O młodym współpracowniku ministra Macierewicza tym razem zrobiło się głośno w związku z jego eskapadą rządową limuzyną do nocnego klubu w Białymstoku. Kulisy wyprawy z 20 stycznia opisał "Fakt". Według relacji świadków, rzecznik MON podjechał pod lokal rządową limuzyną, a będąc już w lokalu w towarzystwie mężczyzny, którego przedstawiał jako funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej, stawiał kolejki w barze i narzucał się goszczącym w klubie kobietom. Zdaniem świadków chciał być rozpoznany jako pracownik ministerstwa obrony narodowej. Sam
Bartłomiej Misiewicz zaprzecza, by podjechał pod klub służbowym autem. "Siedzieliśmy normalnie jak dwaj faceci, przy wódce" – mówił.