tys. miejsc pobytu dla najmłodszych. To jest dwukrotnie więcej niż było w 2006 r. I ten wzrost, jak dodaje wiceprezydent Paszyński – "Dobra Zmiana wystrzeliła w kosmos".
– Pomysły minister Zalewskiej spowodowały, że będziemy mieli problem z zapewnieniem miejsc w przedszkolach – komentuje Paszyński i dodaje: – Kontestowałem 500+, bo to jest rozdawanie 20 miliardów rocznie z budżetu państwa. Ileż można byłoby za te pieniądze wybudować żłobków! Koszt jednego to 6 milionów, a zapewnia opiekę dla 150 dzieci. I to opiekę, na wysokim poziomie, która wyrównuje szansę tym ze słabszych rodzin. Takie formy opieki powinny być rozwijane przez państwo. Natomiast już płyną sygnały o negatywnych skutkach 500+. Matki rezygnują z pracy, bo mają dofinansowanie. Tymczasem one wypadną z rynku pracy, nie wypracują emerytury. No i obecnie dopiero sześciolatki trafią do placówek. Czyli niektóre z obszarów wiejskich dopiero w wieku 6 lata zetkną się z komputerem, książką, czy kredką.
Słoiki nie pękają
Joanna pochodzi ze wsi na Podkarpaciu. Przyjechała do Warszawy za pracą. Zaczynała, jako pani w okienku bankowym. Teraz kieruje filią jednego z nich. W stolicy poznała Adama, też napływowy. Oboje są trochę mniej zamożnymi lemingami, bo kupili mieszkanie na Białołęce. Długo nie mogli zdecydować się na dziecko. Teraz Joanna jest w ciąży.
– Z okien naszego bloku widać plac zabaw. Tam zawsze jest dużo brzdąców. To chyba obudziło moje skrywane tęsknoty – tłumaczy.
Jej mąż jest mniej romantyczny: – Sprawdziliśmy i w okolicy są placówki dla dzieci. Pogodzimy z czasem pracę z opieką nad dzieckiem. Co prawda koszty i tak porażają, ale damy radę.
Już ustalili, że mama Joanny przyjedzie, gdy młoda mama zacznie chodzić do pracy. Do Szkoły Rodzenia "Oleńka" na Saskiej Kępie przychodzą kobiety z historiami podobnymi do tej Joanny.
– Słoiki zdane są na siebie. W dużych miasta zwłaszcza, jak Warszawa łatwiej opanować sprawy finansowe. Jest też duża oferta kulturalna. Mimo to brakuje tego wsparcia, które zapewniają dziadkowie. Dlatego ze strony miasta potrzebne jest dalsze rozwijanie form opieki nad maluchami – komentuje Alicja Zalewska, położna z "Oleńki"
Czy Warszawa jest przyjazna dla rodziców? Mamawarszawianka.pl, czyli blogerka Agnieszka Frączkiewicz z wyczuleniem patrzy na sprawy maluchów. Jej zdaniem Warszawa jest miejscem bardzo przyjaznym dla rodziców ze względu na bogatą infrastrukturę czy prosty dostęp do wielu miejsc.
– W Warszawie można bardzo ciekawie spędzać czas z małym szkrabem chodząc z nim do kina, na fitness,na basen czy do kawiarni. Obecnie coraz więcej restauracji w Warszawie jest przyjaznych rodzicom z dziećmi. Mają specjalne menu dla dzieci, kącik do zabawy, krzesełka do karmienia, a nawet pokoje do przewijania malucha. W stolicy są również bezpłatne warsztaty, targi i festyny organizowane dla maluszków. Warto śledzić co się dzieje dookoła nas każdego dnia – wylicza.
Oprócz wysiłku władz stolicy dochodzą działania w poszczególnych dzielnicach. Frączkiewicz podaje przykładowo Ursynowa i Targówka: – Atrakcyjne place zabaw, kawiarnie dedykowane dla mam oraz seanse kinowe z dzieckiem to tylko przykłady nielicznych atrakcji. Place zabaw w Warszawie powoli przypominają lunaparki. Przykładowo fajny park jurajski jest na warszawskim Ursynowie. Porównując do czasów trzepaka i kredy, można powiedzieć, że obecna infrastruktura jest bardzo rozwinięta, aż szkoda nie skorzystać z tych miejskich atrakcji.
Przyznaje jednak, że dostępność do żłobków, przedszkoli budzi wciąż jeszcze budzi wiele kontrowersji.
Warszawa buzuje młodością
Ulica Rydygiera i droga dojazdowa do redakcji naTemat. Zza blaszanego płotu dochodzi huk. Niebieska maszyna pochłania starą betonową kostkę, aby po chwili wypluć drobny gruz. Na tablicy informacyjnej napis: – Budowa zespołu przedszkolno-żłobkowego. Chodnikiem idzie ciężarna kobieta, a za rękę prowadzi czterolatka.
– Rudolfie, tutaj będziesz chodził do przedszkola – mówi kobieta, pewnie mieszkanka pobliskich apartamentowców. Wiele aut parkujących na uliczkach ma obce, nie warszawskie tablice rejestracyjne.
– Kto w niedzielę wieczorem wracał choć raz pociągiem TLK do Warszawy ten widział tłumy 20,30,40 latków wracających z weekendów w mniejszych miastach Śląska czy Lubelszczyzny. Stolica "zasysa" ludzi energicznych, z polotem czasem uciekających przed brakiem perspektyw. Zyskują na tym Bemowo, Białołęka, Wilanów i inne nowe dzielnice mieszkaniowe. Widać tam młodość – komentuje mama dwóch synków, dziennikarka, warszawianka Agata Passent.
Tłok, jak na plaży w Łebie
Córka Agnieszki Osieckiej, zetknęła się już z plusami i minusami Warszawy, które napotyka jako młoda mama. Warszawianka od urodzenia widzi więcej minusów, niż np. przyjezdny z "prowincji" gdzie czasem nie ma ani jednego placu zabaw. Co ciekawe, np. jej zdaniem brakuje publicznych toalet. Dlaczego to jest ważne dla matek?
– W parku dziecko karmiłam i przewijałam na ławce – opisuje.
Dodaje, że przejścia podziemne mają mało wind. Chodniki są często nierówne i zastawiane przez auta lub pędzą po nich nieoświetleni rowerzyści.
– Powstają wprawdzie nowe place zabaw, ale wciąż ich jest, jak na lekarstwo w porównaniu np z Berlinem. W Parku Szczęśliwickim czy Mokotowskim na placu zabaw jest tłok, jak na plaży w Łebie – trudno dojrzeć własne dzieci. Na orlikach, zaledwie kilku, jest tłoczno, aż zdziera się nawierzchnia – komentuje Passent.
Natomiast warszawskie kawiarnie i restauracje są coraz bardziej nastawione na gości z maluchami, ale uważa, że rodzic powinien umieć dobrać knajpkę do wieku dziecka: – Dzieci to radość dla rodziców, ale niekoniecznie dla innych. Nie lubię ostentacyjnego pchania się z wózkiem albo krzyczących dzieci na kameralnych koncertach...
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl