Przeciwko czemu właściwie protestują ludzie, których politycy PiS określają mianem bojówkarzy, a poseł Joachim Brudziński nazywa „dziczą”? Według nich, Wawel jest „zawłaszczany przez jedną partię polityczną”. Napisali nawet w tej sprawie list do abp. Marka Jędraszewskiego. Pod listem podpisali się m.in prof. Jan Hartman - etyk i filozof; Michał Rusinek- pisarz, były sekretarz Wisławy Szymborskiej i Adam Zagajewski- poeta i eseista. – Mogę powiedzieć panu Kaczyńskiemu jak wygląda prywatna wizyta na grobie mojego ojca. Wsiadam w samochód lub pociąg, płacę za bilet, który kupiłem w kasie, a następnie w godzinach otwarcia cmentarza odwiedzam grób. On zresztą wie jakie są różnice – mówi naTemat prof. Hartman.
Stał się Pan jedną z twarzy protestów przeciwko miesięcznicom wawelskim, czyli wizytom prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który odwiedza tam brata. Przeciwko czemu protestujecie, gdzie tu jest problem?
– Problem mamy z tym, że ktoś próbuje nam wmówić, że my nie pozwalamy Kaczyńskiemu odwiedzać grobu swojego brata. Może więc zacznę od tego, że zapraszam każdego dnia Jarosława Kaczyńskiego. Niech sobie odwiedza prywatnie, on i jego rodzina, groby Marii i Lecha Kaczyńskiego. Ale tu nie o to chodzi. Nie jest też prawdą, że ktokolwiek chciał przeszkodzić, czy nie dopuścić Kaczyńskiego na Wawel. To są kłamstwa.
To o co chodzi?
O to, że nie można kłamać jakoby te wizyty nie miały nic wspólnego z polityką, z PiS, że mają charakter czysto prywatny. Ostatnio tak nie jest. Jarosław Kaczyński przybywa na Wawel w otoczeniu dygnitarzy partyjnych, w otoczeniu swoich podwładnych z partii. Odwiedza Wawel za pieniądze partyjne. Zresztą bardzo duże pieniądze, bo on przyjeżdża tam jak książę ze swoją świtą, z podwładnymi. Są to ewidentnie wizyty o charakterze politycznym mające, bynajmniej nie wyłącznie prywatny i religijny sens – lecz wpisujące się w projekt polityczny, którym jest symboliczne umocowanie PiS-u w tym niezwykłym, wyjątkowym miejscu, będącym własnością duchową całego narodu. Tego czynić nie wolno.
Nie było żadnych wątpliwości gdy zapadła decyzja, że Lech Kaczyński zostanie tam pochowany, że istnieje plan polityczny, PR-owy, zbudowania mitu Lecha Kaczyńskiego jako męczennika i wielkiego męża stanu i koncentrowania reputacji, wizerunku PiS-u wokół tego mitu. A topograficznym centrum tego mitu miał się stać Wawel. Wiadomo było, dlaczego ten prezydent został tam pochowany, tak samo jak wiadomo, dlaczego PiS nie chciałby, aby Lech Wałęsa został tam w przyszłości pochowany. Odrzucam więc oszczerstwa, że próbowaliśmy przeszkodzić w prywatnych wizytach Jarosława Kaczyńskiego na Wawelu. Odrzucam też obłudę argumentu sugerującego, że te służbowe, polityczne, mające oczywisty sens wizerunkowy i symboliczny wizyty na Wawelu, mają charakter prywatny.
Ja jestem "profesorską dziczą", więc odpisałem panu Brudzińskiemu na blogu. Mam nadzieję, że sobie przeczyta. To jest absolutnie infantylne ze strony pana Brudzińskiego żeby wymyślić sobie, że jak on będzie towarzyszył Kaczyńskiemu pieszo, to już nie będzie notablem partyjnym. Ale to, że Brudziński musiał się pofatygować na Wawel pieszo, chyłkiem i udawać że jest tam prywatnie i tylko przypadkiem w tym samym czasie co Kaczyński – świadczy o tym, iż PiS ma poważny problem wizerunkowy. Na razie jedyny pomysł PiS-u, żeby jakoś opanować tę sytuację, to jest opieranie się na tabu żałoby, grobu i prywatności i cały czas granie tym grobem. Udawanie, że są to prywatne wizyty.
Jak odróżnić prywatną wizytę od partyjnej?
Mogę powiedzieć panu Kaczyńskiemu, jak wygląda moja prywatna wizyta na grobie ojca. Wsiadam w samochód lub pociąg, płacę za bilet, który kupiłem w kasie, a następnie w godzinach otwarcia cmentarza odwiedzam grób. Myślę, że pan Kaczyński wie, co to znaczy, kupić bilet, podjechać w okolice Wawelu, przejść parę kroków itd. Miałbym w związku z tym pytanie, jaka część wydatków PiS-u pochodzi z dotacji budżetowych, a jaka ze składek? I proporcjonalnie, ile kosztuje partię i podatnika jedna manifestacja polityczna, którą jest służbowa wizyta na Wawelu? Bo pieniądze na partie są również środkami publicznymi. Nie udawajmy, że nie wiemy, o co chodzi i nie bójmy się szantażu moralnego. A już sumieniu Jarosława Kaczyńskiego zostawiam to, jak wykorzystuje ofiary katastrofy smoleńskiej do celów politycznych. Ofiary są tutaj żetonami w rozgrywce politycznej.
Pan, ateista, podpisał się pod listem do metropolity krakowskiego, żeby rozwiązał sprawę miesięcznic wawelskich. Czy uważa Pan, że abp. Jędraszewski jest w stanie rozwiązać ten – jak ustaliliśmy – polityczny spór?
Nie rozumiem wiązania podpisania tego listu z moim poglądem na kwestie nieistnienia bogów. Abp. Jędraszewski jest gospodarzem religijnej części Wawelu, dokładnie tej, którą odwiedza prezes PiS. I jest w jego mocy, by rozmówić się z Jarosławem Kaczyńskim odnośnie dalszych wizyt i ich charakteru. Myślę, że jest w stanie powiedzieć - "Panie prezesie, ma pan wstęp o każdej porze dnia i nocy do mojej katedry, tylko bardzo proszę, żeby te wizyty miały charakter rodzinny, osobisty, tak jak to bywało dawniej. Ponieważ robi to negatywne wrażenie i sugeruje, że chce pan osiągnąć jakąś wizerunkową, polityczną korzyść". Tak powinien się zachować arcybiskup, powinien się tak zachować bez naszego listu. Napisaliśmy ten list, bo tego nie zrobił. Sądzę, że to jest zupełnie naturalne, że zwracamy się do gospodarza tego miejsca, aby je chronił przed politycznymi nadużyciami.
A czy to nie leży w gestii prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego, żeby rozwiązać ten konflikt?
Każdy człowiek o dużym autorytecie może spróbować przemówić do rozsądku, do poczucia przyzwoitości Jarosława Kaczyńskiego. Być może gdyby Jacek Majchrowski się w tę sprawę zaangażował, to byłby jakiś efekt. Ale formalnie nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Jedyną osobą, która ma z nią coś wspólnego jest gospodarz katedry na Wawelu, abp Jędraszewski, który zaprasza Jarosława Kaczyńskiego. Wawel nie może być kojarzony z żadną partią, czy władzą właśnie, dlatego że to była siedziba polskich królów. Tak samo jak Zamek Królewski w Warszawie. Nie róbmy z siebie idiotów, że nie wiemy o co w tym wszystkim chodzi.
Niektórzy przeciwstawiają te wasze protesty ludziom z miesięcznic smoleńskich zbierającym się pod Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu. Nie ma Pan z tym problemu?
Nie wiem na czym polega przeciwstawienie. Jest czymś moralnie odrażającym branie udziału w zebraniach politycznych, których jedynym sensem jest szerzenie łgarstw i oszczerstw. Szerzenie łgarstw polega na tym, że sugeruje się, jakoby były jakieś przesłanki świadczące o tym, że pod Smoleńskiem mogło dojść do zamachu. A oszczerstwa polegają na tym, jakoby winny temu „zamachowi” miał być Donald Tusk. Te zebrania nie mają nic wspólnego z żałobą, one są czysto polityczne i mają na celu użycie ofiar katastrofy smoleńskiej do celu politycznego jakim jest świadome załgiwanie historii, wmawianie sobie i innym, że to nie była katastrofa i że nie została wyjaśniona.
A więc rzeczywiście, stoimy w radykalnej, moralnej opozycji do czegoś takiego. Jesteśmy wrogami używania trumien w walce politycznej. Nasze działanie jest czysto patriotyczne. Bronimy godności ofiar katastrofy smoleńskiej. Nasze pobudki moralne są jasne. Gdyby nawet pan Brudziński nie pieszo, ale na kolanach wchodził na Wawel, nie zmieni to faktu, że był notablem partyjnym towarzyszącym swojemu pryncypałowi w wizycie partyjnej na Wawelu opłaconej z partyjnych środków. Z faktami się nie dyskutuje.