To nie jest ASZdziennik. 12 lat temu rząd Jarosława Kaczyńskiego naprawdę przyjął Strategię Rozwoju Kraju 2007-2015, w której znalazły się takie i inne równie groteskowe dzisiaj założenia. Dokument to odpowiednik przyjętego wczoraj planu Morawieckiego. Nakreślono w nim wizję Polski w 2015 roku. PiS nie rządził w tym okresie – to oczywiste. Ciekawe jest jednak, że ta wizja znacząco rozmija się z działaniami "nowoczesnego" PiS-u. Trudno uwierzyć, że to ta sama partia.
Dokument został przyjęty przez rząd w listopadzie 2006 roku i z dzisiejszego punktu widzenia wygląda jak nieznany utwór Lema. I choć tekst, nad którym pieczę sprawowała nieżyjąca (zginęła w katastrofie smoleńskiej) Grażyna Gęsicka, ówczesna minister rozwoju regionalnego, wywołuje uśmiech na twarzy, to jest to śmiech co najwyżej przez łzy. Najbardziej bolesne nie są jednak niezrealizowane plany w dziedzinie choćby rozwoju infrastruktury czy przedsiębiorczości.
Najgorsze jest całkowite przewartościowanie, które nastąpiło w PiS. Ten dokument pokazuje, ile zmieniło się na prawicy od w ciągu 11 lat.
Kaczyński kiedyś podobno myślał, że rząd służy ludziom, a nie odwrotnie
Autorzy tekstu odpalają bombę niemal na początku dokumentu. W trzecim rozdziale traktującym o wizji Polski do roku 2015 czytamy:
Fragment dokumentu "Strategia Rozwoju Kraju 2007-2015"
Społeczeństwo polskie oczekuje zmian, które doprowadzą do wzrostu standardu życia. Temu celowi ma służyć polityka rozwojowa państwa. Zmiany te powinny być zainicjowane przez władze publiczne, ale zakończą się sukcesem, jeśli zostaną przeprowadzone w dialogu ze społeczeństwem. Kluczem do sukcesu jest zmiana sposobu sprawowania władzy. Zasadniczy motyw tej zmiany polega na tym, że to władze publiczne mają pełnić rolę służebną wobec społeczeństwa, a nie odwrotnie.
Nie regulujcie monitorów, PiS naprawdę chciał pełnić rolę służebną wobec społeczeństwa. W 2017 roku, kiedy – weźmy przykład z ostatniej chwili – PiS kamieniuje w mediach obrońców kierowcy seicento, które zderzyło się z kolumną BOR, to brzmi co najmniej groteskowo. A przecież przykłady można mnożyć. Partia Jarosława Kaczyńskiego podporządkowała całą państwowość właśnie swoim potrzebom, czego dowodzi choćby słynna lista ponad tysiąca partyjnych nominatów PiS w państwowych spółkach przygotowana przez "Puls Biznesu".
A pamiętacie, jak Jarosław Kaczyński całkowicie serio powiedział, że jest gotów na spowolnienie gospodarki, jeśli w ten sposób uda mu się zrealizować swoją wizję ideologiczną państwa? To właśnie ta służebność w praktyce.
Euro w Polsce: nie "czy", tylko "kiedy"
W dziale o "podstawowych dylematach rozwojowych" pada hasło wprowadzenia euro do Polski. I tutaj także PiS-owi się odmieniło. Dzisiaj partia nie kryje swojej niechęci do wprowadzenia europejskiej waluty w Polsce, choć może to się skończyć wylądowaniem naszego kraju w drugim szeregu, jeśli dojdzie do realizacji koncepcji "Europy dwóch prędkości".
W 2006 roku nikt nie wątpił, że Polska do strefy euro wejdzie. Dylemat, który miał rząd Jarosława Kaczyńskiego, dotyczył terminu akcesu. "Ważnym dla polityki gospodarczej będzie wybór: czy należy dążyć do szybkiego wejścia Polski do strefy euro, co narzucałoby konieczność podporządkowania temu celowi polityki pieniężnej oraz przeprowadzenia szybkiej i gruntownej reformy finansów publicznych, czy też przesunąć planowaną akcesję na okres późniejszy, zachowując większą autonomię w polityce gospodarczej i wykorzystując ją dla przyspieszenia wzrostu gospodarczego i zmniejszenia różnic rozwojowych w stosunku do obecnych krajów eurolandu?" – pada pytanie.
W odpowiedzi znajduje się zapewnienie, że w najbliższych latach Polska będzie działać dwutorowo – na rzecz przyspieszenia tempa wzrostu z jednej strony, a z drugiej zmierzając do osiągnięcia kryteriów konwergencji i wejścia w przyszłości do strefy euro.
Że też Szyszko pozwolił na taką publikację
W tamtych czasach – choć być może były to zapisy fasadowe, mając w pamięci totalne zamieszanie z Doliną Rospudy i obwodnicą Augustowa – PiS zdawał się dostrzegać konieczność ochrony środowiska naturalnego.
Podrozdział o "polskiej specyfice", w którym opisano nasze mocne i słabe strony, dotyka kwestii ochrony środowiska. Autorzy dokumentu chwalą działania w tej sprawie poprzednich rządów. "Dzięki wysiłkom podjętym w ostatnich 17 latach możliwe było zahamowanie wielu negatywnych trendów. Podniesiono standardy i zaczęto je przestrzegać. Stworzono źródła i mechanizmy finansowania przedsięwzięć proekologicznych. Wymiernym efektem tych działań jest zmniejszenie presji na środowisko oraz systematyczna poprawa jakości jego elementów" – czytamy.
Dzisiaj to brzmi abstrakcyjnie, bo minister środowiska Jan Szyszko jest zainteresowany przede wszystkim odstrzałem żubrów i wycinaniem drzew w Puszczy Białowieskiej, a ekolodzy mają go za zwyczajnego szkodnika. Tak to miało być w 2015 roku:
Fragment dokumentu "Strategia Rozwoju Kraju 2007-2015"
Polska powinna być krajem uporządkowanym przestrzennie, udostępniającym i chroniącym zasoby środowiska naturalnego, dbającym o dobry stan środowiska i bogatą różnorodność biologiczną.
Wtedy Jan Szyszko także był ministrem środowiska. Co mu się stało przez 11 lat?
Społeczeństwo obywatelskie dobrem wspólnym
Wojna z organizacjami pozarządowymi to kolejna cecha drugiego rządu Prawa i Sprawiedliwości. Wszyscy pamiętamy krucjatę, którą organizacjom NGO wyprawiły "Wiadomości". Z rządową telewizją na otwartą wojnę w tej sprawie poszedł nawet wicepremier Piotr Gliński.
PiS nie lubi organizacji pozarządowych, bo zgodnie z nazwą nie ma nad nimi kontroli. Dlatego obcinane są dotacje, a pieniądze dostają tylko organizacje zgodne z partyjną linią. Ale nie zawsze tak było. Tak to przedstawiano w 2006 roku:
Fragment dokumentu "Strategia Rozwoju Kraju 2007-2015"
Chcemy, aby Polska była państwem obywatelskim, obfitującym w zróżnicowane formy lokalnej i ponadlokalnej aktywności obywatelskiej, opierającym się na dialogu i współpracy, promującym działalność organizacji pozarządowych i dążącym do jak najszerszego ich udziału w życiu społecznym.
Z innej części tekstu dowiadujemy się, że "przyszła pozycja Polski zależeć będzie od
harmonii pomiędzy sferą publiczną, rynkiem i społeczeństwem obywatelskim". Nic więcej nie trzeba dodawać.
Przedsiębiorca miał dostać pomoc, a nie kłodę pod nogi
Rząd miał też cele i priorytety, które zostały przedstawione w czwartym rozdziale. Główny, wymieniony jako pierwszy, to wzrost konkurencyjności i innowacyjności gospodarki. Autorzy strategii założyli, że uda się zrealizować ten priorytet m.in. poprzez rozwój przedsiębiorczości. "W tym celu przewiduje się poprawę warunków funkcjonowania przedsiębiorców" – czytamy. Rozumieć przez to należy "większą swobodę podejmowania działalności w efekcie kształtowania bardziej przyjaznych regulacji systemowych". Zakładano także "uproszczenie prawa i procedur administracyjnych" i "obniżanie kosztów działalności gospodarczej", w co wliczono obniżanie pozapłacowych kosztów pracy.
Minęło 11 lat, a rząd dopiero co szykował się do uderzenia w jednoosobowe firmy. Kilkaset tysięcy osób miało stracić z powodu proponowanych zmian podatkowych i zlikwidowania podatku liniowego. Rząd z tej propozycji wycofał się okrakiem.
Żaden taki plan się nie udał
Dla porządku dodajmy, że w dużej mierze niezrealizowany został nie tylko plan PiS z 2006 roku, ale i "Strategia Rozwoju Kraju 2020" Elżbiety Bieńkowskiej z czasów rządu PO-PSL. Pytanie, czy wiceminister Morawiecki jest przekonany, że osiągnie swoje założenia.
Wszystko najczęściej weryfikuje czas. W dokumencie Grażyny Gęsickiej (przypomnijmy, że został podpisany pod koniec 2006 roku) znajdujemy odwołanie do prognoz Banku Światowego, który był przekonany, że do 2015 roku gospodarka światowa będzie się rozwijać szybciej, niż w latach 80. i 90. ubiegłego stulecia. Pół roku później wybuchł światowy kryzys finansowy, którego skutki obserwujemy do dzisiaj.