
Polskie władze zostały same. Wbrew stanowisku rządu PiS głosował nawet węgierski sojusznik posła Kaczyńskiego, Viktor Orbán. Nie było zapowiadanej konserwatywnej kontrrewolucji - był trzeźwy rachunek zysków i strat. Zdradzeni o zmierzchu wyborcy PiS od wczoraj zasypują konto Orbána gniewnymi wiadomościami, z których część nie nadaje się do zacytowania.
O opinię w tej sprawie proszę troje specjalistów w dziedzinie stosunków międzynarodowych - Łukasza Jasinę z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, Piotra Burasa z European Council on Foreign Relations i ekspertkę zbliżoną do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, która z oczywistych względów chciała zachować anonimowość.
W perspektywę wyjścia Polski z Unii Europejskiej nie dowierza też dr Łukasz Jasina, który podkreśla, że Unii zależy wręcz na głębszej integracji Polski, której elementem jest np. wprowadzenie euro.
Polska jest piątą gospodarką unijną, więc nikt nie będzie się wyrywał, by się nas pozbyć. Poza tym wraz z odejściem Polski z Unii impetu nabrałyby ruchy antyeuropejskie, co w oczywisty sposób byłoby niekorzystne dla UE, już i tak osłabionej Brexitem.
W Polexit wątpi też dr Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura ECFR, jednak przestrzega przed innym niebezpieczeństwem. Polki i Polacy wcale nie są tak euroentuzjastyczni, jak wynikałoby z sondaży, a te plasują nas w czołówce sympatyków Unii Europejskiej.
Sondaże dają nam fałszywe poczucie bezpieczeństwa, gdyż sugerują, że rząd PiS prowadzi eurosceptyczną politykę na przekór euroentuzjastycznemu społeczeństwu.
Tymczasem wystarczy zapytać Polaków o coś nieco bardziej konkretnego niż ogólne poparcie dla Unii - np. czy popierają silniejszą integrację w sprawach obronnych, lub czy chcą wziąć większą odpowiedzialność za politykę międzynarodową - by uzyskać odpowiedzi świadczące o polskim izolacjonizmie, skoncentrowaniu tylko na sobie.
To znaczy, że rząd PiS ma znacznie silniejszą legitymację do prowadzenia antyeuropejskiej polityki, niż euroentuzjaści chcieliby wierzyć.
Na pytanie o winnego katastrofy brukselskiej, ekspertka związana z MSZ głęboko wzdycha. – Wszyscy. Donald Tusk, bo powinien był zgodnie z obyczajem wystąpić o rekomendację rządu, a teraz jego pozycja jest nieodwracalnie osłabiona. Rząd, bo postawił interesy PiS nad interesem narodowym. I 27 państw unijnych, które przepchnęły przedłużenie kadencji Tuskowi kolanem, doprowadzając do niekorzystnego precedensu. Można sobie teraz wyobrazić, że szefem Rady Europejskiej zostanie ktoś, kogo nie popiera już nie jedno, ale kilka państw UE – mówi.
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl