Gdyby zapytać w sondażu Polaków, jak nazywa się rzecznik prasowy rządu, zapewne niewielu z nich bez zastanowienia mogłoby wymienić jego imię i nazwisko. Nawet gdyby mieli przed oczami zdjęcie Rafała Bochenka. Ale gdyby chcieć zbadać rozpoznawalność niedawnego rzecznika MON – większość respondentów nie miałaby zapewne żadnych problemów z odpowiedzią na pytanie kim jest, jak wygląda, a nawet wyjaśniliby ankieterom, dlaczego jego pozycja w wojsku jest ważniejsza niż generałów.
Bartłomiej Misiewicz to dzisiaj nie tylko medialny antywzór wszystkich najgorszych cech polityka, ale także swego rodzaju fenomen, który – niezależnie od tego jak potoczy się dalej jego błyskotliwa kariera – i tak wejdzie do annałów polskiej polityki. I to paradoksalnie przy pomocy tych samych mediów, które piętnują jego brak kwalifikacji, arogancję i zachłyśnięcie się władzą.
Polityczny celebryta
Czy można mówić dzisiaj o brandzie pod nazwą Misiewicz? – On ma swoje pięć minut, ale jest to pięć minut złej sławy. Rozpoznawalność to nie wszystko – przekonuje w rozmowie z naTemat dr Norbert Maliszewski, psycholog i ekspert ds. marketingu politycznego.
Według niego, rozpoznawalność Misiewicza nie przełoży się raczej na pozapolityczną karierę, bardziej celebrycką niż polityczną. Choć w jednej z białostockich dyskotek niedawny rzecznik MON pokazał się przecież co najmniej w roli wodzireja.
– Pan Misiewicz zyskał szybko rozpoznawalność, ale odbyło się to na zasadzie efektu diabelskiego, czyli bardzo negatywnych asocjacji. To, co robi, jest dużym problemem dla PiS, bo uruchamia tzw. relatywną deprywację – tłumaczy naukowo dr Maliszewski.
– Przypomnijmy, że PiS dochodziło do władzy głosząc przywracanie godności swoim wyborcom. Oni zaczęli korzystać z programu 500 plus, ale teraz mogą dostrzec, że te nowe elity zaczynają się zachowywać w sposób arogancki w stosunku do nich i do obietnic, które składali. Trudno się więc spodziewać, by pan Misiewicz zrobił karierę w mediach, albo żeby był pożądaną osobą jeśli chodzi o budowanie wizerunku w jakiejś firmie – twierdzi Maliszewski.
Nie będzie zapewne brakowało chętnych do przeprowadzenia z Misiewiczem w przyszłości wywiadu rzeki, albo oczekujących na jego wspomnienia na temat politycznej przyjaźni z Antonim Macierewiczem. A właściciele najdroższych dyskotek może będą się jeszcze bić o reklamy z jego udziałem?
Autor pamiętników i wywiadu rzeki?
– Zdarzają się tacy celebryci, których wizerunek prowokuje, ale wizerunek Misiewicza jest mało atrakcyjny. Była żona Kazimierza Marcinkiewicza opublikowała pamiętniki po rozstaniu z byłym premierem, ale dało jej to tylko pięć minut sławy. Jeśli chodzi o samego Marcinkiewicza, to on jako premier cieszył się jednak dużym zaufaniem. Nie można jego burzliwych losów porównywać z losami pana Misiewicza – tłumaczy ekspert.
To może jednak polityka jest dla Misiewicza naturalnym środowiskiem? W końcu funkcjonuje w niej wiele lat. Zapewne on sam jeszcze kilka lat temu – jako pracownik apteki w Łomiankach – nie marzył nawet o takiej mołojeckiej sławie. Bo niezależnie od krytyki mediów, dla żelaznego elektoratu PiS jest kimś, kto wrogom się nie kłania i „łaja ich biczem dezinformacji”, od której stał się przecież specjalistą.
Być może powrót 26-latka z długiego urlopu na stanowisko szefa gabinetu politycznego szefa MON, a nie na stanowisko rzecznika prasowego resortu, to próba osiągnięcia jakiegoś politycznego kompromisu.
– Myślę jednak, że to nie dodaje Misiewiczowi politycznej renomy. On jest traktowany jako problem, a Macierewicz zatrzymując go pokazuje swoją silną, niezależną pozycję i puszcza oko do swoich współpracowników, że tych lojalnych będzie bronił do końca – ocenia Maliszewski
Według dra Maliszewskiego, w partyjnej polityce PiS Misiewicz będzie jednak traktowany „jak gorący kartofel”. – Być może odnajdzie się w jakiejś prawicowej niszy i będzie się zajmował analizowaniem rosyjskiej propagandy i może nawet będzie miał swoich sympatyków ze względu na wyraziste, radykalne, antyrosyjskie postawy, ale kariery raczej nie zrobi – ocenia ekspert.