Artyści to niepokorne dusze, trudno wtłoczyć ich w jakieś sztywne schematy i trzymać w klatce. Na demonstracjach KOD znani aktorzy idą w pierwszym szeregu, protestując przeciwko rządom PiS. Walczą o tak szczytne idee jak demokracja i wolność słowa. O tym, jak to jest być artystą w czasach dobrej zmiany rozmawiamy z Krzysztofem Kowalewskim.
To, co robią, to jest skończone skur*****. Staszek Tym kiedyś zaproponował taką scenę: sklep, kierownik sklepu, na ścianie tablica ze zdjęciami niegrzecznych klientów i napis "tych klientów nie obsługujemy”.
Na razie nie ma jakichś zasadniczych różnic. Przynajmniej do tej pory. Oczywiście unika się pewnych sytuacji, zupełnie jak za PRL-u. Na przykład nie chodzi się do reżimowej telewizji i nie bierze udziału w niebezpiecznych audycjach. Nie można się angażować w pewne sprawy.
Reżimowej telewizji?
Państwowej, i tych wszystkich dawniej podobno niezależnych.
Jest taki trend. Ale nie ma żadnej zorganizowanej akcji, każdy robi to jakby niezależnie, na własną rękę. Oczywiście zgodnie z własnymi przekonaniami i upodobaniem. Są i tacy artyści, którzy właśnie teraz do TVP chodzą częściej.
A nie boicie się podpaść władzy? We Wrocławiu w Teatrze Polskim dyrekcja krótko trzyma opozycjonistów.
To, co się tam stało, to jest po prostu skandal. Właściwie siłą, decyzją administracyjną, usunięto dyrektora i na jego miejsce wprowadzono nowego, którego nie akceptuje zespół. Nowy dyrektor zwolnił czołowych aktorów z teatru. To czego się spodziewać? Artyści protestują, bo to, co się tam dzieje, to jest ruina teatru, do widzenia, dobranoc...
Przypadek Wrocławia jest na szczęście dość odosobniony. Mam wrażenie, że w innych miastach PiS teatrów jeszcze nie przejmuje?
W Warszawie do tej pory takich zjawisk nie obserwujemy. Ale to pewnie dlatego, że miasto jeszcze nie jest do końca w ich rękach.
Myśli pan, że po wyborach samorządowych to się może zmienić?
Boję się, że będą takie próby. To wszystko idzie w bardzo jasno określonym kierunku, niedobrym kierunku.
Jest niepokój w środowisku artystycznym?
Trochę tak. Ale w tej chwili jeszcze nie jest to jakaś powszechna świadomość tego, że może być jeszcze gorzej. Niestety mam wrażenie, że ta świadomość szybko się pojawi u moich koleżanek i kolegów.
Co pan zrobi, jak przyjdzie nowy dyrektor do teatru i powie, że Krzysztof Kowalewski musi powściągnąć język albo zostanie zwolniony?
Trzeba będzie jakoś sobie z tym radzić.
Będą protesty jak we Wrocławiu?
To zawsze przebiega różnie, w różnym natężeniu. Trudno przewidzieć co się stanie, w końcu to co się teraz dzieje jest jakimś nowym zjawiskiem. Nowym w rzeczywistości niekomunistycznej. Ostatnio takie rzeczy działy się w PRL-u. To te same wzorce.
I ma pan jeszcze siły walczyć z "reżimem" według tych wzorców sprzed 30 lat?
Z siłami to może być różnie, przecież ja zaraz kończę 80 lat. Ale ochota będzie.
Zagrał pan niejedną rolę w filmach Stanisława Barei. Jak pan myśli, co mistrz by wziął z otaczającej nas rzeczywistości, gdyby dostał rolkę taśmy i miał nakręcić film?
Wszystko by wziął, bo to wszystko się świetnie nadaje na komedie.
A gdyby pan chciał podpowiedzieć jakiś szczegół, jak Stanisław Tym o tej tablicy ze zdjęciami nieobsługiwanych klientów?
Naprawdę trudno powiedzieć. Tyle tego jest, że musiałbym się zastanowić. Tego gnoju jest tyle, że się człowiek w nim topi. Materiału jest od cholery.
Czyli zaczynają się żniwa dla satyryków?
Oj tak. Jest teraz w sieci taki miniserial, podobno świetny, choć ja jeszcze nie oglądałem, nazywa się chyba "Ucho prezesa”. Przecież to polityczna satyra.
To prawda, robi to Robert Górski, wyszły 3 odcinki, pojawiły się zapowiedzi czwartego...
O właśnie, Górski! Z tej nowej fali on jest najlepszy i najinteligentniejszy. Widzi pan, mamy takie czasy, że satyrycy nie muszą nic wymyślać, wystarczy sparodiować i już jest śmiesznie. Wraca stare. A PiS ma jeszcze gorzej niż komuniści, bo komuniści nie mieli na głowie internetu.
Górski naśmiewa się nie tylko z rządów Prawa i Sprawiedliwości, obrywa się też opozycji, ma nawet powstać serial dla TVP pod tytułem "Lemingrad".
I słusznie. Trzeba się śmiać. Ważne, żeby to była satyra z prawdziwego zdarzenia. Fakty śmieszne i głupawe zdarzają się i z drugiej strony. Nie ma się co łudzić, prezes Kurski z pewnością je wykorzysta. Ale nie jestem przeciwny temu, żeby Górski pokazywał obie strony barykady. Jeśli to będzie dobra satyra, to będzie się z czego się śmiać.
Pewnie można się spodziewać odcinka o Kijowskim i jego fakturach. Co pan czuł, jak się pan o nich dowiedział?
Zrobiło mi się bardzo przykro. Nie chcę myśleć, że to nieuczciwy człowiek, ale to co zrobił było głupie, dziecinne, przedszkolne. To był jakiś kompletny idiotyzm. Tak samo, jak idiotyzmem było chodzenie po restauracjach, gdzie omawiano jakieś ważne sprawy polityczne czy kadrowe. Przecież to się musiało tak skończyć, że ktoś to nagra i haniebnie wykorzysta. Satyrycy mają dziś pełne ręce roboty.