Reklama.
– Ile razy możesz oglądać "Transforemsy"! – Sylwia Kucharska czasem zdenerwowana mówi do męża, Sebastiana. Wówczas jednak dwaj nastoletni synowie stają w obronie taty oraz pilota do telewizora. – "Terminatora" oglądałem chyba ze 20 razy – śmieje się Kucharski z Łącznika, wsi na Opolszczyźnie. – Początkowo, gdy mąż zajął się robieniem robotów ze złomu, ten pomysł średnio mi się podobał. Każdy chyba obawia się nowego. Wiadomo, z budowlanki był pewny pieniądz – opowiada Sylwia. Teraz stworzyli rodzinną firmę.
Kucharska przez lata zajmowała się tylko domem i wychowaniem synów, bo mąż wyjeżdżał na zlecenia. Obecnie kasuje bilety w ich muzeum metalowych tworów. W dawnej stodole na tyłach domu mieści się nie tylko "Fabryka robotów", ale też wystawa dzieł ze złomu. W ubiegłym roku do Łącznika, raczej mało atrakcyjnej wsi wśród płaskich pól, przyjechało 5 tysięcy osób. Z atrakcji turystycznych w pobliżu jest tylko zamek w Mosznie, a w Łączniku plaża po dawnym wyrobisku kopalni piasku. – Oj... dawno nie byliśmy na urlopie. W sezonie zupełnie nie mamy czasu – przyznaje Sylwia Kucharska.
Taki stary, a buduje transformersy
Wydawałoby się, że na pomysł spawania autobotów czy szturmowców z "Gwiezdnych wojen" może wpaść tylko młody entuzjasta science-fiction, którego urzekł najnowszy "Łotr 1". Tymczasem Sebastian Kucharski młodzieniaszkiem nie jest. To stateczny facet po czterdziestce! Przyznaje jednak, że swoimi dziełami wraca do młodzieńczej pasji światem fantastyki. – To było jeszcze w zawodówce. Pochodzę z Zawadzkiego, w którym było kino. Tam obejrzałem pierwsze "Gwiezdne Wojny" czy "Godzillę" – wspomina.
Wydawałoby się, że na pomysł spawania autobotów czy szturmowców z "Gwiezdnych wojen" może wpaść tylko młody entuzjasta science-fiction, którego urzekł najnowszy "Łotr 1". Tymczasem Sebastian Kucharski młodzieniaszkiem nie jest. To stateczny facet po czterdziestce! Przyznaje jednak, że swoimi dziełami wraca do młodzieńczej pasji światem fantastyki. – To było jeszcze w zawodówce. Pochodzę z Zawadzkiego, w którym było kino. Tam obejrzałem pierwsze "Gwiezdne Wojny" czy "Godzillę" – wspomina.
Zawadzkie to miasteczko żyjące z huty. Dużo miejscowych chłopaków, zwłaszcza przed dwudziestoma laty, kształciło się w miejscowej zawodówce, aby potem pracować w hucie. – Też kończyłem profil hutniczy, ale nigdy nie pracowałem w tym zawodzie – wspomina. Związał się z budowlanką. Nie wyjechał, jak wielu znajomych do Niemiec, ale musiał jeździć po Polsce, aby realizować zlecenia. – Ponad rok temu zakończyłem ostatnią budowę. Nie mam już czasu. Mam pełno zamówień na rzeźby robotów – tłumaczy. Chociażby dla klienta z Dubaju robi figury z "Gwiezdnych Wojen". Tymczasem o zamówieniu mówi bez ekscytacji. – Klient napisał do mnie na profili "Fabryki robotów". Nie byłem zdziwiony, bo robiłem już zlecenia dla osób z wielu zakątków świata, chociażby Kanady – wzrusza ramionami.
Najbardziej lubię Bumblebee
Swój materiał na rzeźby zdobywa po okolicznych złomowiskach. Chociaż ostatnio w poszukiwaniu materiału musiał jechać aż do Wrocławia. – Znają mnie już na niektórych szrotach. Jeden ze znajomych pozwala mi zabrać części z rozbitych aut – opowiada. Czasem wyprawa po "materiał" zajmuje mu cały dzień, a potem ten złom trzeba wyczyścić. – Nie jest łatwo doprać rzeczy męża – wtrąca Sylwia Kucharska.
Swój materiał na rzeźby zdobywa po okolicznych złomowiskach. Chociaż ostatnio w poszukiwaniu materiału musiał jechać aż do Wrocławia. – Znają mnie już na niektórych szrotach. Jeden ze znajomych pozwala mi zabrać części z rozbitych aut – opowiada. Czasem wyprawa po "materiał" zajmuje mu cały dzień, a potem ten złom trzeba wyczyścić. – Nie jest łatwo doprać rzeczy męża – wtrąca Sylwia Kucharska.
Sebastian nie robi rysunków swoich projektów. – Ograniczają fantazję. Raz zrobiłem projekt, a potem nie mogłem skończyć roboty, bo brakowało mi jakieś części pasującej do wizji. Miesiąc ją szukałem – opowiada. Najwyższe stalowe rzeźby mają ponad 3,5 metra wysokości, ale jego najnowsze dzieło będzie miało 16 metrów. Kucharski nie chce zdradzać dla kogo realizuje to zamówienie. Najcięższa rzeźba ważyła blisko tonę. Pojawiły się też ruchome. Jeden z transformersów wodzi głową za odwiedzającymi. Przyznaje, że na 3,5 metrowego robota trzeba poświęcić dwa miesiące pracy. Cena "złomowej" rzeźby zaczyna się od 35 tys. złotych. Recenzentami prac Sebastiana są synowie. – Najbardziej lubię Bumblebee. Bo jest żółty i duży – tłumaczy nieśmiało ośmioletni Igor.
Wojna światów na Stawowej
Tworzenie ze złomu obudziło w Kucharskim coś więcej niż tylko młodzieńczą pasje. Powstały pierwsze złomowe rzeźby, które nie mają swojego pierwowzoru w obejrzanych filmach. Niemniej, Sebastian nastawia się na tegoroczne premiery kina science-fiction. – Będzie dużo ciekawych filmów – Kucharski zaciera ręce.
Tworzenie ze złomu obudziło w Kucharskim coś więcej niż tylko młodzieńczą pasje. Powstały pierwsze złomowe rzeźby, które nie mają swojego pierwowzoru w obejrzanych filmach. Niemniej, Sebastian nastawia się na tegoroczne premiery kina science-fiction. – Będzie dużo ciekawych filmów – Kucharski zaciera ręce.
Jego praca powoduje, że czasem w swoim warsztacie przy ul. Stawowej zadaje sobie pytania, niczym najsłynniejsi futurolodzy. Czy roboty zastąpią człowieka? – To całkiem możliwy scenariusz. Postęp technologiczny w ostatnich latach po prostu zdumiewa. W niektórych krajach roboty są już powszechnie stosowane. Mam nadzieję, że będzie to pokojowe współistnienie, a nie wojna człowieka z robotami obdarzonymi sztuczną inteligencją – tłumaczy twórca rzeźb robotów ze złomu ze wsi Łącznik.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl