
– Żartują sobie i chcą sprowadzić całą sprawę do dowcipu, ale tak nie będzie – dziś rano poseł Marek Suski z kamienną twarzą komentował wpadkę z carycą. Nie wyciągnie jednak wobec świadka komisji sejmowej konsekwencji, chociaż ten podał złe nazwisko Katarzyny II.
REKLAMA
Wczorajsza wpadka wiceszefa Prawa i Sprawiedliwości podbiła internet. Pokazano ją nawet w "Wiadomościach" TVP. Było się więc z czego śmiać.
Oczywiście poranna rozmowa z posłem w TVP Info nie mogła nie rozpocząć się od pytania o carycę. W odpowiedzi Marek Suski uchylił rąbka tajemnicy, o kogo chodzi: – Ta jest z Gdańska, a tamta była ze Szczecina.
Caryca, Katarzyna Wielka pochodziła ze Szczecina. Natomiast gdańska ma być dobrą znajomą sędziego Ryszarda Milewskiego. To on zeznając przed Sejmową Komisją Śledczą, która bada aferę Amber Gold pozwolił sobie na żart o carycy. Rozbawił nim nawet posłankę Małgorzatę Wasserman. Internet huczał od komentarzy.
Dziś poseł dodał, że gdańska caryca ma na imię Ania. – Jest prezesem jednego z sądów i rozdaje w Gdańsku karty – wyjaśniał.
To sędzia Milewski miał ją wprowadzić do loży vipowskiej, w której często pojawiał się Donald Tusk. Niestety, z rozmowy z posłem Suskim wynikają mniej śmieszne wnioski. Chociażby taki, kogo poseł obarcza winną za oszukanie 19 tys. osób i zniknięcie 850 mln złotych. Komentarz Marka Suskiego, że Marcin P. współpracował z synem byłego premiera jest jednoznaczny.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl
