Maciej Lasek reaguje na nagranie kontrwywiadu z 10 kwietnia.
Maciej Lasek reaguje na nagranie kontrwywiadu z 10 kwietnia. Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Służba Kontrwywiadu Wojskowego upubliczniła wideo z dnia katastrofy Tu-154 M. Widać na nim meldującego prezydentowi gen. Andrzeja Błasika, a także moment wejścia Lecha i Marii Kaczyńskich do samolotu. SKW podkreśla, że nagranie było wcześniej nieznane. Maciej Lasek z komisji Millera widział je lata temu.

REKLAMA
– Nie wiem, trzeba się spytać tych, którzy wydali takie polecenie – odpowiada Lasek, kiedy pytam czemu kontrwywiad chwali się nagraniem z 10 kwietnia. – Materiały z monitoringu, jak zresztą mnóstwo innych materiałów, które posłużyły do napisania raportu komisji Millera, były znane od samego początku i analizowane – słyszę.

Były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych
zaznacza, że m.in. opierając się o pokazane dziś materiały, komisja określiła choćby, kto meldował gotowość załogi prezydentowi czy w jakiej kolejności pasażerowie wchodzili do samolotu. – Na ich podstawie szukaliśmy też innych dowodów choćby na rzekomą kłótnię między panem kpt. Protasiukiem a panem gen. Błasikiem, którą wskazywali dziennikarze i okazało się, że nie można tego potwierdzić – mówi.
Maciej Lasek

Mogę pogratulować Służbie Kontrwywiadu Wojskowego, że udało się jej dotrzeć do archiwalnych materiałów,które są zapewne w posiadaniu podkomisji, a od nas zostały przekazane wcześniej po zakończeniu badania do archiwum. W związku z tym, nie jest to chyba jakieś wielkie osiągnięcie znaleźć coś, co nie zostało schowane.

Lasek jest przekonany, że ujawnienie materiału przez SKW było przypadkowe. Tyle że jego zdaniem to nic nie wnosi do sprawy. – Poza wątkiem symbolicznym. Możemy zobaczyć ostatnie chwile jak pan prezydent z małżonką wchodzą na pokład samolotu – zaznacza. – Z punktu widzenia wspomnieniowego nagrania mają wartość, natomiast z punktu badawczego miały taką wartość, jak to zostało opisane w raporcie komisji Millera – kwituje.
Zapytany o osiągnięcia Antoniego Macierewicza i osób, które pracują w jego podkomisji, Lasek z ironią stwierdza: "Przez ostatni rok dowiedzieliśmy się tego, że nie są w stanie udowodnić swoich wcześniejszych, bardzo odważnych tez. Odważnych w cudzysłowie". Mówi też, że jedynym, co łączy owe tezy to brak poparcia w materiałach dowodowych i faktach. – To trwa rok i dwa miesiące, nie pokazano niczego nowego i nie spodziewam się, żeby można było cokolwiek pokazać, bo materiały, które są również w posiadaniu prokuratury, nie pozwalają na sformułowanie innych wniosków – dodaje mój rozmówca.