Monika Mariotti - aktorka i zapalona podróżniczka.
Monika Mariotti - aktorka i zapalona podróżniczka. Fot. materiały promocyjne "Druga szansa TVN"

Monika Mariotti gra w znanych serialach, śpiewa, podróżuje. Z ostatniej aktywności daje się poznawać dzięki cyklowi "Słyszałam, że...". Z kamerą odwiedziła kilka krajów, prywatnie - jeszcze więcej. W szczerej do bólu rozmowie wyjaśnia mi, co trzeba zrobić, by w ogóle się ruszyć, czego się spodziewać przemierzając świat i czy warto obawiać się podróży - także tej przez życie.

REKLAMA
Ciekawość świata i ludzi oznacza brak strachu?

Nie ma czegoś takiego jak brak strachu. Mówi się: "być ciekawym jak kot" - nie widziałam nigdy kota ciekawego, a zarazem wyluzowanego. Wszystkie zmysły są wtedy obudzone i gotowe się zmierzyć z nieznanym, gotowe przyjąć podniesiony poziom ryzyka.
Czyli trzeba się bać?
Strach jest ważny, bo bez niego można wpaść w kłopoty, zrobić coś głupiego i zagrażającego naszemu lub innych życiu. Myślę, że nie wolno mylić strach z przerażeniem. Strach to dla mnie pierwotna cecha ludzi i zwierząt. Przerażenie jest już emocją. Na przykład, niektórych pcha przez świat brak strachu przed śmiercią. Jeśli się jej nie boisz, wszystko jest łatwiejsze. Akceptujesz, że jutro może cię nie być. Mówisz sobie: Nie mam czasu się bać. Ale to następuje w bardzo świadomych chwilach. Człowiek to jednak delikatna i zagubiona istota. Czasami dobrze jest się bać.
Czego?
Przemocy na przykład. To coś, czego często nie przewidzisz.
Masz na myśli terroryzm?
Nie musi to być terroryzm, ale czemu nie. To przykład. Jest jak piorun. Jesteś w metrze albo nie jesteś, jesteś pod tym drzewem w parku albo nie. Ale z kolei, co z tym zrobimy? Co powiemy naszym dzieciom? Wyobraź sobie dziecko na polanie, które nie rusza się z miejsca, nie patrzy na drzewa, nie chce łapać ptaków, nie dotknie wody, bo piorun może tam akurat trzasnąć.
Ok, jeśli się o tym zapomni i postanowi wyruszyć w świat, od czego warto zacząć?
Od tego, co cię interesuje i jaki masz cel. Uważam, że każdy z nas ma takie miejsce, że jak o nim pomyśli, to mówi: Boże, ale bym chciał zobaczyć tygrysa. No to jedziesz tam, gdzie są tygrysy. Koniec gadki.

Ja na to mogę: Nie stać mnie.
Zależy, jakie masz priorytety. Możesz powiedzieć sobie: "Albo jeszcze jeden rok przejadę na starych oponach i dzięki temu polecę na 2 tygodnie np. do Argentyny albo będę bezpieczny na swoich przepięknych, nowych kołach i nie polecę". Kiedy miałam 23 lata zakochałam się w Kanadyjczyku. Plan był taki, że spotkamy się w Irlandii.
I?
Przez 4 miesiące, ja-studentka, nie kupowałam piwa, jedzenia praktycznie też nie, ani papierosów. Totalna abstynencja od wszystkiego. Kasa się znalazła, a do tego byłam zdrowsza. Pojechałam do tej Irlandii i spędziliśmy niezapomniany tydzień. O tym, jak się rozstaliśmy z kolei, to już zapomniałam.
Czego cię to nauczyło?
Że jak się chce, to można. Przychodzi też moment, w którym człowiek stwierdza: No dobra, po co ja tu jestem? Co zrobię z całym tym bogactwem, że potrafię podróżować? Czy w ogóle trzeba potrafić? Miałam 3 miesiące, gdy pierwszy raz pojechałam za granicę z rodzicami, teraz to już na szczęście normalne, ale nie w latach 70-tych. Jak byłam mała, czułam, że robię wyjątkowe rzeczy, że podróżuję podczas gdy moi znajomi nie. Przeszłam różne etapy. Najpierw przyszła chęć zwiedzania miejsc, później wolałam rozmawiać z ludźmi, wreszcie żyć w danym miejscu z danymi ludźmi. Teraz znowu mi się zmieniło, nadchodzi kolejny poziom gry. Ale za wcześnie, żebym o tym mówiła. Najpierw wykonam plan, a potem o tym opowiem.
logo
Fot. FB Moniki Mariotti
Wiesz, dla wielu osób podróżowanie to wolne od codziennego życia.
A jego sensem jest żyć tam, gdzie akurat się znajdujesz i nie równać tego z zakładaniem rodziny i znalezieniem pracy w tym miejscu. Nie chodzi o branie przerwy od rzeczywistości, tam też jest rzeczywistość. Sporo zależy jeszcze od tego, jak chcesz się z nią ułożyć. Przykład: masz ochotę jechać do Indii i nie oglądać karaluchów czy biedy. Nie ma takiej opcji, chyba że przetransportowałabyś się z lotniska prosto do łóżka w luksusowym hotelu, z którego pewnie nie wyjdziesz. Chcę przez to powiedzieć, że poziom lęku nie może cię przerastać, inaczej podróż - również przez życie - nie będzie przyjemnością, a powinna być.
Ale trzeba ją jakoś zorganizować.
Nie organizuję wszystkiego, jedynie przejście z punktu A do punktu B. Czasami stopem, czasem samolotem, innym razem koleją… Poza tym w podróżach najbardziej kręci mnie to, że nawet widząc punkt B, wiem, że nigdy tam nie dojdę. Przepadnę w bocznej uliczce i trafię do punktu D. Nie wiem, co mnie czeka, gdy dotrę… i bardzo dobrze (śmiech). Odkrywam dopiero potem, że tam był mój cel. Mam instynkt zdobywcy, który musi powąchać teren niczym zwierzę. Nie trzeba wyglądać jak wiking, żeby to mieć. To bakcyl, uzależnienie, choć wiele razy słyszałam, że to ucieczka.
A jest?

Nie. Była. Parę razy uciekłam, bo było mi źle, a jedyne, co może mnie ukoić to podróż. Tym bardziej, kiedy mam cel. A jeśli nie mam, on i tak się znajdzie. Nie chodzi o to, żeby jeździć deskorolką po Himalajach, bić rekordy. Druga sprawa - chęć. Istnieją ludzie, którym wydaje się, że kosmos przypisał im jedno miejsce i nie potrzebują się z niego ruszać. Nie chcą, to daje im szczęście.
Rozumiesz ich?
Bardzo mnie ciekawią i uwielbiam z takimi rozmawiać, bo ja tego sobie nie wyobrażam - sądzę, że podróżowanie jest największą szkołą życia. Ale wcale nie jestem tego pewna. Dla mnie tak jest. Poznałam kiedyś Pana Lucjana z Będzina, który nie przypadał za podróżami, ale tak dużo wiedział o geografii, historii i filozofii, że słuchać go to była czysta przyjemność. Lubię kiedy potwierdzone teorie legną w gruzach. Kiedy na ich popiołach rośnie coś innego, nowego, do zbadania. Rzadko wtedy się nudzę.

Coś chyba musi cię nużyć.
Jestem pewna, że nie ma ani jednego kącika świata, który byłby nudny. Nawet gdybym siedziała w japońskiej korporacji, gdzie wszyscy codziennie robią to samo albo odwiedziła zwyczajnie żyjącą osobę w jakimś brzydkim mieście - dla mnie to Moskwa (śmiech). To nieciekawe? Wszystko jest ciekawe, tak jak każdy człowiek. Czy on jest zły czy jest dobry, czy jest chamem czy dziwakiem, czy podlewa kwiatki. Ale jak temu człowiekowi robimy zdjęcie na pamiątkę zamiast z nim usiąść i pogadać, to nuda jest prawie pewna. Powinnaś mnie zapytać, co jest nieciekawe.
logo
Fot. FB Moniki Mariotti
Powiedz mi.
Niezgłębianie. Jak nie zgłębiasz, to się nudzisz. Jak zgłębiam, to ryzykuję. Kiedy robi się niebezpiecznie, instynkt daje znak: dobra, teraz musimy iść w lewo, a czasami szybko zawrócić. Nazywam to miganiem zwierzęcego czerwonego światła.
Rozumiem, że byłaś w sytuacjach, gdy zamigało.
Tak. Pamiętam podróż koleją transsyberyjską, którą uwielbiam i polecam, ale akurat ten jeden raz nie czułam się w niej bezpiecznie. Wsiadłam wieczorem, przede mną było 18 - 19 godzin jazdy z Irkucka do Chity. Powitał mnie otwarty wagon trzeciej klasy, piękny platzkart. Usiadłam, za sąsiada mając ogromnego Rosjanina. Jak to w Rosji, nie wiadomo z jakimi intencjami. Nagle w pobliżu rozległ się hałas, z minuty na minutę głośniejszy. Jego źródłem była grupa pijanych facetów. Nic dziwnego, pomyślałam.
Ale...
Zaczęli krążyć wokół mnie i mówić, co ze mną zrobią, jakie na mnie pomysły mieli. Ze szczegółami. Przez pierwsze dwie godziny nawet nie drgnęłam, wiedząc, że jeśli to zrobię, najpewniej spróbują spełnić swoje fantazje. Czas mijał, konduktorka gdzieś się schowała, sąsiad nie reagował - potem zrozumiałam, że ze strachu. Zdana na siebie, przybrałam pokerową minę i czekałam. A w głowie kołatała myśl, co by na to powiedział mój ojciec i inni, dla których moja syberyjska podróż była kompletną głupotą.
Co?
"Mówiłem ci, tam jest niebezpiecznie". Słyszałam różne podobne, wręcz tryumfalne głosy, które uciszyłam świadomością, że oni nawet dupy by nie ruszyli, a niby wiedzą wszystko. Odpowiedziałam więc: "Zaraz, zaraz, to jest mój wybór, nawet jeżeli ci Rosjanie mnie zgwałcą". Oczywiście, strach mnie wtedy sparaliżował.
Jak to się skończyło?
Po ośmiu godzinach panowie zaczęli padać z przepicia…Ja zaczęłam swobodnie się ruszać, myśleć, oddychać. Wreszcie udało mi się do toalety pójść, wskoczyć na górną kuszetkę i przykryć się aż po czoło. Nie zasnęłam, ale było już dobrze.
logo
Fot. Archiwum prywatne Moniki Mariotti
Pomyślmy, że spełniłby się jednak ten gorszy scenariusz…
To jest problem samotnie podróżujących kobiet - zmierzyć się z mężczyznami, zdezintegrować napięcie seksualne. W niektórych krajach facet myśli, że wszystko mu wolno. Dobrze wtedy zostać jego szorstkim, szczerym kumplem, kiedy trzeba, wulgarnym. Zwyczajnie dołączyć do jego stada. To nie reguła, wiem jednak, że kiedy daję takiego rodzaju facetowi dużo uwagi i swojej męskiej strony, natychmiast o mnie zapomina.
Z obawy przed tym, że nie zapomni, albo że po prostu nie da się niczego przewidzieć, można w ogóle nigdzie nie pojechać. Niewiedza bywa paraliżująca.
Życie właśnie na tym polega, że nie wiesz. Największy błąd, który popełniałam i wciąż od czasu do czasu popełniam, to projektować i widzieć coś, czego tak naprawdę nie ma. W buddyzmie mówią, że istnieje tylko tu i teraz. Dla wielu to jednoznaczne z powierzchownością, oderwaniem się od rzeczywistości, byciem hippie. Wydaje im się, że masz gdzieś cały świat.
Źle im się wydaje?
Ja tylko wiem, że tamta Monika, która miała 13 lat i wstrzymała się od śpiewania publicznie, przerażona, zniknęła i teraz, uśmiechnięta głośno śpiewa. Natomiast ta Monika, która by chciała zostać masażystką, jeszcze nie istnieje, bo w tej chwili nic nie wie o masażu. Wszyscy wiemy mniej więcej to samo o życiu, chodzi o poziom świadomości i pokory. Ale odpowiadając na twoje pytanie stwierdzeniem mojego przyjaciela - pisarza Aruna Milcarza, wystarczy podnieść dupę z kanapy, najlepiej tu i teraz, nie chwaląc się tym, ze się to zrobiło rok temu ani tym, że zrobimy to za dwa lata (najczęściej tak się słyszy).
logo
Fot. FB Moniki Mariotti
Widać, że w połowie jesteś Włoszką. Ktoś powie, że upadłaś na głowę przeprowadzając się do Polski.
Jako astrologiczny zachodni Baran i chiński Smok, po prostu idę, taranując co stoi mi na drodze. A na tym polega cała zabawa. Człowiek powinien robić dokładnie to, co chce i potrafi.
Ty potrafisz się przeprowadzać.
Miałam 36 mieszkań, w każdym spędziłam mniej więcej rok. W obecnym mieszkam już 6 lat, zmieniam pokój co 6 miesięcy, a są trzy. Nomaduję we własnym mieszkaniu.
Widocznie lubisz.
Lubię jak coś się dzieje, ale lubię też jak nie dzieje się nic, bo zwracam uwagę na to, co wydarza się w środku. Przez 10 minut możemy teraz patrzeć sobie w oczy i przeżyć kosmiczne spotkanie, a i tak wokół świat wciąż by się kręcił. Cały czas się dzieje, jest białe - czarne, białe - czarne. Nazwij to tao, buddyzmem, cudem, balansem, jak chcesz, nic nowego ci nie powiem. Tylko można to robić, a nie o tym mówić. To jest różnica.
Ty wiele rzeczy spróbowałaś, np. byłaś tancerką.
Byłam, dawno temu. Tańczyłam 10-15 lat, a kiedy już miałam na tańcu zarabiać, kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa.

Brzmi kiepsko…
Tu pojawia się pytanie: Robić jedno przez całe życie dobrze czy robić wiele rzeczy, ale średnio?
Nie da się robić sporo i świetnie?
Można. Ludzie się ścigają, chcą być lepsi od innych, a co gdyby próbowali być lepsi od samych siebie? To byłby szczyt świadomości. Jak chcesz kimś być, ucz się fachu, ale nikt nie da ci gwarancji, że będziesz robić to do końca życia.
Dlaczego nie?
Bo się zmieniasz. Dziwimy się, gdy 85-latka zaczyna ćwiczyć jogę albo zostaje modelką czy kiedy nasz dziadek zaczyna podróżować z plecakiem w wieku 75 lat. Nauczono nas, że istnieje jeden wzór życia. Musimy dorastać, uczyć się, potem pracować. A jak już zarabiamy, musimy się zakochać - nawet to jest wprogramowane, następnie założyć rodzinę, później mieć wnuki… i nagle koniec, grób, jeśli nie jest doniczka spadająca z 6-ego piętra oczywiście. Ktoś zaczepia mnie na ulicy z pytaniem: Ja panią skądś znam. Jest pani aktorką? Dziennikarką? Gra pani i podróżuje… Ale jak to?
logo
Fot. Mat. promocyjne Druga Szansa TVN
Powiedz to komuś, kto chce określić się raz na zawsze.
Nie wiem, czy zdarzyło ci się usłyszeć: "Ale ty jesteś super. Nigdy się zmieniaj”. Mnie tak, a nie dociera to do mnie jak dobre życzenie, zmieniam się cały czas i to normalne. Ja innym wolę życzyć: "Zmieniaj się, na lepsze".
Stałe jest akceptować to, co przychodzi, być czujnym, szanować inną kulturę, dobrze się bawić, nie brać wszystkiego na poważnie, a kiedy trzeba działać, to od razu. Głupia rzecz - ktoś siedzi w domu i zastanawia się: Jechać czy nie jechać? Wybór jest oczywisty.
Jaki?
Jechać! Tak jak mówi Arun Milcarz: "Wystarczy podnieść tyłek z kanapy".

Monika Mariotti - włoska aktorka i piosenkarka o polskich korzeniach. Debiutowała w rzymskim Teatro India. Przełomem w jej karierze był przyjazd do Polski i rola Matki w obsypanym nagrodami spektaklu "Kompleks Portnoya" Teatru Warsawy. Szerszej widowni dała się poznać dzięki występom w serialach "Przepis na życie", Sama Słodycz" czy "Nie rób scen". Aktualnie gra Olę w popularnej "Drugiej Szansie". Jej pasją są dalekie wyprawy, dla "Dzień Dobry TVN" wraz z Arturem Kotem stworzyła podróżniczy cykl "Słyszałam, że...". Mówi po polsku, włosku, angielsku, rosyjsku, francusku i niemiecku. Jej poczynania można śledzić na Facebooku, a oglądać w muzycznym spektaklu "Spaghetti Poloneze" na deskach Teatru Syrena.

Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl