
Marysia o akcji obcinania włosów dla chorych na nowotwory usłyszała na rok przed komunią. Zapaliła się do tego pomysłu. Mama wyprosiła, aby poczekała do uroczystości. – Sądziłam, że zapomni. Tymczasem zaskoczyła mnie – przyznaje jej mama. Na wyprodukowanie jeden peruki potrzeba włosów od 6 do 8 osób. Aneta Siwiec, która chorowała, na raka jest wdzięczna wszystkim włączającym się do akcji: – Pierwsza peruka, którą założyłam, była paskudna, ale też po raz pierwszy po bardzo długim czasie odważyłam się spojrzeć w lustro.
Marysia obcięła włosy w sobotę, dwa tygodnie po komunii. Decyzję o wsparciu akcji podjęła jednak znaczniej wcześniej. – Rok temu byłam z córką w zakładzie fryzjerskim i tam Marysia usłyszała o inicjatywie Fundacji Rak'n'roll, która zbiera włosy na peruki dla kobiet w trakcie chemioterapii. Natychmiast zapaliła się do tego pomysłu – opowiada Agnieszka Czyżewicz z Jasła. Wydawałoby się, że dziecko szybko zapomni o swoim postanowieniu. Tymczasem po roku Marysia przypomniała o akcji. – To ja poprosiłam, aby wytrzymała do komunii – przyznaje jej mama. Włosy miała już długie, sięgały poniżej pasa. Fryzjerka przyznała, że dużo dobrego materiału na perukę. Pani Agnieszce bardzo podoba się inicjatywa fundacji, ale też ostrzega... – Istotą sprawy jest jednak, aby dziecko samo chciało. Inaczej nie ma to sensu. Nie można na siłę namawiać. Najważniejsze, że to córka chciała – podkreśla mama Marysi.
– To mi się zakręciła się łezka w oku, gdy obcinałam warkocze córki. Zachowałam jeden pukiel włosów na pamiątkę – przyznaje Anna Mec z Białegostoku. Jej córka, Maja przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej w ubiegłym roku. Jeszcze przed uroczystością zapowiedziała, że chce skrócić włosy. Mama przekonała ja, aby w takim razie przekazała włosy dla dzieci chorych na raka. Postanowiły, że włosy obetną w domu. – Wyczytałam w internecie, jak należy przygotować włosy. No i zaplotłam warkocze i obcięłam. Córcia poszła później do fryzjera, aby ten już fachowo wyrównał fryzurę. Niemal jej już odrosły – śmieje się. Maja pochwaliła się koleżankom nową fryzurą, a także tym, do czego posłużą jej włosy. Komentarze były pozytywne, oprócz jednego... – Matka jednej z dziewczynek stwierdziła, że ona by obcięła i zostawiła córce na perukę, gdyby zachorowała – wspomina Mec.
Przykłady płyną też z innych regionów Polski. Kinga Orzech pracuje w Gliwickim Centrum Onkologii. Może peruka z włosów jej córki trafi do pacjentów centrum. Przyznaje, że to autonomiczna decyzja jej córki. Rok temu włosy dla potrzebujących obcięła Weronika z Lipin. – Myślałam o takim rozwiązaniu i córka od razu się zgodziła. Jestem z niej dumna – mama Weroniki, Justyna Wesołek komentowała dla lokalnych mediów. Podobnie jest też na drugim końcu Polski na Pomorzu. Od czterech lat salon fryzjerski w Grzybnie prowadzi zbiórkę włosów na peruki dla chorych na raka.
Włosy mogą być farbowane. Natomiast nie nadają się rozjaśniane, czyli utleniane. Oczywiście muszą być w dobrym stanie. Przed ścięciem myjemy włosy w szamponie, bez odżywki, a potem bardzo dobrze wysuszamy. A przed samym ścięciem zaplatamy je w warkocz, a następnie zawiązujemy na jego początku i końcu gumkę. Aby nadawały się na perukę, włosy po ścięciu muszą mieć minimum 25 centymetrów długości.
Po chemioterapii Anecie Siwiec z Warszawy wypadły włosy. Nie zapomni tego momentu, gdy pierwszy raz założyła perukę. – Była paskudna, ale po raz pierwszy od długiego czasu miała odwagę spojrzeć w lustro – opowiada. Od tego czasu minęło 13 lat i dalej nosi perukę, bowiem po terapii włosy jej nie odrosły. Trwałość peruk jest ograniczona. Pani Aneta musi zmieniać je co dwa lata. Podkreśla, że inicjatywa fundacji ma wymiar bardzo ważny dla pacjentów. Naturalne peruki kosztują ok. 4 tys. złotych. Chorych, często obarczonych wydatkami na terapie nie stać na ich zakup. Istotny jest też ten wymiar psychiczny. – Ja nazywam to nawet oszukiwaniem siebie, że nie jestem chora. Poza tym człowiek z nowotworem często jest w dołku, a do tego terapia pozbawia go atrybutu, tak ważnego dla każdej kobiety, ale i wielu mężczyzn – opowiada. Cieszy się, że coraz więcej osób decyduje się na obcięcie włosów dla potrzebujących. Czy zna osoby, które oddały dla niej? – Nie tyle dla mnie, ile z myślą o moim przypadku. Wiem o jednej dziewczynie, mojej bratanicy. Ma 15 lat – dodaje Aneta Siwiec.
