
Bo te podobieństwa wydają się nieprawdopodobne. Widać je było już po wygranych przez Donalda Trumpa wyborach prezydenckich i potem, podczas oficjalnej inauguracji w styczniu. Gdy nowy prezydent mówił o rzezi Ameryki, jaka dokonywała się w ostatnich latach, i o tym, że wreszcie nadszedł czas, by ją zakończyć a Ameryka znów stanie się wielka. Te słowa, te emocje, te obietnice i zapowiedzi...Niczym nasze rodzime "Polska w ruinie". A potem "dobra zmiana", która toczy się od miesięcy.
Zacznijmy od nominacji Trumpa, które – jak w Polsce – od początku wzbudzały skrajne emocje. Na przykład Stephen Bannon, szef jego komitetu wyborczego. Od niedawna główny strateg Białego Domu i człowiek, dla którego Trump znalazł miejsce w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, głównym gremium doradczym prezydenta USA, co – jak informowało BBC – nastąpiło przy jednoczesnej degradacji wojskowych dowódców. Wcześniej szef mocno prawicowego portalu Breitbart News znanego m.in. z antyimigranckiego nastawienia. Kilka dni temu ten nowy ekspert od bezpieczeństwa narodowego porównał mainstreamowe media do partii opozycyjnej i stwierdził, że powinny siedzieć cicho. Czy coś nam to przypomina?
A potem pojawi się wysyp Misiewiczów i innych, którzy z nadania partyjnego obejmą najwyższe stanowiska, gdzie tylko się da. Nie, nie chodzi o rekordową liczbę miliarderów, których Trump też zaprosił do tworzenia swojego gabinetu. Ale, np., w Departamencie Edukacji pojawiło się parę nowych, nieznanych nazwisk, które – jak ujawniają media – mogą pochwalić się rasistowskimi wpisami na Twitterze i Facebooku. Jedną z tych osób jest Teresa Unrue, graficzka z Karoliny Południowej, która – jak można wnioskować – z problemami edukacji niewiele miała wcześniej wspólnego. Ale z komitetem wyborczym Trumpa, już tak.
Nikt nie śmiałby radzić Amerykanom. Ale perspektywa polskiej "dobrej zmiany" pokazuje, że, niestety, niewiele da się zrobić. Protesty też nie pomogą. Entuzjazm marszów KOD słabł z każdym kolejnym. O Czarnym Proteście przeciwko zakazowi aborcji i tysiącach kobiet, które wyszły wtedy na ulice, informowały media w całej Europie. Powstało wrażenie, że polski rząd trochę się przestraszył. Ale zakazu aborcji i tak nie zamierza odpuszczać.
Generalnie wszystko dzieje się bardzo szybko. Prezydent USA ledwo zaczął rządy, a już podejmuje kolejne decyzje i zaskakuje, że robi to już, natychmiast, bez żadnych konsultacji. Amerykanie nie są przyzwyczajeni do takiego tempa. A może być jeszcze większe.
Zresztą, w przypadku edukacji Amerykę też może czekać chaos. Media piszą, że po wyborze Trumpa eksperci od edukacji naprawdę nie wiedzą, czego mają oczekiwać. Na nową sekretarz edukacji prezydent wybrał bowiem Betsy DeVos, milionerkę i filantropkę, która nigdy nie chodziła do publicznej szkoły, ale – jak zapowiada – chciałaby gruntownie zmienić amerykański system szkolnictwa.
W USA nie ma jeszcze stanowiska, które miałoby walczyć z dezinformacją, tak jak polskie Ministerstwo Obrony Narodowej. Przypomnijmy, resort Antoniego Macierewicz tak podał swego czasu: "Informujemy, że Bartłomiej Misiewicz zajmuje się w Gabinecie Politycznym MON analizą dezinformacji medialnych, wymierzonych w bezpieczeństwo państwa".
Przykłady i podobieństwa można mnożyć. Trump obiecał, na przykład, nowe miejsca pracy i nowe fabryki, nowe możliwości dla przedsiębiorców.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl